poniedziałek, 23 września 2019

Prorocze słowa Agnieszki Holland – ciarki chodzą po plecach

Agnieszka Holland o filmie Mela Gibsona Pasja w roku 2004:

„Film ma złą energię. Nie chodzi o to, że jest kiczem, bo w końcu kicze powstają ciągle i kiczowatych jest bardzo wiele dzieł sztuki. Niebezpieczeństwo polega na tym, że Pasja otwiera jakąś otchłań przemocy, nieporozumienia, gwałtu, odległych – w moim poczuciu – od tego, co jest treścią Ewangelii. A w kontekście fundamentalizmów, które zaczynają władać światem, może stać się zaczynem czegoś znaczenie straszniejszego, niż możemy sobie dzisiaj wyobrazić. Jeśli film będzie miał takie znacznie, jak na to wygląda (w sensie skali odbioru i identyfikacji z nim bardzo wielu grup chrześcijan), może oznaczać powrót do najciemniejszych czasów i klęskę dwóch tysięcy lat nauki Chrystusa. Ja u Gibsona nauki Chrystusa nie zobaczyłam. Zobaczyłam natomiast bezinteresowne, bezmyślne okrucieństwo. Zobaczyłam Chrystusa nie jako człowieka, który daje miłość, wiarę i nadzieję, ale jako jakiś potworny, skrwawiony strzęp. I zobaczyłam straszną nienawiść do Żydów. W moim pojęciu Pasja my tyle wspólnego z Ewangelią, ile Osama ben Laden z Koranem”.

Jestem ciekaw, ile jeszcze widzów i czytelników pamięta z tamtych czasów to wzmożenie różnej maści tzw. „autorytetów intelektualnych”, którzy jeździli po tym wybitnym filmie, jakim bez wątpienia jest Pasja, i po Melu Gibsonie, jak po łysej kobyle. Słuchając ich słów można było się spodziewać fali wszelkiego rodzaju przemocy i pogromów. Jak dobrze wiemy, ta histeria nie była nieuzasadniona, tak się przecież stało, płonęły żydowskie sklepy i sklepiki, agresja i fundamentalistyczna nietolerancja zalały ulice, a Agnieszka Holland jest jedną z nielicznych ocalonych. Młodsze pokolenie, które nie czyta książek, chodzi zapewne w błogiej nieświadomości tego, co się wówczas wydarzyło.

Proszę też zwrócić uwagę na to, że przytoczony powyżej fragment wskazuje na autorytet Agnieszki Holland nie tylko w dziedzinie ogólnie pojmowanego intelektu i sztuki filmowej, ale również w dziedzinie religii, a zwłaszcza biblioznawstwa i interpretacji Koranu. Powinniśmy hołubić ją jako dobro narodowe i już za życia otaczać czcią należną wręcz bogom.

Tym bardziej, że Agnieszka Holland znowu wieszczy i znowu ostrzega. Oto dowiadujemy się, że mówi o „inżynierii społecznej megalomańskiej władzy”, a dopytywana przez dziennikarkę, co to znaczy stwierdza, jak donosi tygodnik „Do Rzeczy”:

„No jest to aluzja do tych populistycznych przywódców, którzy uważają, że władza daje im prawo do tego, żeby projektowali człowieka, żeby projektowali społeczeństwo, żeby projektowali naturę albo żeby niszczyli naturę. I takich populistów mamy niestety w tej chwili sporo. Od Trumpa (prezydent USA – red.) przez Bolsonaro (prezydent Brazylii – red.) do prezesa Kaczyńskiego. (...) No właśnie boję się, że będzie niedobrze. (...) mówmy o głównych ideowych założeniach. Jak pani odbiera fakt, że de facto proklamują państwo wyznaniowe? Jak pani odbiera fakt, że wyklucza rodziny, które nie mieszczą się w »kobieta, mężczyzna i dzieci«? Jak pani odbiera fakt, że połowa obywateli albo więcej znajduje się poza centrum jego zainteresowania czy że tak wielką część obywateli uważa za obywateli gorszej kategorii – jak pani to odbiera? Jak pani odbiera próby tzw. repolonizacji czy – teraz to się inaczej nazywa – repluralizacji mediów? Jak pani sobie to wyobraża? Do czego to ma prowadzić?”

Muszę przyznać, że po tych słowach zacząłem ze strachem ukradkiem spoglądać przez szparę w zasłonie na ulicę, nerwowo reaguję na każdy dzwonek u drzwi, a kiedy listonosz przynosi mi urzędową korespondencję, nerwowo trzęsą mi się ręce i pot ciurkiem ścieka mi po plecach. Skoro to wszystko mówi nasz wybitny autorytet intelektualny (i filmowy), to musi być naprawdę źle! Czas szykować szczoteczkę do zębów i zapas bielizny albo czym prędzej prosić o azyl w jakimś cywilizowanym kraju. W końcu „bezmyślne okrucieństwo” już ostrzy noże.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz