Dzisiaj po raz pierwszy w tym roku zobaczyliśmy fruczaka na
naszym balkonie. Nie pokażę zdjęcia, bo bardzo trudno jest go sfotografować, a
nie miałem pod ręką dobrego sprzętu. Znacznie lepszy ma moja żona, która
zrobiła filmik z dość bliska.
Fruczak nazywa się tak naprawdę albo fruczak gołąbek, albo
zawisak, a niektórzy nazywają go polskim kolibrem, choć tak naprawdę nie jest
wcale polski, a z kolibrem również ma niewiele wspólnego z wyjątkiem wyglądu.
Nie jest bowiem ptakiem, tylko ćmą (inne źródła podają, że motylem).
Nasz fruczak pojawił się na naszym balkonie parę lat temu. Z
początku nie wiedzieliśmy, co to jest. Pojawiało się i znikało. W którymś
momencie moja żona nazwała go koliberkiem, bo to coś wyglądało faktycznie jak
ten mały ptaszek. Jednak ponieważ dość szybko znikało, nie byliśmy w stanie
dokładnie go zobaczyć. W kolejnym roku mogliśmy przyjrzeć się temu stworzonku
uważniej i po przejrzeniu sieci dowiedzieliśmy się, że to zawisak albo właśnie
fruczak gołąbek.
Przylatuje na nasz balkon co roku do pelargonii.
Podejrzewam, że nie jest to ten sam, który był w zeszłym roku, a przynajmniej
nie ten sam, którego ujrzeliśmy na początku (te stworzonka chyba tak długo nie
żyją), ale widocznie w jakiś sposób przekazują wiedzę o pelargoniach na naszym
balkonie. W zeszłym roku zresztą trudno było go zobaczyć na naszym balkonie z
powodu pogody (bardzo często było dość wietrznie i deszczowo). Dwa lata temu natomiast po raz
pierwszy zauważyliśmy też coś nowego – to nie był już jeden fruczak, ale dwa!
W czasie naszej pielgrzymce po Włoszech w pewnej przepięknie
położonej nadmorskiej miejscowości zobaczyliśmy całe stadko tych sympatycznych
stworzonek. No tak, ale róża Małego Księcia była wyjątkową różą i nasz fruczak
jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.
W tym roku wypatrzyliśmy go dość wcześnie. Z reguły powinien
się zjawić gdzieś koło lipca – pod koniec czerwca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz