Mam wrażenie, że mimo rozwoju technologii, środków masowego
przekazu, szybkości obiegu informacji dookoła globu, na temat wielu zjawisk
istnieje w świadomości przeciętnego człowieka więcej mitów, półprawd i zwykłych
zmyśleń niż sprawdzonych informacji.
Jednym z takich zjawisk wydaje mi się być islam. Mimo
zagrożenia, jakie ta religia (albo „herezja” – jak mahometanizm traktowali
ojcowie Kościoła i np. z XX-wiecznych myślicieli Hilaire Belloc), ogólny stan
wiedzy na jej temat jest dość niski.
Pamiętam ożywioną dyskusję, jakiej byłem świadkiem, pomiędzy
pewnym zacnym duchownym a jego parafianinem na temat islamu i Koranu. Obaj
interlokutorzy wyrażali sprzeczne poglądy: jeden twierdził, że islam to religia
pokoju, a drugi, że wprost przeciwnie; jeden twierdził, że potwierdzenie na
pokojowość islamu można znaleźć w Koranie i że terroryści postępują niezgodnie
z jego nauką, drugi obstawał zaś przy tym, że właśnie to terroryści są wiernymi
uczniami nauk Koranu, a przytoczyć można na to odpowiednie wersety tej świętej
księgi mahometan. Nie wypowiadałem się o Koranie, bo moja wiedza była wówczas
na ten temat zerowa. Wyraziłem jedynie wątpliwość co do pokojowości samej
religii. Jednak najlepsza była konkluzja całej tej dyskusji: najpierw jeden z
rozmówców, a potem tak samo drugi, przyznał, że... Koranu nigdy nie czytał i w
ogóle go nie zna. Na czym więc opierała się cała dyskusja? No właśnie...
Ten przykład zdaje się świadczyć o tym, że potrzebna jest
podstawowa chociaż edukacja na temat islamu. Sam osobiście zachęcałbym do
lektury Koranu, by u źródła poznać, co ta księga faktycznie nam mówi. Choć
trzeba się zastrzec, że nie jest to lektura łatwa i jeśli ktoś sądzi, że
wyznaczy sobie np. rok na przeczytanie świętej księgi mahometan od deski do
deski, może się srodze zawieść – bardziej niż w przypadku Biblii, która
przecież też wymaga odpowiedniego wprowadzenia i przygotowania do lektury.
Pierwsze wrażenie może być takie, że jest to po prostu bełkot, w którym
czytelnik rozpozna fragmenty kojarzące się z Biblią, zarówno ze Starym, jak i
Nowym Testamentem, ale w którym brak jakiegoś ładu i składu. Osobiście
zachęcałbym do lektury Koranu od... końca, gdzie znajdują się najkrótsze sury,
a więc również najłatwiejsze do ogarnięcia i przeczytania (co nie znaczy, że
nie wymagają one komentarza i przypisów).
Kto zaś nie ma czasu, powinien sięgnąć po jakieś dobre
źródło, przewodnik lub naukową rozprawę, podpartą również cytatami. Potrzebna
jest wiedza, inaczej łatwo dać się uśpić, a przebudzenie może być bardzo
bolesne – wówczas na reakcję może być już za późno.
Na to zapotrzebowanie odpowiada ostatni numer „Egzorcysty” –
znakomitego miesięcznika, który miałem zamiar zarekomendować na tej stronie już
jakiś czas temu. Jego zaletą jest m.in. staranna szata graficzna i bloki
tematyczne poświęcone np. różnym zagrożeniom duchowym. Katolików letnich,
którzy sądzą, że jest to rodzaj katolickiej „Wróżki” zachęcam, by raczej sami
sięgnęli po pismo albo po prostu... puknęli się w czoło i zastanowili, co
wiedzą o swojej wierze.
Otóż, listopadowy „Egzorcysta” daje swoim czytelnikom blok
artykułów na temat islamu. Powiem wprost – czytelnik, który wie niewiele albo
zgoła nic na temat islamu, pewnie będzie miał z początku jeszcze większy mętlik
po tej lekturze, choć też całkiem sporo się dowie. Ale to dobrze, bo może
zachęci to go do dalszych poszukiwań i weryfikacji pewnych opinii wyrażanych w
tym miesięczniku.
Całość zaczyna się z pozoru niewinnie, a nawet bardzo dla
islamu przychylnie, bo pokazując religię Mahometa od tej pozytywnej strony –
przyjaznej przybyszowi, gościnnej, hołubiącej rodzinę, troszczącej się o dobre
i bezstresowe wychowanie dzieci, z szacunkiem odnoszącej się do
chrześcijaństwa, a nawet szukającej u katolickich zakonnic porady i wsparcia w
trudnych i konfliktowych sytuacjach. Taki jest artykuł s. Anny Siudmak pt.
„Życie wśród wyznawców islamu”. Jednak konkluzja tego artykułu i jeden z jego
wcześniejszych fragmentów mrozi krew w żyłach.
Kolejny krótki tekst, to wyznanie Abdura Raufa, który
opowiada o jego nawróceniu z islamu na chrześcijaństwo. Jak twierdzi:
Wyrosłem w społeczeństwie, które traktuje Boga jako istotę
odległą, przebywającą gdzieś w niebie. (...) Ten Bóg akceptuje modlitwę tylko w
jednym języku – arabskim.
Dręczony przez pytania, nie miał innego wyjścia jak
„milczenie albo przyjęcie islamu”. Jego przyszła żona, a potem zakonnicy
naprowadzili go na właściwą ścieżkę, a jeden z zakonników zalecił mu lekturę
Biblii. Nastąpiła przemiana, o której tak pisze m.in.:
Wtedy dopiero spotkałem i odkryłem prawdziwego Boga – tego,
który jest blisko, słucha mnie i rozmawia ze mną, obojętnie w jakim języku
mówię, kocha mnie takiego, jakim jestem, poświęca swoje życie, by mnie uratować
od śmierci.
„Gwoździem” całego numeru jest obszerny wywiad z prof. Remim
Braguem – filozofem i autorem książek, które ukazały się również w polskich
tłumaczeniach. Wywiady z profesorem można było już przeczytać na łamach
polskiej prasy (m.in. w „Gościu Niedzielnym”). Ten należy chyba do
najobszerniejszych. Tytuł nieco prowokacyjny: „Co zawdzięczamy Mahometowi?”
Francuski profesor zwraca uwagę na pewną zasadniczą rzecz:
Europejczycy (...) stosują wobec islamu kategorie
pochodzenia chrześcijańskiego. Dla nich religia musi mieć Boga, zakładać życie
po śmierci, mieć duchownych oddających cześć Stwórcy, modlitwy, sakramenty,
ewentualnie posty i pielgrzymki.
W przypadku islamu mamy problem, by zrozumieć, że chodzi w
nim przede wszystkim o prawo. W średniowieczu, aby określić islam, stosowano
łacińskie określenie lex Mauroroum (prawo Maurów), a także hebrajskie to-rat
ha-Ismaelim (prawo synów Izmaela). Było w tym więcej racji, niż myślano.
Islam jest przede wszystkim systemem praw, boskich nakazów, które oceniają
niemal każde działanie, jakie obecne jest w ludzkim życiu: obowiązkowe,
zalecane, obojętne, odradzane, zakazane. Od tego prawa zależą akty kultu
(modlitwa, ramadan, pielgrzymka). Jeśli zatem muzułmanin znajdzie lub będzie
wierzył, że znalazł w prawie islamskim zapis, jak usprawiedliwić – bądź w jaki
sposób uczynić szlachetnym albo obowiązkowym – zabicie „niewiernych”, to to mu
wystarczy. Poza tym uczyni to, co nakazuje mu prawo islamu.
Warto zapoznać się z tą rozmową, bo z pewnością pomoże ona
wyjaśnić pewne nieporozumienia, gdyż jak mówi profesor: „konieczne jest, aby po
obu stronach rozumieć słowa w tym samym sensie”. A okazuje się, że często
mylnie uważamy, że jest możliwe porozumienie, nie zdając sobie sprawy z tego,
że te same słowa mają inne znaczenie dla nas niż dla uczniów Mahometa.
Inny ważny i intrygujący tekst w tym numerze
„Egzorcysty” to artykuł abp. Fultona J. Sheena „Maryja i muzułmanie”, w którym
autor dowodzi, że nawrócenie mahometan przyjdzie przez Maryję.
Godny polecenia jest także „Osobowy Bóg i panteizm” ks.
prof. Krzysztofa Kościelniaka. Bardzo często na Zachodzie mamy tendencję postrzegania
islamu jako monolitu (nawet jeśli wielu słyszało o szyitach i sunnitach), nie
zdając sobie sprawy z pewnych zasadniczych różnic między różnymi odłamami tej
religii. A już sam tytuł sugeruje pewne tropy, które kłócą nam się z obrazem
mahometanizmu. Ten erudycyjny tekst dostarcza sporą dawkę wiedzy i może być
zachętą do dalszych poszukiwań.
Fascynujący (i jak najbardziej na miejscu akurat w tym
czasopiśmie) jest artykuł tego samego autora „Złe duchy według Koranu”.
Podobnie, jak rozmowa z Remim Braguem zwraca uwagę na
nieporozumienia związane z naszym postrzeganiem islamu, tekst ks. Krystiana
Kałuży pokazuje, jaki „nieprzekraczalny dystans” dzieli od siebie obie religie
i jak obca jest muzułmanom katolicka nauka o Zbawieniu.
Wymienione przez ze mnie teksty zasługują na zgłębienie, ale
to nie znaczy, że w listopadowym numerze „Egzorcysty” to jedyna lektura godna
uwagi. Naprawdę warto pospieszyć się i nabyć swój egzemplarz. To spora dawka
wiedzy, a także lektura ubogacająca ducha i uświadamiająca piękno naszej
religii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz