Ostatnia hucpa ze zmianą ustawy o IPN w dalszym ciągu napawa
mnie niesmakiem. Jeszcze przed tym pamiętnym dniem słyszałem, jak tak zwani
„prości ludzie” mówią: „Dawniej jeździli po instrukcje do Moskwy. Teraz jeżdżą
do Tel Awiwu”.
W zasadzie mamy tutaj kilka spraw. Jedną z nich jest przykra
świadomość, że Polska to państwo słabe, które w końcu musiało (a musiało?)
ugiąć się pod naciskiem i zmasowanym atakiem.
Niektórym ciężko przełknąć porażkę polskiej drużyny piłkarskiej,
a to przecież tylko zabawa – wprawdzie zaangażowane są w nią olbrzymie
pieniądze, ale w dalszym ciągu jest to zabawa. W przypadku przegranej po prostu
paru piłkarzy nie zarobi kasy, jaką by zyskali, gdyby rozegrali jeszcze parę
meczy. No i najwyżej paru kibiców wyrzuci telewizor przez okno.
W przypadku Polski jednak chodzi o życie. O to, czy będą nas
szanować, czy my będziemy szanować samych siebie i czy następne pokolenia będą
żyć w wolnym państwie. I czy Polska jeszcze w ogóle będzie istnieć na mapie.
Świadomość, że Izrael może nam narzucać, jak ma wyglądać nasze ustawodawstwo,
jest głęboko przygnębiająca i niepokojąca.
Ot, na przykład mieszkający z dziada pradziada na Litwie
Polacy domagają się respektowania swoich praw i protestują przeciwko regulacjom
je łamiącym. Wyobrażacie sobie, że oto Polska, która przecież graniczy z Litwą,
tupnie nogą i Litwini zmieniają niekorzystne dla naszych rodaków prawo albo że
otwierają i dofinansowują z państwowych pieniędzy jakieś muzeum dokumentujące
historię Polaków na Litwie? Pomijam już śmielsze posunięcia, jak na przykład
przyznanie prawa wyborczego Polakom (nie mówiąc już o obywatelach II RP)
mieszkającym na zagrabionych Kresach. A przecież nie znaleźli się poza granicą
swojego państwa z własnej woli!
Druga sprawa, to wspomniany na początku niesmak. Niesmak
związany z całą tą otoczką propagandową. Moją uwagę zwrócił zwłaszcza portal,
który w swojej nazwie eksponuje niezależność, a tak naprawdę powinien nosić
nazwę „Tuba Propagandowa”. To, co wyprawiano w tym medium, po prostu biło na
głowę najgorsze ekscesy „Gazety Wyborczej”. To nawet nie było słynne „wycofanie
się na z góry upatrzone pozycje”, to było przedstawianie klęski jako wielkiego
zwycięstwa! Ba! Zrobiono z tego nawet zwycięstwo nad Rosją (sic!)! Jednym
słowem – traktowanie czytelników i zwykłych obywateli jako upośledzonych
umysłowo debili!
Czy naprawdę nie lepiej było po prostu powiedzieć: „Tak,
przegraliśmy bitwę! Ale to nie jest przegrana wojna! Walka wciąż toczy się na
różnych frontach i trwa dalej”? Po prostu – „siła złego na jednego, musieliśmy
ustąpić”. Przeciętny obywatel czułby może przygnębienie, ale przynajmniej
wiedziałby, że traktuje się go poważnie (pomijam już, czy to w ogóle jest
prawdziwy obraz sytuacji, czy może jest gorzej, niż to sobie wyobrażamy).
Niestety, media w Polsce zajmują się głównie propagandową
nawalanką. Te, które wspierają rząd, nawet nie pomyślą, że dobra krytyka, a nie
czołobitne kadzenie, może uchronić popierany przez nich obóz przed przyszłą klęską
wyborczą, a przede wszystkim przed posunięciami, które są niekorzystne dla nas
wszystkich.