Niestety znowu będzie o moim ulubieńcu, czyli Patryku Jakim.
A to za sprawą Prezesa, którego słowa przytoczył ostatnio onet. Mianowicie
Jarosław Kaczyński tak się wypowiedział o kandydacie na prezydenta Warszawy: to
„ktoś, kto może w polskiej historii następnych dziesięcioleci (...) wiele znaczyć, wiele zrobić, wiele zrobić dobrego”. Ponoć Kaczyński uświadomił to
sobie jeszcze dawno temu na jakimś „młodzieżowym spotkaniu”.
Cóż ja mogę na to powiedzieć? „Raczej nieszczęście” – by zacytować
klasykę polskiego kabaretu.
Z mojego punktu widzenia właśnie te zalety Jakiego, których
w żaden sposób nie podważam, bo wydaje się, że jest to młodzieniec pełen
energii i dość pracowity, jak najgorzej wróżą polskiej przyszłości. Jeśli mamy
do czynienia z takim politykami, jak Biedroń czy Trzaskowski, od razu wiadomo,
że są to politycy na bakier z nauką moralną Kościoła i że będą wprowadzać
konsekwentnie rozwiązania, które staną się w Polsce kolejnymi przyczółkami
cywilizacji śmierci. Natomiast w przypadku Jakiego dla przeciętnego wyborcy
oczywiste to takie nie jest.
Pisałem już na tym blogu, że Jaki jest bardziej
niebezpieczny od Trzaskowskiego (co – jeszcze raz podkreślę – nie oznacza, bym
głosował na kandydata PO, gdybym mieszkał w Warszawie). Dlaczego? Bo w moim
przekonaniu Jaki – przy milczeniu hierarchii Kościoła katolickiego w sprawie
jego wypowiedzi o in vitro oraz przy bezkrytycznym chwaleniu go przez „nasze”
media (z paroma wyjątkami) – będzie przyczyniał się do niezauważalnego
demontażu cywilizacji chrześcijańskiej w Polsce. Jeśli wypowiedzi polityków
lewicowych czy liberalnych od razu budzą opór w przeciętnym katoliku, bo wprost
mówią oni o tym, co dla przeciętnego człowieka jest horrorem, to w przypadku
„naszego” polityka to takie oczywiste nie jest.
Jaki wypowiada się przeciwko aborcji eugenicznej (nie wiem,
czy generalnie przeciwko aborcji jako takiej), ale jest już na bakier z nauką
Kościoła, gdy chodzi o in vitro. Hierarchia milczy i nie prostuje jego
wypowiedzi, gdy polityk ów stwierdza, że jego podejście nie różni się od
Episkopatu. Jeśli to nie jest tylko gra wyborcza (co samo w sobie jest
oburzające, bo nie wyobrażam sobie, by polityk katolicki w taki sposób zdobywał
sobie elektorat), to oznacza, że katolicki wyborca głosując na Jakiego
jednocześnie głosuje na cywilizację śmierci wprowadzaną do Polski stopniowo.
Albo inaczej: głosuje za tym, by ludzi w Polsce stopniowo do tej cywilizacji
przyzwyczajać. Po Jakim przyjdą inni politycy „prawicowi” (jeśli jego poglądy
za parę lat nie ewoluują), którzy będą przeciw aborcji, a nawet za oraz przeciw
„małżeństwom homoseksualnym”, a nawet za – podobnie jak Jaki jest przeciw in
vitro, a nawet za.
To wszystko odbywa się przy medialnej nagonce na krytyków
takiego postępowania, jakie uosabia sobą Jaki. Tak jak dzieje się to w
przypadku sprzeciwu przedłużania kwestii zakazu aborcji eugenicznej. Znani
obrońcy życia są określani jako rozbijający prawicę, kiedy w rzeczywistości
prawicę rozbijają politycy, którzy są w prawicowym rzekomo PiS-ie, a powinni
znaleźć się w PO, SLD czy jakiejś organizacji feministycznej. Przeciętny
wyborca prawicy, który nie ma czasu zaprzątać sobie głowy śledzeniem
politycznych debat, bo zaabsorbowany jest wiązaniem końca z końcem, pójdzie i
zagłosuje na Jakiego czy Lichocką, nieuświadamiając sobie, że w imię jedności
prawicy przyczynia się być może do demontażu cywilizacji chrześcijańskiej w
Polsce.
Jeśli zatem za kilka lat doczekamy się upadku katolicyzmu w
Polsce i podobnej sytuacji, z jaką obecnie mamy do czynienia w Irlandii, to
wielkie „zasługi” położą w tej dziedzinie ci politycy, którzy – słowami
Jarosława Kaczyńskiego – mogą „wiele zrobić dobrego”. Niestety spory udział
będzie w tym miało duchowieństwo, które milczy i takich polityków nie
przywołuje do porządku po imieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz