poniedziałek, 3 września 2018

Kandydat (byle)Jaki za handlem żywym towarem, a nawet przeciw niemu


Prawicowy kandydat na prezydenta Warszawy, Patryk (byle)Jaki udzielił iście „salomonowej” odpowiedzi na pytanie o kwestię in vitro, do której odniósł się już wcześniej w kwietniu tego roku (pisałem już o tym na swoim blogu).

Otóż po pierwsze stwierdził on, że „nadal jest za tym, aby in vitro było dopuszczalne”, a przy tym wszystkim uważa (Uwaga! Mocno trzymajcie się krzesła!), „że jego pogląd na tę sprawę jest taki sam jak... stanowisko Konferencji Episkopatu Polski”.

Uparcie też podkreśla, że nie chce Warszawy ideologicznej i że sprawy typu in vitro to nie jest rzecz samorządów, co ewentualnie można by było jeszcze zaakceptować, gdyby nie fakt, że realia mogą stawiać samorządowców wobec wyborów niezgodnych z ich sumieniem. A więc postawa (byle)Jakiego zbliża się niebezpiecznie do postawy pani Kopacz traktującej katolicyzm jak okrycie wierzchnie, które można sobie zawiesić na kołku po wejściu do urzędu państwowego, a potem znowu nałożyć po jego opuszczeniu.

A w zasadzie to jest to ta sama postawa, posłuchajmy bowiem, co mówi dalej nasz „prawicowy” kandydat o in vitro i jaką „salomonową” mądrością się wykazuje (bo to jest właśnie ta wspomniana na początku odpowiedź godna żydowskiego monarchy):

„Jeżeli ten program będzie w momencie, w którym będę obejmował urząd prezydenta Warszawy, jeżeli wyborcy pozwolą, to nie będę go kasował. Jeżeli nie będzie, nie będę go wprowadzał”.

Sprytne, prawda? Drugi Salomon! Jednym słowem – kandydat (byle)Jaki umywa ręce. To znaczy... Hm... Ta odpowiedź bardziej przypomina tak naprawdę kluczenie Piłata, który usiłował wywikłać się z odpowiedzialności za śmierć Chrystusa, a w końcu uciekł się do pierwszego w historii chrześcijaństwa badania opinii publicznej (albo wyborów samorządowych), po czym umył ręce.

Kluczenie Piłata doprowadziło do śmierci Chrystusa. Kluczenie (byle)Jakiego doprowadzić może i do śmierci mrożonych w ciekłym azocie nienarodzonych dzieci, i do handlu żywym towarem, bo tym jest właśnie in vitro. Pomijam już, że samo sprowadzanie in vitro do kwestii ideologicznej jest relatywizowaniem tej sprawy, a więc również stawianiem pytania godnego samego Piłata: „Cóż to jest prawda?” Najwidoczniej decydują o tym wyborcy, jak zdecydowali w przypadku Chrystusa i Barabasza.

I taką oto mamy w Polsce prawicę. I kto tu dzieli wyborców?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz