Przeglądanie niektórych mediów społecznościowych może być
przygnębiającym zajęciem. Oto nagle natykasz się na zdjęcie swojego ulubionego
i sympatycznego aktora wspierającego organizację, którą trudno nazwać inaczej,
jak tylko zbrodniczą. Czym jest bowiem Planned Parenthood jak nie jedną z
największych na świecie mordowni nienarodzonych?
Tak, tak, do wspierających tę ludobójczą instytucję należy
również Danny DeVito. Dzisiaj rano zobaczyłem jego zdjęcie, na którym z jeszcze
innym aktorem dumnie prężyli się w koszulkach „I stand with Planned Parenthood”
(„Jednoczę się z Planned Parenthood”).
I jak zwykle w takim przypadku zastanawiam się: Jak to się
dzieje, że ludziom, którzy często są w stanie wyrazić najsubtelniejsze uczucia
swą doskonałą grą aktorską, którzy potrafią się na ekranie wczuć w tragedię
odgrywanej postaci, jednocześnie tak bardzo brakuje wyobraźni, że nie potrafią
sobie uzmysłowić, jaką potwornością jest aborcja, czyli po prostu zabijanie
nienarodzonych. Czy to jakiś defekt mózgu? Czy po prostu są użytecznymi
idiotami, którzy nawet nie wnikają w to, czym jest tak naprawdę instytucja, której
istnienia bronią? Ot, po prostu: inni w przemyśle rozrywkowym to robią, to ja
też?
Jest jeszcze inna możliwość: szatańskie opętanie, jak jest niewątpliwie w przypadku tych pań, które dziękują Bogu (sic!) za aborcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz