Muszę przyznać, że jestem rozczarowany postawą Konfederacji.
W pierwszych tygodniach po wyborach byłem zadowolony, że oddałem głos na tę
formację. Powitałem ją jako alternatywę dla PiS-u, prawdziwy prawicowy głos.
Przestałem też ulegać szantażowi, który mówił o tym, że jeśli nie Zjednoczona
Prawica, to wygra PO. Liczyłem na to, że politycy Konfederacji, którzy dostali
się do Sejmu, będą punktować różne absurdy rządzącej koalicji, a jednocześnie wyróżniać
się pozytywnie od całej reszty opozycji i broniąc fundamentów cywilizacji
europejskiej, do jakich należy obrona nienarodzonych. Niestety wraz z upływem
czasu mój entuzjazm do Konfederacji słabł. Chyba znaczącym przełomem był tutaj
okres epidemii. Zamiast merytorycznej, konserwatywnej opozycji, ujrzałem ludzi
nieodpowiedzialnych, którym ewidentnie sukces, jakim było wprowadzenie 11
posłów do Sejmu, uderzył do głowy.
Co gorsza, zwolennicy Konfederacji, którzy zabierają głos na
różnych forach, wydają się po prostu nieodpowiedzialnymi małolatami, którym
bliżej do „palikociarni” niż ideowej prawicy. Emocje, które wyrażają, niewiele
odbiegają od tych, które widzimy u przeciwników PiS-u z lewej strony.
Najlepszym wyrazem tych odczuć była słynna już wypowiedź pana Wilka, na którego
w życiu bym nie zagłosował. Moje ogólne wrażenie jest takie, że zarówno
politykom pokroju Wilka, jak i tym zwolennikom Konfederacji, którzy najgłośniej
gardłują na Twitterze i innych forach, najbardziej zależy na niskich podatkach i
zemszczeniu się na rządzących niż na Polsce.
Konfederaci nie dorośli do polityki. Zamiast prawdziwych
facetów, którzy wykorzystują okazję, by negocjując i targując się (co nie
oznacza wcale „sprzedawania się”, jak sugerował jeden z polityków Konfederacji),
ugrać dla Polski i Polaków jak najwięcej, ujrzałem histeryczne baby, które
czują parszywą satysfakcję, że oto mogą zemścić na „pisiorach” za zniewagi i
„ruskie onuce” (jaki jest mój stosunek do tego tematu – łatwo sprawdzić na tym
blogu). Pozytywnym wyjątkiem okazał się tutaj jedynie Robert Bąkiewicz.
Co gorsza, nie wyrażając poparcia dla żadnej strony, tzn.
ani dla Andrzeja Dudy, ani dla Rafała Trzaskowskiego, tak naprawdę Konfederacja
oddaje głos na Trzaskowskiego. Tak bowiem zagłosuje jedna część jej zwolenników
(jak już wcześniej sugerowały badania opinii publicznej i wypowiedzi pana
Wilka), a druga część zostanie w domu lub odda głosy nieważne, dający tym samym
szanse Trzaskowskiemu na zwycięstwo. Jakaś grupa – myśląca rozsądnie i
odpowiedzialnie, tak jak pan Robert Bąkiewicz – odda głos na Dudę, zaciskając
zęby, ale wiedząc, o co toczy się gra. Pytanie – jak duża ona będzie.
Co więcej, symetryczne traktowanie Dudy i Trzaskowskiego
jest fałszowaniem alternatywy, przed jaką stoją Polacy. Nie jest to wcale wybór
między dżumą a cholerą, ale co najwyżej między ciężką grypą a cholerą. „Ciężka
grypa” to Duda rzecz jasna. Do czego zdolny jest Trzaskowski, każdy mógł się
przekonać, obserwując jego działania w Warszawie. Trzaskowski jako prezydent to
wprowadzenie do Polski zarazy, przy której koronawirus to pikuś. Duda, przy
wszystkich swoich wadach (jak np. sugestiach, że można by zalegalizować tzw.
„związki partnerskie”), których mam świadomość, to jednak powstrzymanie najazdu
barbarii na Polskę. Ba! Może ośmielony tym, że byłaby to jego ostatnia
kadencja, zdecydowałby się na ostrzejsze posunięcia w paru fundamentalnych
kwestiach (wiem, być może jestem naiwny).
Jeśli Trzaskowski wygra te wybory, będzie mógł w pierwszym
rzędzie podziękować Konfederacji. Jeśli wygrana Trzaskowskiego w Warszawie,
zamiast Jakiego, który chciał wprowadzać tę samą zarazę bocznymi drzwiami,
mogła się okazać pewnym otrzeźwieniem dla Polaków, to jego wygrana w wyborach
na prezydenta Polski, może się okazać katastrofalna. Konfederacja zdaje się
liczyć na to, że pogorszenie sytuacji w Sejmie, przyczyni się do jej wygranej w
przyszłych wyborach. Tym samym jej polityka zdaje się być taka: im gorzej dla
Polski, tym lepiej dla nas. Może jednak się okazać tak, że brutalnie się pomyli
i utraci głosy tych, którzy liczyli na jej ideowość i odpowiedzialność za
Polskę.