Na wakacjach w ostatnich czasach odcinam się kompletnie od
mediów. Nie przeglądam stron internetowych, nie śledzę poczty elektronicznej, a
jeśli w ogóle włączę Internet, to jedynie po to, aby sprawdzić mapę. Dlatego
nie znałem wyników referendum aborcyjnego w Irlandii. Kiedy wróciłem do Polski
ze smutkiem przeczytałem o rezultatach głosowania. Irlandia, która broniła
cywilizacji chrześcijańskiej, teraz dołączyła do powszechnego prądu regresu
cywilizacyjnego.
Nie chcę przez to powiedzieć, by wynik był dla mnie totalnym
zaskoczeniem, choć miałem jakąś małą nadzieję na przebudzenie Irlandczyków. Sam
zresztą pomysł, by w powszechnych wyborach ustalać, że można zabijać niewinne
istnienia ludzkie wydaje mi się skandalem. Prawo do życia od chwili poczęcia
powinno być niekwestionowaną zasadą, która nie podlega żadnym głosowaniom.
Już w latach dziewięćdziesiątych obserwowałem z niepokojem
dziwność irlandzkiego katolicyzmu. Z jednej strony spotykałem od czasu do czasu
– raczej rzadziej niż częściej – ludzi naprawdę pobożnych i jak się zdaje o
silnej wierze. Z drugiej przeciętny obraz irlandzkiego katolicyzmu pozostawiał
wiele do życzenia, zwłaszcza wśród młodych ludzi nie widziałem jakichś
szczególnych przejawów katolicyzmu – coś podobnego zauważyć można obecnie w
Polsce, choć chyba wciąż w mniejszej skali. Tak samo w irlandzkim Kościele
obserwowałem dziwne rzeczy – takie jak na przykład powszechną poprawność
polityczną. Ot na przykład w czytaniach z Biblii nie było już słowa „man”,
tylko „person”, by nie obrazić przypadkiem kobiet. A szczególnie kuriozalnego
przykładu poprawności politycznej mogłem doświadczyć w Wielki Piątek w jednym z
kościołów, gdy z czytań z Ewangelii poznikały w tajemniczy sposób słowa: „Żyd”
i „żydowski”.
Jednak mimo wszystko Irlandia stwarzała jeszcze pozory
katolickiego kraju. Na promie z Holyhead do Dublina bez trudu można było na
przykład rozpoznać rodziny irlandzkie – z reguły wielodzietne. Teraz z
pewnością się to zmieni i Irlandia zacznie staczać się po równi pochyłej, chyba
że nastąpi jakiś cud. Niestety chyba nie należy spodziewać się, że przyczynią
się do tego żyjący w Irlandii Polacy, którzy zamiast pielęgnować wiarę i stać
wiernie przy pryncypiach cywilizacji europejskiej szybko przyjmują lokalny styl
życia.
Europa przeżywała różne kryzysy cywilizacyjne i była
atakowana przez barbarzyńców, takich jak np. wikingowie, katarzy czy dżihadyści
pod zielonym sztandarem. Udawało się jej wychodzić z nich obronną ręką, choć
momentami wiązało się to z olbrzymimi stratami. Dzisiaj barbarzyńcy najeżdżają
Europę z południa, ale chyba dużo groźniejsi są ci barbarzyńcy, którzy są
pośród nas, którzy zasiadają w ławach eurodeputowanych i w parlamentach
poszczególnych krajów europejskich, którzy opanowali uniwersytety (stworzone przez
cywilizację chrześcijańską), media i instytucje kulturalne.
Belloc pisał swego czasu, że Europa to Kościół katolicki, a
Kościół katolicki to Europa. Ta Europa leży w przeważającej mierze w gruzach,
choć na pozór miasta Europy rozkwitają. Kto wie, czy nie nadchodzi zamordyzm
gorszy nawet od komunistycznego, bo przy pozorach wolności i wykonywany w
białych rękawiczkach. Jego pierwszymi ofiarami są już ci, którzy są najbardziej
bezbronni. Potem przyjdzie czas na pozostałych. Sądzę, że wcześniej czy później
zacznie się prześladowanie na szerszą skalę katolików.
Polska mogłaby tutaj odegrać rolę bastionu cywilizacji
europejskiej. Pytanie tylko: Czy polscy duchowni i katolicy świeccy są na to
gotowi? Politycy polskiej prawicy z pewnością nie – jedyne, co robią, to
przyczyniają się do stopniowego pękania murów tego bastionu, choć z pozoru go bronią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz