Byłem dzisiaj odebrać nowy dowód osobisty. Cała procedura
przebiegła szybko i sprawnie. Podobnie było przy składaniu wniosku. Nie wiem,
czy tak tylko szczęśliwie trafiłem, ale w obu przypadkach nie było kolejek.
Wszystko fajnie i pięknie, pytanie tylko: po co w ogóle
traciłem czas wybierając się do urzędu miejskiego? Mój dowód utracił ważność
kilka miesięcy temu. Nie spieszyłem się, bo do niczego nie był mi potrzebny, a
do wyjazdu na wakacje miałem paszport. Poza tym nie miałem nic innego do
załatwienia w pobliżu urzędu, więc szkoda mi było czasu.
W międzyczasie słyszałem jakieś straszliwe historie o karach
finansowych za niewyrobienie nowego dowodu i o niemożliwości załatwienia bez
niego niektórych spraw. Miałem tego drobny przykład w pewnym banku, o którym
mam bardzo negatywną opinię (nawet „banksterzy” to zbyt łagodne określenie na
ich bezczelność i jednocześnie brak kompetencji), a do którego od czasu do
czasu muszę się udać z żoną, by podpisać dokument lub dwa. Tym razem byłem sam,
bo żona swój podpis złożyła wcześniej. Pani poprosiła mnie o dowód tożsamości.
Kiedy wyciągnąłem i podałem jej paszport, zakłopotana spytała, czy nie mam
dowodu. Myślałem, że zabiję ją śmiechem, ale uratowała ją przełożona, która –
uprzedzona najwidoczniej przez moją żonę o moim negatywnym nastawieniu do tego
banku – szybko się wtrąciła i powiedziała, że wszystko jest w porządku.
Tak więc chcąc nie chcąc złożyłem wniosek i stałem się
szczęśliwym posiadaczem kolejnej plastykowej karty w mojej kieszeni. I jeszcze
raz zadam to pytanie: po co? Dlaczego potwierdzeniem mojej tożsamości nie może
po prostu być prawo jazdy? Zawsze jako drugi dokument mogę przedstawić
paszport, który pozwala mi przecież podróżować po świecie. A czy rachunki za
prąd lub telefon nie mogą być dodatkowym poświadczeniem mojego adresu w
przypadku załatwiania np. nowego konta w banku?
Po co więc ta cała biurokracja? Po co wywalanie pieniędzy na
produkowanie plastykowych kart, robienie zdjęć, zatrudnianie urzędników, którzy
przyjmują, stemplują, drukują, wprowadzają do systemu itp., itd.? A
przypomnijmy, że szanowni posłowie znaczną większością głosów utrzymali do tego
jeszcze obowiązek meldunkowy, który jest najzwyczajniej w świecie czystą fikcją
(swoją drogą jestem ciekaw, jak głosował Grzegorz Schetyna, który niegdyś
sugerował zniesienie tego anachronizmu). Założę się, że każdy z nas zna
dziesiątki osób, które nie mieszkają tam, gdzie są zameldowane, i nie zmieniają
tego, bo po prostu szkoda im czasu na chodzenie do urzędów i załatwianie tego
wszystkiego. I założę się, że możliwość złożenia wniosku przez Internet niczego
tutaj nie zmieni.
Czemu w ogóle służy obowiązek meldunkowy? Przecież nie
identyfikacji przestępców, bo oni mają to głęboko w poważaniu. Można powiedzieć,
że ma jakiś sens w przypadku obcokrajowców, ale po co wobec obywateli własnego
kraju? Czyżbyśmy żyli w państwie policyjnym? Może nie, ale opiekuńczym na pewno
– z tej troskliwości nas po prostu udusi, tak nas kocha i tak bardzo chce o nas
wszystko wiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz