Czasami obserwując to, co się dzieje, zastanawiam się, na
ile katolicy w Polsce (i nie tylko) poważnie traktują swoją wiarę. Oto co jakiś
czas słyszymy o antychrześcijańskich wyskokach dużych korporacji. A to jedna
wymaże krzyż ze swoich reklam, by nie raził on tych, którzy nie wierzą albo
tych, którzy są muzułmanami, a to jakaś inna ogłosi dzień tolerancji i
eksponuje tęczową wystawę lub zablokuje dystrybucję jakiegoś czasopisma (w
ramach tejże tolerancji i wolności słowa), a to znowuż jeszcze inna wyrzuci
pracownika, bo ośmielił się zacytować Biblię i zaprotestować przeciwko
indoktrynacji ideologią LGBT.
Czy zatem, gdybyśmy serio traktowali swoją wiarę, te firmy w
ogóle by jeszcze istniały na rynku polskim? Przecież normalnie nie pchamy się
tam, gdzie nas nie chcą, prawda? A katolicy stanowią wciąż większość w Polsce.
Dlaczego przynajmniej część z tych firm nie świeci pustkami i nie jest na
skraju bankructwa? Dlaczego nie spieszy z przeprosinami, by ułagodzić
obrażonych katolików, którzy postanowili robić zakupy w innych sklepach?
Dlaczego jedna czy druga z nich nie zamknęła swoich placówek w Polsce?
Że co? Że niektóre z nich są praktycznie monopolistami na
rynku polskim? Ale przecież, jeśli ktoś nas nie chce, to tam nie idziemy,
prawda? Chyba że jesteśmy nachalnymi domokrążcami. Sprzedajemy się za miskę
soczewicy? Te standardowe krzesełka czy tańsze marcheweczki są aż tak nam
niezbędnie do życia potrzebne. I bez przesady z tym monopolem (to zresztą
pomysł dla zaradnych: np. sieć sklepów meblowych, która ogłasza: My obchodzimy
wszystkie święta katolickie i dzielimy się prawdziwym poświęconym opłatkiem na
Boże Narodzenie!).
Oto jedna z tych firm świętuje „imprezę zimową”, a zamiast
choinki sprzedaje „roślinę sztuczną”. I co? I nic. Katolikowi plują w twarz, a
on się uśmiechnie i powie, że pada deszcz. I pójdzie tam na zakupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz