środa, 21 września 2016

„Nie” dla aborcji, książka dla posła

Jednym z najbardziej przejmująco smutnych obrazków, jakie jest nam dane od czasu do czasu oglądać, to wizja kobiet domagających się prawa do aborcji, czyli po prostu prawa do zamordowania własnego dziecka. Można sobie drwić z tych różnych Szczuk, Śród i Nowickich trzymających w ręku metalowy wieszak albo wkładających sobie papierowe worki na głowy, ale nie zmienia to faktu, że naprawdę godna pożałowania jest kobieta, która domaga się czegoś takiego. Jeśli kiedyś odniosą swój wymarzony sukces, wówczas będzie można powiedzieć: „To kobiety kobietom zgotowały to piekło”.

Ostatnie wydarzenia z Francji, która stacza się już w szybkim tempie prostą drogą do piekła właśnie, nie pozostawiają też żadnych złudzeń (którymi żyją jednak zwolennicy tzw. „kompromisu aborcyjnego”). Otóż wysunięto tam pomysł, by w majestacie prawa blokować katolickie portale „pro-life” jako podające nieprawdziwe informacje (sic!). Czy ktoś może się jeszcze łudzić, o co w tej wojnie chodzi? Oni przecież nie spoczną, dopóki nie dopną swego, tzn. nie tylko ustanowią prawo do mordowania nienarodzonych dzieci wtedy, kiedy im tylko na to przyjdzie ochota, ale również zmuszą innych do jego stosowania, choćby siłą. Żaden tzw. „kompromis aborcyjny” temu nie zdoła zapobiec. Tutaj sprawa powinna być dla przeciętnego katolika jasna: „Tak-tak, nie-nie”. I żadnego kompromisu, tylko bezwzględna obrona nienarodzonych.

Niestety, wygląda na to, że nie jest to wcale takie jasne. Ani dla przeciętnych katolików, którzy są na bakier z nauczaniem Kościoła, ani dla szanownych panów posłów i pań posłanek, którzy przyznają się do katolicyzmu, ale próbują jednocześnie palić diabłu ogarek, tzn. nie podpadać za bardzo współczesnemu światu.

Kiedy czytam na przykład, że pigułka wczesnoporonna ma być wycofana z handlu, ale dostępna na receptę, to jest to takie palenie diabłu ogarka. Bo cóż to zmienia? Jedynie tyle, że dzieci nie będą miały do niej dostępu. Ale i nawet to wątpliwe, bo czy postępowy ginekolog nie wystawi takiej recepty nastolatce? Ale przecież nie chodzi o to, by ograniczać jedynie dostęp do środków typu „zabaw się w domowym zaciszu w doktora Mengele”, ale by w ogóle zlikwidować możliwość mordowania nienarodzonych. Cóż to? Likwidujemy obozy koncentracyjne, ale jeśli ktoś otrzyma zgodę urzędnika, to może sobie zrobić mały obozik z małą komórką gazową w swoim ogródku?

Notabene to samo dotyczy in vitro. Tutaj również pali się diabłu ogarki. Państwo nie będzie tego procederu dotować, ale prywatnie będzie można sobie dalej handlować żywym towarem (jak trafnie określiła tzw. „zabieg sztucznego zapłodnienia” nawrócona modelka, Anna Golędzinowska). Może zresztą, zamiast pisać o paleniu diabłu ogarków, należałoby mówić o składaniu ofiar Molochowi?

Jednym z popularniejszych wpisów na moim blogu jest ten, w którym przytaczam dłuższy fragment z książki „Aborcja? Trzy punkty widzenia” amerykańskiego apologety katolickiego Petera Kreefta. Jest to passus, w którym podaje on argumenty logiczne przeciwko aborcji. Nie ideologiczne, nie chrześcijańskie, ale czysto logiczne. Tych argumentów nie da się po prostu obalić, jeśli nie chce się być na bakier z logiką. Wszelkiemu gadaniu o prawie do własnego brzucha, o „piekle kobiet” i tym podobnych bzdurach wystarczy przeciwstawić tylko te argumenty. Nic więcej. Może więc każdy poseł powinien dostać po egzemplarzu tej książki? A może choć ten fragment? A nuż któregoś ruszy sumienie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz