Gdybym miał komuś polecić
książkę, która pozwoliłaby mu choć trochę zrozumieć Irlandię, to tom „Classic
Irish Short Stories” w wyborze Franka O’Connory’ego byłby moim zdaniem
odpowiednią lekturą. Wprawdzie brak tutaj bardziej współczesnych autorów,
takich jak choćby znany również w Polsce Rody Doyle, to jednak ten zbiór
opowiadań z końca XIX i pierwszej połowy XX wieku daje znakomity wgląd w
irlandzki charakter, a nawet pozwala zrozumieć do pewnego stopnia rozwój
wydarzeń w ostatnich czasach, które to szokowały Polskiego obserwatora, bo
zdawały się nijak nie odzwierciedlać katolickiej natury tego kraju.
Większość pisarzy jest
tutaj reprezentowanych jednym opowiadaniem, w paru przypadkach Frank O’Connory
odstąpił od tej reguły. I tak Liam O’Flaherty jest reprezentowany przez trzy
opowiadania, Sean O’Faolain, Mary Lavin oraz sam autor tego wyboru mają po dwa
teksty. Większość nazwisk z pewnością niewiele też powie albo w ogóle nic nie
powie polskiemu czytelnikowi, każdy co najwyżej rozpozna Jamesa Joyce’a. Jest
to kolejny jeszcze powód, by po tę książkę sięgnąć – daje możliwość poznania
paru mniej znanych nazwisk z irlandzkiej literatury (co nie znaczy, że słabych
pod względem artystycznym), a być może też będzie to zachęta do poszukania
innych ich utworów. Nie wszyscy z nich zresztą są Irlandczykami – tutaj
ubolewam nad brakiem choćby krótkich notek biograficznych, co przecież zajęłoby
pewnie nie więcej niż dwie-trzy strony druku, a oszczędziłoby szukania
dodatkowych informacji. Znaleźli się bowiem w tym wyborze również pisarze
angielscy – L.A.G. Strong i Elizabeth Bowen.
Zaletą całego tomu jest
to, że zawierając w sumie 20 opowiadań różnej długości, daje czytelnikowi dość
urozmaicony wybór. Są tu przykłady specyficznego humoru irlandzkiego. Już
drugie opowiadanie pt. „Lisheen Races, Second-hand”, którego autorami są E.CE.
Somerville i Martin Ross, to kapitalna humoreska z czasów, kiedy Irlandia była
jeszcze zależna od Wielkiej Brytanii. Do mnie przemówiła ona ze zwiększoną
mocą, bo dzieje się w rejonie, który miałem okazję odwiedzić w czasie swoich
wakacyjnych eskapad, a więc również znakomicie potrafiłem sobie wyobrazić
tamtejszy klimat, krajobraz i typ ludzi. Polskiemu czytelnikowi mogą nieco kłopotu
sprawić dialogi imitujące lokalny sposób wysławiania się, ale zabawa przednia.
Inny typ humoru można odnaleźć w dziwnym – by nie powiedzieć dziwacznym –
opowiadaniu „A Rhinoceros, Some Ladies, and a Horse” Jamesa Stephensa.
Katolickie wątki czytelnik napotka w znakomitej humoresce „Unholy Living and
Half Dying” Seana O’Faolaina czy w satyrycznym „The Fairy Goose” Liama
O’Flaherty’ego. Bardziej serio potraktowany zostaje ten wątek np. w „The Will”
i „A Wet Day” autorstwa Mary Lavin. Nie brak oczywiście motywów związanych z
emigracją zarobkową i dość charakterystyczne, że cały zbiór zaczyna się od
opowiadania „Home Sickness” G. Moore’a, zaś jeszcze inne potraktowanie tematu
można znaleźć w utworze, o niebudzącym wątpliwości tytule: „Going into Exile”
wspomnianego już S. O’Faolaina.
Jednym z piękniejszych
opowiadań tomu, oprócz niesamowitego „The Dead” Jamesa Joyce’a, jest dla mnie
„Awakening” Daniela Corkery’ego mówiące o ciężkiej pracy rybaków, ale też o
dojrzewaniu i ciągłości pokoleń. Jest w nim to „coś”, które miałem okazję
poznać w czasie swego pobytu w Republice Irlandzkiej, a co trudno byłoby
uchwycić w kilku słowach – jakby kwintesencja irlandzkości.
Jednym zaś z bardziej
wstrząsających opowiadań jest tutaj „Guests of the Nation” samego autora
wyboru. To w gruncie rzeczy coś jakby irlandzkie „Do piachu”, tyle tylko, że
realia dotyczą konfliktu irlandzko-brytyjskiego i wojny o niepodległość
Irlandii, a nie II wojny światowej. Sam utwór został napisany zresztą wcześniej
od dramatu Różewicza, bo w roku 1931. Nie wspominając już o tym, że sztuka
polskiego pisarza – moim zdaniem – zestarzała się, a przyczyna zdaje się leżeć
w jej ideologicznej skazie, która sprawia, że czyta się ją niemal jak tekst
socrealistyczny. Natomiast dzieło O’Connorego wciąż porusza i na długo
pozostaje w pamięci.
Sądzę, że każdy czytelnik
znajdzie w tym wyborze coś dla siebie, a już z pewnością niektóre z
pomieszczonych tu opowiadań podziałają niezwykle silnie na wyobraźnię znających
realia irlandzkie.
Traktowałbym jednak wybór
O’Connorego z pewną ostrożnością i nie ufał do końca, że daje on pełny obraz
problematyki irlandzkiej. Tak samo powściągliwie trzeba by było przecież
podejść na przykład do współczesnego tomu opowiadań polskich. W zależności od
tego, kto byłby autorem wyboru i jakimi kryteriami by się kierował, taką wizję
Polski by nam przedstawił. Prawdopodobnie skrzywienie ideologiczne byłoby tu
nieuniknione.
Mając to na uwadze,
czytałem tę książkę jednak z pewną i nieuniknioną nostalgią związaną z moim
pobytem w Irlandii jakiś czas przed nawałą Polaków. Po powrocie do Polski
bowiem Irlandia jeszcze długo nawiedzała mnie (a sporadycznie nawiedza do dziś)
w snach. Stawała się tam krainą baśniową wręcz – małą, zieloną wysepką, do
której płynąłem promem lub stateczkiem, gdzie wspinałem się na jakieś zielone
wzgórza, by zstępować potem ku zasiedlonej dolinie. Były tam ruiny nieznanego
mi starożytnego zamku, a o piaszczysty lub skalisty brzeg rozbijały się fale
oceanu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz