Muszę powiedzieć, że z dużym zainteresowaniem, rozbawieniem
i niesmakiem obserwuję lot piosenkarza, który niegdyś śpiewał „Jak ja was,
ku...wy, nienawidzę”. Nawet nie chodzi o to, by do tej pory ten lot był
nieposzlakowany, bo przecież co starsi pamiętają jeszcze z pewnością np.
piosenkę „ZChN się zbliża”, w której autor wykorzystał znaną melodię kościelną,
i kontrowersje wokół tamtego wyskoku. Sam zresztą do najbystrzejszych nie
należy. Ale w końcu to też nie jest powód do rozpaczy. Sam do bystrzejszych nie
należę i jakoś żyję.
Zasługą twórcy partii/ruchu swojego imienia było – przy
wszelkich zastrzeżeniach –wpuszczenie do Sejmu poprzedniej kadencji ludzi,
którzy normalnie nie mieliby szansy tam zaistnieć i którzy wprowadzili tam
trochę zdrowego fermentu, rozbijając dwupartyjny monopol. I w gruncie rzeczy to
by było na tyle...
Najpierw alternatywny muzyk postanowił uratować przefarbowaną
na zielono postkomunistyczną partię (ratując swoje miejsce w Sejmie?), w której
schroniły się również różne stwory wyrzucone z PO. A teraz wygaduje głupoty w
programie czerwonej panienki, która panienką już nie jest, ale której
panieńskie nazwisko kojarzy się nieodmiennie z najgorszą komunistyczną
swołoczą.
Sama czerwona panienka może sobie robić programy, jakie
zechce, jeśli robi to za swoje pieniądze. Można by też powiedzieć, że nie jest
jej winą, że takiego, a nie innego, miała ojca. Choć mam wrażenie, że z tego
akurat powodu wstyd jej nie jest. Ale czy musi u niej pojawiać się człowiek,
który chciał rozwalić skostniały system? I przy tym jeszcze wygadywać bzdury
usprawiedliwiające jej ojca i stan wojenny? Gdzie go teraz zobaczymy? W
programie Urbana? Popijającego wódeczkę w towarzystwie starych komuchów i
planującego „nowe rozdanie”? Aż tak zmienia wejście w politykę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz