środa, 27 listopada 2019

Kłamcie, kłamcie – może coś przylgnie do Polski

Patryk Jaki, który nie jest bohaterem z mojej bajki z powodu jego wsparcia dla in vitro, ostatnio zasłużył na pochwałę za dzielne bronienie Polski przed agresją LGBT na forum Parlamentu Europejskiego. Opublikowane przez niego w mediach społecznościowych nagrania świadczą o paru rzeczach, ale przede wszystkim o dwóch: że politycy z tzw. totalnej opozycji zrobią wiele, by zaszkodzić Polsce i nie uciekną się nawet przed kłamstwem.

Prym wiedzie tutaj „sympatyczny” homoseksualista Robert Biedroń, który opowiada na forum parlamentu UE bzdury i ewidentne kłamstwa o rzekomym prześladowaniu i o tym, że istnieje wiele restauracji, hoteli, sklepów, do których nie może wejść. Na pytanie Jakiego, by wymienił takie lokale podał po dłuższej chwili szukania w komórce nazwę... jednego: „Green Caffe” na Stolarskiej w Krakowie. Tymczasem przynajmniej jeden z użytkowników Twittera sprawdził i stwierdził, że taki lokal nie istnieje w podanej lokalizacji. Można to zresztą zweryfikować samemu na mapie Google’a. Owszem, są dwie Green Caffe Nero, ale na ulicy Pawiej i trzecia przy ul. Szlak. Przy Stolarskiej jest Siesta Cafe.

Jednak nawet gdyby taka kawiarnia istniała przy Stolarskiej to i tak europoseł z partii o wdzięcznej nazwie „Wiosna” łgałby jak pies, o czym wie każdy, kto po prostu w Polsce mieszka i nie ma oczu zaślepionych ideologiczną wścieklizną. To nie pierwsze jego kłamstwo. Poprzednie dotyczyło projektu „Stop pedofilii” i rzekomej „penalizacji edukacji seksualnej” w tym projekcie. „Ordynarnym kłamcą” nazwała Biedronia przy tej okazji Jadwiga Wiśniewska z PiS-u.

Jeśli ktoś się chce przekonać, jak kłamią lub majaczą i przeinaczają inni „totalniacy”, w tym pani, którą do polityki wywindowała tragiczna śmierć jej męża, może sobie poszukać tweetów Jakiego z jego relacjami z parlamentu UE. Bezczelność tych ludzi nie zna granic. Widać liczą na to, że coś do Polski z tego przylgnie, a inne kraje wyrobią sobie opinię o naszej ojczyźnie jako jakimiś zamordystycznym kalifacie. Obrzydliwe i porażające.


poniedziałek, 25 listopada 2019

Jezuita promuje ohydne bluźnierstwo! Gdzie są jego przełożeni?

Amerykański jezuita o. James Martin, znany także w Polsce, ponownie wywołał zgorszenie. Tym razem zamieścił na Twitterze na pozór niewinny komentarz do piątkowego czytania z Ewangelii: „Dzisiaj Jezus wypędza przekupniów ze świątyni (Łk 19). Uczeni od NT mówią, że było to jedno z głównych wydarzeń, które przyspieszyło Jego egzekucję. Jednak Jezus nie jest zastraszony przez swoich przeciwników. Inna Ewangelia mówi, że gorliwość o dom Jego ojca, pochłania Go. Zauważcie także, że Jezus – kontynuuje duchowny – nigdy nie jest zły ze względu na siebie samego (nawet na krzyżu), ale ze względu na innych (tutaj ze względu na znieważenie domu Ojca przez tych, którzy dążą do zysku). Bądź gorliwy w obronie innych, szczególnie ubogich i marginalizowanych oraz wszystkich tych, którzy są bezbronni”.

Wprawdzie ktoś, kto zna aktywność o. Jamesa Martina SJ, mógłby zawahać się przy „marginalizowanych” i „bezbronnych”, czując, że nie są to tak niewinne określenia, jakby się wydawało, ale autor wpisu bez trudu mógłby się wybronić przed wszelkimi zarzutami o nieprawomyślność. Także ilustracja, którą opatrzył swój komentarz, wywołuje mieszane uczucia – Pan Jezus przedstawiony jest na niej jako młodzieniec z grzywką, w garniturze i podkoszulce, który wywraca stół we współczesnym otoczeniu. I znów – co ostrożniejsi mogą czuć, że coś tutaj nie gra, ale stwierdzić, że ostatecznie jest to zaznaczenie nieprzemijającej wymowy tej sceny z Biblii.

Tymczasem duchowny, który niedawno chwalił się półgodzinnym spotkaniem z ojcem świętym, nie pozostawia wątpliwości, jakie są jego prawdziwe intencje. Podał nazwisko autora tej ilustracji, którym jest Douglas Blanchard. Tu już trudno uwierzyć w przypadek, bowiem obraz pochodzi z bluźnierczego i obrzydliwego cyklu „The Passion of Christ: A Gay Vision”, w którym Zbawiciel jest przedstawiony jako młody homoseksualista, a Trójca Święta jako związek dwóch homoseksualistów, których łączy Duch Święty przedstawiony jako kobieta! Pod pozorem dobra amerykański jezuita sieje zgorszenie i promuje ohydne bluźnierstwo.

Naprawdę trudno, by nie wywołało to zgorszenia i oburzenia. Jest to tak wstrząsające, że czytelnik musi się zapytać: Co robią przełożeni o. Jamesa Martina SJ? Czy są ślepi? Naprawdę tego nie widzą? Dlaczego ten ewidentny bluźnierca i heretyk (bo co do tego nie ma już chyba wątpliwości?) dalej prowadzi swobodnie swoją działalność i wprowadza w błąd łatwowiernych, w tym młodzież? Jak długo jeszcze będzie trwać to zgorszenie?

Ci, którzy mają mocne nerwy, mogą dowiedzieć się więcej na portalu „Life Site News”.


piątek, 22 listopada 2019

Nie karmić trolla 02

Pisałem już, że nie ma sensu zamieszczania informacji o pewnej pani z Wrocławia, która jest albo ewidentnie nienormalna, albo zatrzymała się w rozwoju na poziomie nastolatki. Jest wykorzystywana przez większych macherów od niej do tego, by prowokować, by jątrzyć, by w końcu doprowadzić do jakiegoś nieodpowiedzialnego działania ze strony nierozgarniętego młodego człowieka albo wytrąconego z równowagi członka rządzącej koalicji. Będzie „dobrze”, jeśli zakończy się to na jakiejś pyskówce, gorzej, jeśli doprowadzi to do jakiegoś większego nieszczęścia.

Tymczasem jej wygłupy zyskują uwagę mediów prawicowych i wszystkie je nagłaśniają, dodając jej tym samym paliwa do dalszych działań. Powtarzam: Nie karmcie trolla!


środa, 20 listopada 2019

Homoseksualista bierze na litość

Jeden z otwarcie homoseksualnych posłów pożalił się niedawno, że z sejmowej mównicy musiał wysłuchać o „eksperymentach ideologicznych”, „tradycyjnej rodzinie”, „marginesie” i „arcypolskich wartościach”. A na końcu spytał retorycznie: „Jak myślicie, jak się czuję?”

To typowy chwyt homoseksualistów i nie tylko: Branie na litość i odwoływanie się do uczuć, a nie racji rozumowych. We współczesnej kulturze, być może po części dlatego, że jest ona obrazkowa) dominuje presja emocjonalna zamiast argumentów racjonalnych opartych na logice. Związek dwojga homoseksualistów można w telewizji, w kinie czy teatrze przedstawić jako słodką relację dwojga kochających się „dorosłych” i „odpowiedzialnych”, których na dodatek społeczeństwo nie rozumie i ich prześladuje. Trochę nastrojowej muzyki, odpowiednie światło i ładnie skadrowane plenery, dobra gra aktorska i publika wymięka. Jeśli reżyser takiego widowiska nie zapędzi się w analne szczegóły, co mniej rozgarnięty widz zużyje pudełko chusteczek higienicznych, ocierając łzy wzruszenia.

Tu nie ma mowy o prawdzie i kłamstwie, o prawdziwym dobru i złu. Złe jest jedynie coś, co psuje humor, co burzy sielankę, co podważa czyjeś dobre samopoczucie. Zło istnieje zatem subiektywnie, nie jest obiektywną rzeczywistością. Każdego przecież rani co innego. Zresztą ci sami homoseksualiści i lewacy, którzy oburzają się, że ktoś rani uczucia jakiegoś „geja”, nie mają oporów, by bluzgami i wyzwiskami obrzucać np. katolików, kpiąc jednocześnie z ich sakramentów, obelżywie odnosząc się do Eucharystii, sugerując perwersyjne upodobania księży.

By uświadomić sobie na czym polega ta socjotechnika, której głównym narzędziem jest manipulacja uczuciami, wyobraźmy sobie złodzieja, który żali się, że np. z mównicy sejmowej słyszał o „państwie prawa”, o „poszanowaniu siódmego przykazania”, o „braku tolerancji dla łamania przepisów kodeksu karnego”, o „marginesie społecznym”, o „wypaczonej moralności, która akceptuje kradzież pierwszego miliona”. A na końcu ów złodziej pyta: „Jak myślicie, jak się czuję?”


wtorek, 19 listopada 2019

Edukacyjna równia pochyła

Zdarzyło mi się kiedyś spotkać ze znajomym, który uczy na uniwersytecie, w gronie innych wykładowców i pracowników uczelni wyższych. Wszyscy byliśmy mniej więcej z tego samego pokolenia. Może ktoś był nieco młodszy, ktoś odrobinę starszy. Słuchałem z ciekawością, kiedy zeszło na temat nowego pokolenia studentów. Okazało się, że opinia była jednoznaczna – nowi studenci poziomem wykształcenia stoją dużo niżej od tego, co pamiętaliśmy jeszcze z czasów komuny.

Ktoś zauważył, że w gruncie rzeczy na jego kierunku studiów należałoby zrobić dodatkowy rok zerowy, by przygotować młodzież do nauki na uczelni wyższej. Poziom jest bardzo niski – tak brzmiała jednomyślna opinia. Studenci nie rozumieją różnych nawiązań kulturowych i nie mają podstawowej wiedzy, która w naszych czasach była rzeczą oczywistą. Notabene sam miałem tego drobną próbkę, kiedy w rozmowie z inteligentnym młodym człowiekiem użyłem zwrotu „gargantuiczny”. Nie pomogło przywołanie autora ani tytułu. Młodzieniec w ogóle nie wiedział, o czym mówię, choć był w ostatniej klasie szkoły średniej!

Ktoś z rozmówców posunął się wręcz do stwierdzenia, że mamy do czynienia z zupełnie innym typem człowieka, z którym nie ma szansy na wspólny język.

Choć tamto spotkanie odbyło się kilka lat temu, owa rozmowa przypomniała mi się w miniony weekend, kiedy w małym gronie spotkaliśmy się z wykładowcą jednego z seminariów duchownych. Byłem ciekaw, jak w świetle obecnego kryzysu Kościoła, ów wykładowca ocenia poziom kształcenia młodych kapłanów. Wykładowca nie chciał wdawać się w dywagacje na ten temat – co było w sumie zrozumiałe, musiałby bowiem oceniać własnych kolegów. Ocenił natomiast kandydatów do stanu duchownego i tutaj jego opinia zabrzmiała mi znajomo, przypominając tamtą dyskusję sprzed paru lat – niski poziom wykształcenia.

Ale dodał jeszcze jedną rzecz, a mianowicie stwierdził, że nowi klerycy są też są mało dojrzali w porównaniu do dawniejszych lat. Tak naprawdę słabo uformowani, by zacząć studia w seminarium duchownym. Jedną z przyczyn takiej sytuacji, według naszego rozmówcy, jest rozkład tradycyjnej rodziny. To już naprawdę mnie zmartwiło, bo w takim razie: Jaka jest przyszłość Kościoła katolickiego w Polsce?


poniedziałek, 18 listopada 2019

Czy Danny DeVito popiera zabijanie niewinnych ludzi?

Przeglądanie niektórych mediów społecznościowych może być przygnębiającym zajęciem. Oto nagle natykasz się na zdjęcie swojego ulubionego i sympatycznego aktora wspierającego organizację, którą trudno nazwać inaczej, jak tylko zbrodniczą. Czym jest bowiem Planned Parenthood jak nie jedną z największych na świecie mordowni nienarodzonych?

Tak, tak, do wspierających tę ludobójczą instytucję należy również Danny DeVito. Dzisiaj rano zobaczyłem jego zdjęcie, na którym z jeszcze innym aktorem dumnie prężyli się w koszulkach „I stand with Planned Parenthood” („Jednoczę się z Planned Parenthood”).

I jak zwykle w takim przypadku zastanawiam się: Jak to się dzieje, że ludziom, którzy często są w stanie wyrazić najsubtelniejsze uczucia swą doskonałą grą aktorską, którzy potrafią się na ekranie wczuć w tragedię odgrywanej postaci, jednocześnie tak bardzo brakuje wyobraźni, że nie potrafią sobie uzmysłowić, jaką potwornością jest aborcja, czyli po prostu zabijanie nienarodzonych. Czy to jakiś defekt mózgu? Czy po prostu są użytecznymi idiotami, którzy nawet nie wnikają w to, czym jest tak naprawdę instytucja, której istnienia bronią? Ot, po prostu: inni w przemyśle rozrywkowym to robią, to ja też?

Jest jeszcze inna możliwość: szatańskie opętanie, jak jest niewątpliwie w przypadku tych pań, które dziękują Bogu (sic!) za aborcję.


sobota, 16 listopada 2019

Jak nisko upadła kultura w Polsce?

PiS chyba bardzo nisko ocenia współczesną kulturę w Polsce albo pogodził się, że kulturę zalała antykultura lewizny i nic się już z tym nie da zrobić, bo jak inaczej wytłumaczyć, że wiceszefową sejmowej Komisji Kultury została pani Joanna Scheuring-Wielgus?


czwartek, 14 listopada 2019

„Jakby Hitler był przewodniczącym komisji ds. antysemityzmu”

Tak ktoś skomentował tę hucpę z komisją Rodziny i Polityki Społecznej. Chyba nic dodawać nie trzeba. Hańba posłom PiS, którzy na tę panią głosowali.


wtorek, 12 listopada 2019

Zachować się jak cham, a potem się dziwić

Wyobraźcie sobie taką sytuację: ktoś przychodzi na urodzinową imprezę osoby, której nie lubi. Próbuje na różne sposoby zakłócić tę uroczystość. W końcu goście i gospodarz, chcąc bawić się dalej, wzywają policję, bo ten ktoś nie chce wyjść po dobroci. Niektórzy zostają wytrąceni z równowagi i używają niecenzuralnych wyrażeń, ale trudno im się dziwić. Bluzgi wprawdzie nie są godne pochwały, ale w końcu nie każdy ma mocne nerwy. Kiedy wreszcie policja wyprowadza intruza, wszyscy oddychają z ulgą i bawią się dalej. Następnego dnia intruz zamieszcza na Tłiterze i innym Fejsbuku komentarz na temat całego zdarzenia, cytując bluzgi, jakimi został obrzucony, i kąśliwie pisząc o „imprezowiczach”.

A teraz powiedzcie: Co myślicie o pani Joannie Scheuring-Wielgus i jej zachowaniu w czasie Święta Niepodległości?


poniedziałek, 11 listopada 2019

W Święto Niepodległości twardy pisarz twardo wali w pysk

Znany pisarz, który niegdyś napisał wzruszające alegoryczne opowiadanko o Polsce, znowu stoi okrakiem, waląc „ostro” w święto niepodległości, ale tak by go jednak kochano. Cały czas się tylko zastanawiam: po co w ogóle pisze po polsku? I cały czas sobie przypominam: najważniejsza jest przecież literatura. No tak, a ile dochodu przyniesie literatura pisana tylko w gwarze śląskiej? To też przecież część tej strategii stawania okrakiem. Jego „odważne” wypowiedzi stają się wobec tego nudne, kiedy się tylko uświadomi tę metodę (a uświadomić ją sobie można dość szybko).

Notabene odnoszę wrażenie, że on tego środowiska, w które wszedł parę lat temu, tak naprawdę nienawidzi i gardzi nim, tak jak gardzi (ale z inych powodów) teraz tym, z którego wyszedł. No cóż... najważniejsza jest literatura.

Może zamiast słuchać jego wypowiedzi, obejrzyjmy sobie nieco baśniową opowiastkę na 101 rocznicę niepodległości:


sobota, 9 listopada 2019

Katolikowi plują w twarz, a on? Dalej kupuje...

Czasami obserwując to, co się dzieje, zastanawiam się, na ile katolicy w Polsce (i nie tylko) poważnie traktują swoją wiarę. Oto co jakiś czas słyszymy o antychrześcijańskich wyskokach dużych korporacji. A to jedna wymaże krzyż ze swoich reklam, by nie raził on tych, którzy nie wierzą albo tych, którzy są muzułmanami, a to jakaś inna ogłosi dzień tolerancji i eksponuje tęczową wystawę lub zablokuje dystrybucję jakiegoś czasopisma (w ramach tejże tolerancji i wolności słowa), a to znowuż jeszcze inna wyrzuci pracownika, bo ośmielił się zacytować Biblię i zaprotestować przeciwko indoktrynacji ideologią LGBT.

Czy zatem, gdybyśmy serio traktowali swoją wiarę, te firmy w ogóle by jeszcze istniały na rynku polskim? Przecież normalnie nie pchamy się tam, gdzie nas nie chcą, prawda? A katolicy stanowią wciąż większość w Polsce. Dlaczego przynajmniej część z tych firm nie świeci pustkami i nie jest na skraju bankructwa? Dlaczego nie spieszy z przeprosinami, by ułagodzić obrażonych katolików, którzy postanowili robić zakupy w innych sklepach? Dlaczego jedna czy druga z nich nie zamknęła swoich placówek w Polsce?

Że co? Że niektóre z nich są praktycznie monopolistami na rynku polskim? Ale przecież, jeśli ktoś nas nie chce, to tam nie idziemy, prawda? Chyba że jesteśmy nachalnymi domokrążcami. Sprzedajemy się za miskę soczewicy? Te standardowe krzesełka czy tańsze marcheweczki są aż tak nam niezbędnie do życia potrzebne. I bez przesady z tym monopolem (to zresztą pomysł dla zaradnych: np. sieć sklepów meblowych, która ogłasza: My obchodzimy wszystkie święta katolickie i dzielimy się prawdziwym poświęconym opłatkiem na Boże Narodzenie!).

Oto jedna z tych firm świętuje „imprezę zimową”, a zamiast choinki sprzedaje „roślinę sztuczną”. I co? I nic. Katolikowi plują w twarz, a on się uśmiechnie i powie, że pada deszcz. I pójdzie tam na zakupy.


piątek, 8 listopada 2019

Nie ma wyboru dla przeciwników „prawa do wyboru”

Rafał Otoka-Frąckiewicz w jednym ze swoich internetowych programów celnie zauważył, że feministki, które twierdzą, że są za tzw. „prawem do wyboru”, jednocześnie chcą tego wyboru odmówić innym, domagając się nie tylko bojkotu filmu „Nieplanowane”, ale wręcz zakazu jego wyświetlania. I to jest w gruncie rzeczy typowe dla lewicy i tzw. „liberałów”.

I tak oto zwolennicy „demokracji” podnoszą wrzask, a nawet domagają się interwencji zagranicznych sił, gdy w wyniku procedur demokratycznych do władzy dochodzą nie ci, których „demokraci” chcieliby u tej władzy widzieć. Przezabawne są też ich łamańce (mało) intelektualne, kiedy wręcz dowodzą, że tak naprawdę nie wygrali ci, którzy wygrali, bo całkowita liczba oddanych głosów jest mniejsza niż suma głosów tzw. „opozycji”.

Ci sami homoseksualiści, którzy domagają się poszanowania swojej „odmienności” i „różnorodności”, jednocześnie szydzą, drwią i kpią ze świętości drogich np. katolikom. Wulgaryzmy, obraźliwe epitety, raniące wizerunki nie stanowią wówczas dla nich problemu, bo nie dotyczą ich osobiście.

Zwolennicy „wolności słowa” i „tolerancji” bronią jej innym, którzy głoszą poglądy odmienne od nich. Z historii ostatnich tylko kilku lat można by przytoczyć wiele przykładów takich działań: cenzurowanie i usuwanie materiałów z sieci, odmawianie sali na wykład, domaganie się wyrzucenia z uczelni, szykanowanie tych, którzy kwestionują oficjalną historiografię i odmawianie im prawa do publicznej obrony swoich tez.

Czy zatem może dziwić, że np. redaktor Łukasz Karpiel miał problemy ze zorganizowaniem spotkania o „tęczowej zarazie” w Opolu? Czy dziwi, że grozi mu się konsekwencjami prawnymi? Czy zaskakują postulaty zakazywania takich spotkań? Czy niezwykłe jest, że przy tym operuje się kłamstwami i pomówieniami? Więcej o sprawie można dowiedzieć się zarówno na portalu PCh24TV tutaj i tutaj oraz na portalu wRealu24.


środa, 6 listopada 2019

Czerwona panienka z okienka i alternatywny polityk-muzyk w samobójczym locie

Muszę powiedzieć, że z dużym zainteresowaniem, rozbawieniem i niesmakiem obserwuję lot piosenkarza, który niegdyś śpiewał „Jak ja was, ku...wy, nienawidzę”. Nawet nie chodzi o to, by do tej pory ten lot był nieposzlakowany, bo przecież co starsi pamiętają jeszcze z pewnością np. piosenkę „ZChN się zbliża”, w której autor wykorzystał znaną melodię kościelną, i kontrowersje wokół tamtego wyskoku. Sam zresztą do najbystrzejszych nie należy. Ale w końcu to też nie jest powód do rozpaczy. Sam do bystrzejszych nie należę i jakoś żyję.

Zasługą twórcy partii/ruchu swojego imienia było – przy wszelkich zastrzeżeniach –wpuszczenie do Sejmu poprzedniej kadencji ludzi, którzy normalnie nie mieliby szansy tam zaistnieć i którzy wprowadzili tam trochę zdrowego fermentu, rozbijając dwupartyjny monopol. I w gruncie rzeczy to by było na tyle...

Najpierw alternatywny muzyk postanowił uratować przefarbowaną na zielono postkomunistyczną partię (ratując swoje miejsce w Sejmie?), w której schroniły się również różne stwory wyrzucone z PO. A teraz wygaduje głupoty w programie czerwonej panienki, która panienką już nie jest, ale której panieńskie nazwisko kojarzy się nieodmiennie z najgorszą komunistyczną swołoczą.

Sama czerwona panienka może sobie robić programy, jakie zechce, jeśli robi to za swoje pieniądze. Można by też powiedzieć, że nie jest jej winą, że takiego, a nie innego, miała ojca. Choć mam wrażenie, że z tego akurat powodu wstyd jej nie jest. Ale czy musi u niej pojawiać się człowiek, który chciał rozwalić skostniały system? I przy tym jeszcze wygadywać bzdury usprawiedliwiające jej ojca i stan wojenny? Gdzie go teraz zobaczymy? W programie Urbana? Popijającego wódeczkę w towarzystwie starych komuchów i planującego „nowe rozdanie”? Aż tak zmienia wejście w politykę?


wtorek, 5 listopada 2019

Jak wierzy zwykły katolik z ulicy?

Jak wygląda nasza wiara? Czy naprawdę wierzymy i postępujemy zgodnie z nauką Chrystusa, którą przekazuje nam Kościół katolicki? Ilu wśród nas letnich katolików? ilu polityków, którzy nominalnie są katolikami, a w praktyce łamią przykazania Kościoła katolickiego, wynajdując wszelkie możliwe usprawiedliwienia?

W tym wideo z cyklu „Vortex” Michael Voris, jeszcze w trakcie obrad synodu amazońskiego, postanowił zadać kilka prostych pytań przeciętnym, spotkanym na ulicy Rzymu katolikom z różnych krajów. Wynik jest ciekawy. Pytanie: czy mamy powody do niepokoju, czy do umiarkowanego optymizmu?


"accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" all