Lubię zobaczyć dobrą komedię, zwłaszcza taką, w której jest
coś więcej niż tylko pusty śmiech. Niestety, kiedy przeglądam portale z filmami
i szukam czegoś znośnego do obejrzenia wieczorem z żoną, okazuje się, że poziom
jest tak żałosny, że nie polecałbym tych filmów nawet najgorszemu wrogowi. Jeśli
określi się to coś, co oferuje się nam jako humor, epitetem – prostactwo, to
będzie to jeszcze dalekie od prawdy. Podejrzewam, że nawet rekruci w wojsku i
kryminaliści w więzieniu dla zabicia czasu opowiadają dowcipy na wyższym
poziomie wyrafinowania.
Gdybym miał sobie przypomnieć jakąś dobrą komedię z
ostatnich lat, to chyba wymieniłbym z miejsca filmy braci Coen, uwzględniwszy
ich ostatni – przezabawny „Ave, Cezar!”. To naprawdę rozrywka na wysokim
poziomie, a przy tym miłośnik kina znajdzie w niej coś więcej niż jedynie serię
gagów.
Wspomniałbym jeszcze film „Nice Guys” Shane’a Blacka. To
niezła komedia, choć nie nazwałbym tego kina wybitnym. Znawcy X muzy z
pewnością odnajdą tu bez trudu nawiązania do paru kultowych obrazów, zarówno
tych śmiesznych, jak i bardziej poważnych. Przy braku jednak czegoś dobrego, na
bezrybiu i rak ryba, więc można w miarę bezpiecznie ten film polecić.
Oczywiście, można się wybrać na entą część „Bridget Jones”,
ale ile można eksploatować temat nieco przygrubej pani, która na dodatek wikła
się w jakieś bezrozumne łóżkowe sytuacje i potem nie pamięta, czyje to dziecko?
Dlatego nieco zaskoczył mnie brak nagłośnienia prześmiesznej
komedii włoskiej pt. „Jak Bóg da” w reżyserii Edoardo Maria Falconego. To film,
na który po pierwsze można pójść z całą rodziną i nie obawiać się żartów
waginalno-skatologicznych. Po drugie to znakomicie opowiedziana, choć prosta
historia. I tutaj muszę przyznać, że zaskoczyły mnie głupoty, jakie powypisywał
pewien krytyk o tym filmie, zarzucając mu niespójność opowieści i serię skeczów
– ja widziałem tu zgrabnie poprowadzoną i jak najbardziej spójną historię. Po
trzecie – w tym filmie chodzi o coś więcej niż tylko dobrą zabawę, a na dodatek
reżyser nie dopowiada niektórych wątków, ale przy tym daje do zrozumienia, że w pewnym
momencie żarty się kończą i trzeba sobie odpowiedzieć na parę ważnych pytań
dotyczących choćby... sensu życia. A jeszcze mamy na dodatek motyw swoistej
walki pomiędzy ateistą a katolikiem, wątek kryminalny, a sam film zaś unika uproszczeń kina
protestanckiego... Ale też nie chciałbym zdradzać za wiele.
We Wrocławiu „Jak Bóg da” można zobaczyć niestety
chyba tylko w jednym kinie – w DCF-ie.
„Jak Bóg da”, reż. Edoardo Maria Falcone, dystrybucja:
Rafael.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz