W pięćsetną rocznicę reformacji warto byłoby sięgnąć po
jakąś pozycję związaną z tematem, a przynajmniej choć częściowo tego tematu
dotyczącą. Wydaje mi się, że Hilaire Belloc może być tutaj trafnym wyborem jako
autor nietuzinkowy, a przy tym zaliczany do grona wybitnych pisarzy katolickich
języka angielskiego.
Kontrowersje związane ze świętowaniem okrągłej rocznicy
wystąpienia Marcina Lutra, kwestie udziału hierarchów Kościoła katolickiego w
tych obchodach, a nawet samego papieża Franciszka (sporo szumu wywołała jego
obecność na uroczystościach w Szwecji) to również znakomity pretekst, by
zapoznać się nie tylko z historią reformacji, ale dowiedzieć się nieco więcej o
zjawisku herezji jako takiej.
„The Great
Heresies. An Examination of Religion” to jedna z tych publikacji
Belloca, która zdaje się wciąż cieszyć dużym zainteresowaniem zarówno
czytelników, jak i wydawców, sądząc choćby po ilości wznowień dokonanych przez
różne oficyny wydawnicze, mimo dostępności angielskiego tekstu również w
Internecie. Notabene Belloc nie ma tyle szczęścia do polskich tłumaczeń, co
jego współpracownik i przyjaciel, jakim był Chesterton, a przecież znajomość
autora „Ortodoksji” bez Belloca to znajomość niepełna. Wszak przezwano ich
niegdyś „Chesterbelloc” jakby stanowili jedną istotę.
Książka Belloca skupia się na kilku epizodach w historii
Kościoła, które zdaniem autora są znaczące, a które mogły stanowić (albo
stanowiły) katastrofalne zagrożenie dla naszej cywilizacji. Choć zdaniem autora
spory teologiczne nie są jedynie teoretycznymi sporami grupki oderwanych od
rzeczywistości pięknoduchów, a mają wpływ na rzeczywistość większy, niż
niektórzy sobie wyobrażają, to autor wybiera tylko te, które były szczególnie
znaczące: arianizm, mahometanizm, herezja albigeńska, reformacja i faza
nowożytna.
Każdy czytelnik bez wątpienia zatrzyma się w tym wyliczeniu
na mahometanizmie. Islam jest przecież postrzegany jako osobna religia.
Tymczasem Belloc traktuje ją jako herezję chrześcijaństwa, podążając zresztą
tropem ojców Kościoła. Podkreśla, że różni wyznanie Mahometa od innych herezji
zwłaszcza to, że w przeciwieństwie do nich jeszcze nie wygasło, a zdaniem
Belloca każda z herezji zmierza ku wymarciu, nawet jeśli pewne jej symptomy
utrzymują się jeszcze w społeczeństwie przez dłuższy czas. Tymczasem islam
wciąż przejawia niepokojącą żywotność. Co ciekawe – i co z pewnością
przyczyniło się do popularności tej książki – autor stwierdza to wówczas, kiedy
wydawało się, że właśnie islam jest już w fazie zamierania, a przynajmniej
stagnacji i upadku dawnej potęgi (książka została napisana jeszcze przed II
wojną światową). Tymczasem Belloc wieszczył powrót mahometanizmu, jakby
przewidywał wstrząsy dzisiejszej epoki. Te partie książki czyta się niemal jak
proroctwo.
Jeśli chodzi o rozdział poświęcony reformacji, to ciekawe
dla współczesnego czytelnika może być to przede wszystkim, że samą reformację
Belloc nie traktuje jako jedną herezję, ale bardziej jako ruch, w którym
widoczne były różne typy herezji, a tym, co je jednoczyło, była niechęć do
autorytetu Rzymu i odrzucenie go. Autor „The Great Heresies” podkreśla przy
tym, że uczestnikom tego wielkiego zamieszania nie chodziło tak naprawdę z
początku o rozbicie chrześcijaństwa, dopiero splot różnorodnych czynników,
wśród których niebagatelną rolę odegrał geniusz Jana Kalwina, doprowadził do
kataklizmu, jakim było podzielenie Europy.
Belloc nie ukrywa bowiem, że uważa reformację za katastrofę,
która skutkowała m.in. fatalnymi pod względem społecznym skutkami w XIX wieku,
choć niewątpliwie początkowo nadała pewną dynamikę krajom protestanckim. Pisarz
w najmniejszym stopniu nie był piewcą dzikiego kapitalizmu, który pozbawiał
wielkie masy społeczeństwa wolności. Z pewnością też nie zachwycał go socjalizm
czy komunizm, który dążył do pozbawienia człowieka własności zabezpieczającej
jego niezależność od państwa. Był Belloc też wrogiem państwa opiekuńczego.
Niektóre jego uwagi pod tym względem mogą zapewne szokować współczesnego
czytelnika przyzwyczajonego do opieki państwa, które ingeruje we wszelkie sfery
życia osobistego.
Interesujące są również analizy dotyczące „fazy nowożytnej”,
próba ogarnięcia zjawiska, dla którego jeszcze Belloc nie miał sprecyzowanej
nazwy, gdyż przecież był obserwatorem niejako z wewnątrz, nie mogąc ogarnąć
całości zjawiska jednym rzutem oka. Wiele spostrzeżeń wydaje się celnych. W
innych przypadkach Belloc mylił się co do tempa następujących zmian. Faktem
jest natomiast, że trafnie przewidział, iż nowa epoka będzie atakiem dążącym do
całkowitego zniszczenia Kościoła katolickiego.
Współczesny czytelnik bez wątpienia znajdzie w książce wiele
cennych przemyśleń. Może wręcz zaskakiwać, jak przenikliwym obserwatorem był
Belloc, choć sam zdawał sobie sprawę, że zjawiska historyczne to procesy
długofalowe i precyzyjne ich zdefiniowanie w trakcie trwania jest niezwykle
trudne. Jak bardzo adekwatne dla naszych czasów są uwagi autora „The Great
Heresies” może obrazować choćby fakt, że już Belloc pisze o... banksterach.
Wprawdzie sam nie wpadł na to, by ukuć taką właśnie nazwę, ale fragmenty
poświęcone systemowi bankowemu i lichwie czyta się, jakby powstały właśnie
teraz.
Warto również na zakończenie tej pobieżnej recenzji zwrócić
jeszcze uwagę na jedną rzecz. Może najistotniejszą, bo ważną dla zrozumienia
samej herezji jako zjawiska. Otóż Belloc podaje jej definicję, którą w
najprostszych słowach można wytłumaczyć mniej więcej tak: herezja to nie jest
totalne zaprzeczenie systemu, przeciwko któremu występuje. Ona bazuje na
istniejącym już systemie, wymienia jednak jakiś istotny dla tego systemu
element, powodując tym samym, że system nie jest już ten sam. Z pozoru taki
system może nawet wyglądać na pierwszy rzut oka podobnie. Jednak konsekwencje
zmiany są niebagatelne. W przypadku religii, która jest podstawą kultury,
oznacza to wpływ nie tylko na życie indywidualne, ale na cały organizm
społeczny. Stąd Hilaire Belloc przyrównuje znaczenie ważnych kontrowersji
teologicznych do znaczenia rozstrzygających bitew, które zmieniały bieg historii.
Zakończę te parę refleksji po lekturze małą dygresją, która
niezupełnie dotyczy tylko Belloca. Otóż czytając książki z literatury
angielskiej niejednokrotnie uświadamiam sobie, jak cenną serią jest (a może
była?) popularna seria Biblioteki Narodowej Ossolineum. Staranne przygotowanie
tekstu, przypisy, bibliografia, obszerna przedmowa – to elementy, które
ułatwiają współczesnemu czytelnikowi obcowanie z dziełami literatury nie tylko
z odległej przeszłości. Popularne, tanie wydania klasyki literatury angielskiej
czy światowej w tym języku niestety nie są tak pieczołowicie opracowane. Choć
ich zaletą jest cena (będąc w Anglii, a potem w Irlandii zgromadziłem sobie
małą biblioteczkę, a każdy tom kosztował tylko jednego funta), to zwłaszcza dla
obcokrajowca (choć sądzę, że nie tylko) mankamentem jest brak tego, co znajduje
w serii Ossolineum. Dzieła klasyczne padają też ofiarą pospiesznego,
niestarannego wydania. I niestety książki Belloca do nich należą. A przykład
widać już choćby na okładce. Pozostawiam czytelnikowi odkrycie, o co chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz