środa, 6 czerwca 2018

Barbarzyńcy w murach miasta


Na wakacjach w ostatnich czasach odcinam się kompletnie od mediów. Nie przeglądam stron internetowych, nie śledzę poczty elektronicznej, a jeśli w ogóle włączę Internet, to jedynie po to, aby sprawdzić mapę. Dlatego nie znałem wyników referendum aborcyjnego w Irlandii. Kiedy wróciłem do Polski ze smutkiem przeczytałem o rezultatach głosowania. Irlandia, która broniła cywilizacji chrześcijańskiej, teraz dołączyła do powszechnego prądu regresu cywilizacyjnego.


Nie chcę przez to powiedzieć, by wynik był dla mnie totalnym zaskoczeniem, choć miałem jakąś małą nadzieję na przebudzenie Irlandczyków. Sam zresztą pomysł, by w powszechnych wyborach ustalać, że można zabijać niewinne istnienia ludzkie wydaje mi się skandalem. Prawo do życia od chwili poczęcia powinno być niekwestionowaną zasadą, która nie podlega żadnym głosowaniom.


Już w latach dziewięćdziesiątych obserwowałem z niepokojem dziwność irlandzkiego katolicyzmu. Z jednej strony spotykałem od czasu do czasu – raczej rzadziej niż częściej – ludzi naprawdę pobożnych i jak się zdaje o silnej wierze. Z drugiej przeciętny obraz irlandzkiego katolicyzmu pozostawiał wiele do życzenia, zwłaszcza wśród młodych ludzi nie widziałem jakichś szczególnych przejawów katolicyzmu – coś podobnego zauważyć można obecnie w Polsce, choć chyba wciąż w mniejszej skali. Tak samo w irlandzkim Kościele obserwowałem dziwne rzeczy – takie jak na przykład powszechną poprawność polityczną. Ot na przykład w czytaniach z Biblii nie było już słowa „man”, tylko „person”, by nie obrazić przypadkiem kobiet. A szczególnie kuriozalnego przykładu poprawności politycznej mogłem doświadczyć w Wielki Piątek w jednym z kościołów, gdy z czytań z Ewangelii poznikały w tajemniczy sposób słowa: „Żyd” i „żydowski”.


Jednak mimo wszystko Irlandia stwarzała jeszcze pozory katolickiego kraju. Na promie z Holyhead do Dublina bez trudu można było na przykład rozpoznać rodziny irlandzkie – z reguły wielodzietne. Teraz z pewnością się to zmieni i Irlandia zacznie staczać się po równi pochyłej, chyba że nastąpi jakiś cud. Niestety chyba nie należy spodziewać się, że przyczynią się do tego żyjący w Irlandii Polacy, którzy zamiast pielęgnować wiarę i stać wiernie przy pryncypiach cywilizacji europejskiej szybko przyjmują lokalny styl życia.


Europa przeżywała różne kryzysy cywilizacyjne i była atakowana przez barbarzyńców, takich jak np. wikingowie, katarzy czy dżihadyści pod zielonym sztandarem. Udawało się jej wychodzić z nich obronną ręką, choć momentami wiązało się to z olbrzymimi stratami. Dzisiaj barbarzyńcy najeżdżają Europę z południa, ale chyba dużo groźniejsi są ci barbarzyńcy, którzy są pośród nas, którzy zasiadają w ławach eurodeputowanych i w parlamentach poszczególnych krajów europejskich, którzy opanowali uniwersytety (stworzone przez cywilizację chrześcijańską), media i instytucje kulturalne.


Belloc pisał swego czasu, że Europa to Kościół katolicki, a Kościół katolicki to Europa. Ta Europa leży w przeważającej mierze w gruzach, choć na pozór miasta Europy rozkwitają. Kto wie, czy nie nadchodzi zamordyzm gorszy nawet od komunistycznego, bo przy pozorach wolności i wykonywany w białych rękawiczkach. Jego pierwszymi ofiarami są już ci, którzy są najbardziej bezbronni. Potem przyjdzie czas na pozostałych. Sądzę, że wcześniej czy później zacznie się prześladowanie na szerszą skalę katolików.


Polska mogłaby tutaj odegrać rolę bastionu cywilizacji europejskiej. Pytanie tylko: Czy polscy duchowni i katolicy świeccy są na to gotowi? Politycy polskiej prawicy z pewnością nie – jedyne, co robią, to przyczyniają się do stopniowego pękania murów tego bastionu, choć z pozoru go bronią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz