Pisałem już tutaj o karkołomnej i spłycającej interpretacji
Kupca weneckiego, która pomija treści w tym dziele naprawdę istotne, a wczytuje
weń nasze współczesne obsesje. Przypomniała mi się z tego dramatu ostatnio
słynna scena przed Trybunałem Sprawiedliwości – mamy w niej m.in. wymianę zdań
między Porcją a Basssaniem. Bassanio jest gotów spłacić lichwiarza Shylocka z
nawiązką, jest gotów poświęcić swoje własne życie, by ratować przyjaciela,
który pomógł mu w potrzebie. A nawet posuwa się do tego, że mówi do Porcji
(przebranej za doktora praw):
Błagam ciebie,
Niechaj powaga twa raz ugnie prawo, –
Małym złem, wielkie dobro spowodujesz, –
I złamiesz tego diabła okrucieństwo.
„Diabłem” jest oczywiście Shylock. Bassanio sugeruje tutaj
ni mniej, ni więcej tylko posłużenie się złem, by osiągnąć większe dobro.
Odpowiedź Porcji jest stanowcza i nie pozostawia żadnych złudzeń:
Tak być nie może, gdyż nie ma w Wenecji
Potęgi, która może prawa zmieniać:
Wnet zapisano by taki precedens
I wiele błędów, wspartych tym przykładem,
W granice wpadłoby. Tak być nie może.
Porcja odrzuca więc pomysł, by naginać prawo, by na chwilę
przymknąć oko i użyć podłych metod, by zyskać dobro, którym w tym przypadku
jest przecież ocalenie życia weneckiego kupca. Podobna z grubsza problematyka
występuje na przykład w Miarce za miarkę – czy dla ocalenia życia można dokonać
czynu podłego i narażającego duszę na wieczne potępienie? Notabene wydaje mi
się, że i również ten dramat został mylnie odczytany przez Juliusza
Kydryńskiego, choć trafnie zauważył on dziwną nieproporcjonalność wymierzonych
na końcu kar i uniewinnień. Nie zwrócił jednak uwagi na fakt, że przypuszczalna
data powstania tej komedii jakoś dziwnie zbiega się z objęciem tronu Anglii przez
Jakuba I. Wskazywałoby to na fakt, że Szekspir miał nieco mniej złudzeń od
współczesnych mu katolików, którzy liczyli na złagodzenie lub ustąpienie
prześladowań za panowania tego króla. Ale to znowuż temat na zupełnie inny
tekst.
Wróćmy do Kupca weneckiego. Porcja mówi, że gdyby zrobić
taki wyjątek, jaki sugeruje Bassanio – motywowany przecież szlachetnymi
pobudkami – taki precedens doprowadziłby do tego, że „wiele błędów, wspartych
tym przykładem, w granice wpadłoby”. A więc nawet szlachetny pobudki nie
usprawiedliwiają naginania prawa (tak samo prawdy!), by osiągnąć jakieś dobro.
Jeden wyjątek pociągnie za sobą kolejne występki. Jeśli już raz pozwoli się na
użycie nikczemnych środków, to otwiera się furtkę dla całej ich masy, bo i inni
motywowani takim przykładem pójdą tym samym tropem.
Co ma do tego mój ulubieniec, super konserwatywny kandydat
na prezydenta Warszawy – Patryk Jaki? Tak jakoś mi się skojarzyło po kolejnych
„wspaniałych” posunięciach Jakiego, jak na przykład ogłoszenie, że
wiceprezydentem zostanie zadeklarowany lewak, jeśli „nasz” kandydat zwycięży.
Notabene „nasze” media z kolei zdają się nie widzieć w tym
żadnego problemu. Przeszły do porządku dziennego nad in vitro, cóż więc
dziwnego, że jakoś zwolennik homomałżeństw im nie przeszkadza? Aha! Zapomniałem
– chodzi przecież o Warszawę „nieideologiczną” i ten koszmar z powieści
Chestertona Człowiek, który był Czwartkiem (przypominam, że w polskim
przekładzie pominięto z jakiegoś powodu podtytuł: Koszmar – Nightmare, który
jest istotny dla zrozumienia tego utworu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz