Nowy tomik poetycki Jana Polkowskiego nie powinien być chyba dla mnie zaskoczeniem, a jest. Nie powinien, bo przecież pojawienie się w roku 2008 zbioru „Elegie z Tymowskich Gór” zapowiadało możliwość powrotu autora, który milczał prawie 20 lat. Notabene wydana wówczas książka nie była wznowieniem „Elegii z Tymowskich Gór i innych wierszy” z 1990 r., jak gdzieniegdzie zdarzało mi się przeczytać, ale nową wersją – zawierała bowiem tytułowy cykl wzbogacony o niepublikowane w formie książkowej liryki, pomijała natomiast wybór poezji z lat wcześniejszych, znanej czytelnikom wydawnictw drugiego obiegu.
Mimo to, recenzja Andrzeja Horubały, jaką znalazłem w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”, była dla mnie dużą niespodzianką. Niespodzianką i radością, bo nie spodziewałem się, że tak szybko po „Elegiach...” otrzymamy nowe, nieznane i niepublikowane do tej pory wiersze Polkowskiego. Jeszcze większą radość sprawiło mi znalezienie tomiku „Cantus” (bo tak zatytułował swoją najnowszą książkę autor) na księgarskiej półce.
Rzecz jasna nie zamierzam pisać recenzji. Książkę mam ledwo parę godzin i przeczytałem dopiero tylko kilka z tych wyjątkowo pięknych utworów. Zachęcam do lektury na portalu „Frondy” pełnej wersji tekstu A. Horubały pod znamiennym tytułem „Poezja powraca razem z Janem Polkowskim”. Nie wiem wprawdzie, czy podzielając opinię Horubały o niezwykłej randze dokonań poetyckich autora „Drzew”, zgadzam się w pełni z jego analizą nowej publikacji, ale trudno mi wdawać się w polemikę po powierzchownym przeczytaniu kilku wierszy.
Mogę jednak już teraz zachęcić do sięgnięcia po najnowszą poezję Polkowskiego. Od dawna uważam, że to jeden z najważniejszych poetów polskich przełomu XX i XXI wieku. Nawet, jeśli milczą o nim podręczniki szkolne, a co niektórzy kojarzą jego nazwisko co najwyżej ze słynnym swego czasu wierszem Marcina Świetlickiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz