Do Florencji, tak jak do wielu innych miast i miasteczek
włoskich, z pewnością warto wybrać się na dłużej niż jeden dzień tylko.
Miasto ma w sobie coś swojskiego, jakby nieco znajomego z
Krakowa, Lwowa czy innych miast polskich. Choć bez wątpienia nie do końca to
samo. Mimo gigantycznych budowli nie przytłacza, tak jak przytłaczał mnie
industrialny Turyn. Tu niewątpliwie warto mieć czas na powolne zwiedzanie, na
wędrówkę po mieście z dobrym przewodnikiem pod pachą. Myśmy tylko trochę to
miasto „liznęli”.
W pamięci niewątpliwie zostaje imponująca katedra Stanta
Maria del Fiore (zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz), słynny Most Złotników,
plac przed Palazzo Vecchio z rzeźbami Giambologni i Ammantiego, niesamowity
obraz widziany krótko, zbyt krótko w pewnym kościele oraz... restauracja czy
też kawiarnia o swojsko brzmiącej nazwie: „Paszkowski”. Nie założył jej jednak
polski powstaniec styczniowy, jak mylnie powiedziała nam, sympatyczna zresztą,
przewodniczka (chyba, że to mnie się mylnie zakonotowało). Ma to miejsce
wprawdzie związek z owym powstańcem, ale taki, że był to jego syn. I nie
założył on tej kawiarni (gdyż był producentem piwa), choć nadano jej jego imię.
Historia jest jednak nie mniej ciekawa, a po ilustrowany zdjęciami tekst i informacje,
skąd ta nazwa, odsyłałam na bloga „W altanie przy kawie”.
Aha! I nie można zapomnieć o Dantem rzecz jasna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz