- Hura! Hura! – ucieszyłem się. – Kolejny sukces polskiej dyplomacji! Stany Zjednoczone wreszcie zdecydowały kogo przysłać na rocznicę wybuchu II wojny światowej! Indiana Jones przyjeżdża do Polski!
- Nie Indiana Jones, tylko James Jones – mruknął Kłapouchy spoglądając z pewnym niepokojem w zachmurzone niebo.
- And who the hell is he??? – wtrącił Prosiaczek.
- Prosiaczku! Tyle razy ci mówiłem, byś nie przeklinał! – Krzyś załamał ręce.
- Bo co? Bo co?!! Bo niby jestem za mały, tak? No powiedz, powiedz to głośno, żeby wszyscy słyszeli! – Prosiaczek był bliski łez.
- A znacie ten dowcip? Biegnie dzik przez las...
- Tygrysku!!!! – zawołali niemal wszyscy jednocześnie karcącym tonem. („Niemal” – bo Prosiaczek był akurat bliski łez.).
- No co?! – Tygrysek zdawał się jak zwykle nic nie rozumieć.
- Dobra, ale tak w ogóle: Who the hell is he? – starałem się podjąć przerwany wątek.
- Kto? Dzik? – Tygrysek nie dawał za wygraną.
- Nieee, nie bądź głupi! Ten cały James Jones.
- Musi jakaś ważna persona. Taka jak Angela Merkel lub Wladimir Putin. Wszyscy przecież o nim słyszeli, nie? – powiedział Kłapouchy wcale się nie siląc na sarkazm (bo akurat zaczął się odrobinkę podenerwowany rozglądać za jakąś kryjówką przed deszczem). A po chwili (nie mogąc znaleźć nic sensownego i ciężko wzdychając z rezygnacją) dodał:
- Nie przysyłaliby przecież jakiego trzeciorzędnego aktorzyny typu Ronald Reagan.
:-)
OdpowiedzUsuń:-)
:-)
i pozdrawiam