wtorek, 18 września 2018

Wydzieliny Smarzowskiego


O Smarzowskim nie zamierzałem pisać, bo wszak każda krytyka czy szum wokół jego nowego filmu to dodatkowa reklama – wiadomo, im więcej mówią, tym lepiej – więcej widzów może pójdzie do kina. Jednak zmieniłem zdanie i postanowiłem wtrącić swoje trzy grosze. Moja opinia raczej nie nagoni mu publiki.


Przede wszystkim: nigdy nie lubiłem kina Smarzowskiego. To, co obejrzałem, wystarczyło, bym poczuł do produkcji tego pana głęboką niechęć, a wręcz odruch wymiotny. Wcale nie dlatego, że podejmuje tematy kontrowersyjne. Smarzowski podejmuje tematy łatwe, takie, które będą przyjmowane przez krytykę z zachwytem, a jemu będą nabijać kasę. To samo w gruncie rzeczy dotyczy filmu Wołyń, choć na jego temat nie zamierzam się wypowiadać, bo należę do tych wyjątkowych rarogów, którzy się nie skusili i filmu nie obejrzeli. Choć być może gdybym miał mniej wrażliwą żonę, przełamałbym niechęć do wytworów pana Smarzowskiego i poszedł do kina, by się przekonać.


Metoda autora Drogówki jest równie prosta, jak podejmowane przez niego tematy: unurzać wszystko w błocie i wszelkich możliwych wydzielinach cielesnych (stąd nie muszę iść na film Kler, by wiedzieć, jak on wygląda – wystarczą zresztą „trailery”, by to potwierdzić). Jak przyciągnąć uwagę? Zanurzyć krucyfiks w urynie – to się z pewnością sprzeda.


To nie jest nawet krzywe zwierciadło, to jest zwierciadło całkowicie i diametralnie zniekształcające obraz świata. W filmach Smarzowskiego nie zobaczycie prawdziwej Polski, zobaczycie tam tylko twór jego chorej wyobraźni. Wcale nie zdziwiła mnie jego deklaracja, że jest ateistą. Chyba tylko ateista może tak nienawidzić świata i swoich bliźnich, patrzeć na wszystko z taką pogardą, widzieć we wszystkich brutalne, utytłane, wulgarne zwierze. W jego filmach nie ma żadnej prawdy, bo też i o prawdę w tych filmach nie chodzi. Artysta może wyolbrzymiać, może przesadzać, może zniekształcać, by uwypuklić jakiś aspekt, ale – jak już napisałem wyżej – to nie jest przypadek filmów Smarzowskiego.


Myślę, że najlepiej jego twórczość podsumował Jan Polkowski w swoim tekście Wojciech i Wojtek, który można znaleźć w tomie Polska moja miłość. Poniższe dwa passusy pewnie znakomicie będą pasować do najnowszej produkcji autora Domu złego:

„Odnoszę wrażenie, że siła obserwacji [Smarzowskiego] opiera się o zwykłe poczucie wyższości, pychę wyniesienia ponad z gruntu pogański pseudokatolicki lud i jego cwanych, interesownych pasterzy lub jeszcze gorzej niż cwanych – ksiądz w Drogówce jest przecież dodatkowo bywalcem burdeli. Ilu takich księży zna Wojtek? Wojciech?

(...)

Na prowincji (...) nie widział prostych ludzi, którzy przeszli z honorem przez codzienne plugawe poniżenie i najzwyklejszą nędzę drugiej połowy XX wieku? Często ze wsparciem księdza, który nie rozbijał się bryką, przekraczając przepisy, i nie szlajał po burdelach. Proponuję, żeby przed wejściem do kinowej sali sprawdzać dokumenty i Polakom wydawać obowiązkową setkę-wejściówkę, żeby mózgi widzów były kompatybilne z gnojowatym Polakiem-cynikiem-alkholikiem”.

Nie sądzę, by w filmach Smarzowskiego zmieniło się coś tak diametralnie, by ta diagnoza Polkowskiego (wraz z ironiczną propozycją) nie była wciąż aktualna. Czytelników zachęcam do sięgnięcia po zbiór felietonów, z którego te dwa fragmenty pochodzą – o dziwo wciąż jest dostępny do kupienia, choć ta książka powinna zniknąć z półek księgarskich jak świeże bułeczki. No tak, ale autor Drzew nie nurza wszystkiego w... Mniejsza o to, w czym. Zamiast więc wydawać pieniądze na bilet do kina, kupcie tom Polkowskiego. Tam jest spory kawałek prawdy o naszym świecie, także tej mniej przyjemnej.


2 komentarze:

  1. Ja też nie lubię kina Smarzowskiego.
    Mam wrażenie, że on musi strasznie nienawidzić Polski i Polaków, skoro pokazuje nas w tak obrzydliwym świetle.
    Brzydzi mnie jego widzenie świata i także zbiera mi się na mdłości, jak oglądam jego filmy.
    W zeszłym roku, jak był taki ogólny zachwyt środowisk patriotycznych nad Smarzowskim, "bo zrobił film o Wołyniu" - ja przestrzegałam znajomych Kresowiaków na FB: "uważajcie, ludzie, ten człowiek, to nie jest Polak-patriota, nie dajcie się zwodzić". A "Wołyń" to wg mnie słaby film. Co z tego, że pierwszy?
    A teraz to już wyszło szydło z worka z tym klerem! Na pewno nie obejrzę tego filmu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że tym filmem o Wołyniu Smarzowski "kupił" sobie popularność wśród konserwatywnej publiczności i może nawet zrobił to z pełną premedytacją. Tak przypadkowo mu wyszło z tym filmem o polskich księżach czy też sobie tak to zaplanował? Recenzje i omówienia zdają się potwierdzać to, co wiem bez oglądania tego "arcydzieła". Jeśli obejrzy się jeden film tego pana, wiadomo, o czym będą kolejne. Metoda, jaką stosuje, jest prosta jak konstrukcja cepa. Myślę, że to, co było do powiedzenia o Smarzowskim, dobrze opisał Jan Polkowski. W zasadzie szkoda nawet miejsca w gazetach i na portalach, by tym panem się zajmować.

    OdpowiedzUsuń