Jednym
z najbardziej przejmująco smutnych obrazków, jakie jest nam dane od
czasu do czasu oglądać, to wizja kobiet domagających się prawa do
aborcji, czyli po prostu prawa do zamordowania własnego dziecka.
Można sobie drwić z tych różnych Szczuk, Śród i Nowickich
trzymających w ręku metalowy wieszak albo wkładających sobie
papierowe worki na głowy, ale nie zmienia to faktu, że naprawdę
godna pożałowania jest kobieta, która domaga się czegoś takiego.
Jeśli kiedyś odniosą swój wymarzony sukces, wówczas będzie
można powiedzieć: „To kobiety kobietom zgotowały to piekło”.
Ostatnie
wydarzenia z Francji, która stacza się już w szybkim tempie prostą
drogą do piekła właśnie, nie pozostawiają też żadnych złudzeń
(którymi żyją jednak zwolennicy tzw. „kompromisu aborcyjnego”).
Otóż wysunięto tam pomysł, by w majestacie prawa blokować
katolickie portale „pro-life” jako podające nieprawdziwe
informacje (sic!). Czy ktoś może się jeszcze łudzić, o co w tej
wojnie chodzi? Oni przecież nie spoczną, dopóki nie dopną swego,
tzn. nie tylko ustanowią prawo do mordowania nienarodzonych dzieci
wtedy, kiedy im tylko na to przyjdzie ochota, ale również zmuszą
innych do jego stosowania, choćby siłą. Żaden tzw. „kompromis
aborcyjny” temu nie zdoła zapobiec. Tutaj sprawa powinna być dla
przeciętnego katolika jasna: „Tak-tak, nie-nie”. I żadnego
kompromisu, tylko bezwzględna obrona nienarodzonych.
Niestety,
wygląda na to, że nie jest to wcale takie jasne. Ani dla
przeciętnych katolików, którzy są na bakier z nauczaniem
Kościoła, ani dla szanownych panów posłów i pań posłanek,
którzy przyznają się do katolicyzmu, ale próbują jednocześnie
palić diabłu ogarek, tzn. nie podpadać za bardzo współczesnemu
światu.
Kiedy
czytam na przykład, że pigułka wczesnoporonna ma być wycofana z
handlu, ale dostępna na receptę, to jest to takie palenie diabłu
ogarka. Bo cóż to zmienia? Jedynie tyle, że dzieci nie będą
miały do niej dostępu. Ale i nawet to wątpliwe, bo czy postępowy
ginekolog nie wystawi takiej recepty nastolatce? Ale przecież nie
chodzi o to, by ograniczać jedynie dostęp do środków typu „zabaw
się w domowym zaciszu w doktora Mengele”, ale by w ogóle
zlikwidować możliwość mordowania nienarodzonych. Cóż to?
Likwidujemy obozy koncentracyjne, ale jeśli ktoś otrzyma zgodę
urzędnika, to może sobie zrobić mały obozik z małą komórką
gazową w swoim ogródku?
Notabene
to samo dotyczy in vitro. Tutaj również pali się diabłu ogarki.
Państwo nie będzie tego procederu dotować, ale prywatnie będzie
można sobie dalej handlować żywym towarem (jak trafnie określiła
tzw. „zabieg sztucznego zapłodnienia” nawrócona modelka, Anna
Golędzinowska). Może zresztą, zamiast pisać o paleniu diabłu
ogarków, należałoby mówić o składaniu ofiar Molochowi?
Jednym
z popularniejszych wpisów na moim blogu jest ten, w którym
przytaczam dłuższy fragment z książki „Aborcja?
Trzy punkty widzenia” amerykańskiego apologety katolickiego
Petera Kreefta. Jest to passus, w którym podaje on argumenty
logiczne przeciwko aborcji. Nie ideologiczne, nie chrześcijańskie,
ale czysto logiczne. Tych argumentów nie da się po prostu obalić,
jeśli nie chce się być na bakier z logiką. Wszelkiemu gadaniu o
prawie do własnego brzucha, o „piekle kobiet” i tym podobnych
bzdurach wystarczy przeciwstawić tylko te argumenty. Nic więcej.
Może więc każdy poseł powinien dostać po egzemplarzu tej
książki? A może choć ten fragment? A nuż któregoś ruszy
sumienie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz