Wybrałem się na film "KacVegas" ("Hangover"). Nie polecam. Chyba, że chcecie obejrzeć coś, przy czym w ogóle nie trzeba myśleć i lubicie żarty na poziomie przeciętnego gimnazjalisty. Parę gagów było niezłych, ale reszta dość żałosna. Nie zmienia to faktu, że na sali akurat było nieco widzów najwidoczniej lubujących się w niewybrednym humorze. Panienka siedząca obok mnie ze swoim chłoptasiem nieomal nie dostała orgazmu ze śmiechu. Możemy wziąć pod uwagę jeszcze tę opcję, że po prostu sam straciłem poczucie humoru.
Inną sprawą jest to, że nie lubię chodzić do multipleksów. Głośne gadanie mi przy takim filmidle nie przeszkadzało, bo i tak nie było za bardzo co oglądać czy raczej czego słuchać. Jednakże albo mam pecha, albo głośne gadanie w czasie seansu, to obecnie standard. Miałem już o tym wspomnieć przy "Wrogach publicznych". Za każdym razem, gdy się wybiorę do kina, mam stereo, a nawet kwadrofonię: Pytlujące parki, wręcz całe grupki z lewa, z prawa, z tyłu, z przodu. Dorzućmy do tego jeszcze siorbanie, ciamkanie, chrupanie i parę innych odgłosów stajennych. Plus najnowsza technologia w postaci dających po oczach ekranów komórek.
Nie wiem, czy to multipleksy skłaniają do takich zachowań, czy też młodzież czerpie wzorce z jakichś debilnych programów na eMpTyV.
Słuszne spostrzeżenia Terezjuszu. Ja miewam bardzo podobnie, stąd moja bardzo rzadka obecność w tych klitkach. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń