Podana dzisiaj informacja o współpracy znanego reżysera z SB
w zasadzie nie dziwi. Nie osądzam tego konkretnego przypadku, bo nie znam
dokładnie szczegółów. Ale nie jest to też pierwszy przypadek. Znana jest przecież
np. sprawa innego reżysera pewnego kultowego filmu z czasów PRL-u, która zdaje
się doskonale wyjaśniać jego późniejszy udział w nagonce na nieżyjącego już
senatora Porozumienia Centrum. Niektórzy do tej pory cytują kawałki z jego
komedii, która była elementem tego ataku.
Tacy ludzie robili nam kulturę. Tacy ludzie robią nam
kulturę w dalszym ciągu. Tacy ludzie uchodzą za autorytety intelektualne czy
nawet (horribile dictu!) moralne. Czy dziwi więc, że dotacje z kieszeni
podatnika dostają filmy obrzydzające naszą polską rzeczywistość, pokazujące
nierzeczywistość udającą zwierciadło przystawione naszym codziennym realiom?
Czy dziwi, że prawie 30 lat po tzw. „transformacji ustrojowej” nie doczekaliśmy
się pełnokrwistej filmowej wersji dziejów rotmistrza Pileckiego, że nie
nakręcono serialu o Brygadzie Świętokrzyskiej czy o czołgistach gen. St.
Maczka, a myślano o nowej wersji komunistycznych „Czterech pancernych” (nie
wspominając psa)? Czy dziwi, że nie ma filmu, który pokazywałby światu, jak
gnojono polskich księży w obozach koncentracyjnych, a posyła się na
międzynarodowe festiwale obrazy o polskim antysemityzmie i robi się takie filmy
również za ruskie pieniądze; że robi się wulgarny film o polskim duchowieństwie?
Czy kogoś to jeszcze dziwi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz