wtorek, 25 września 2018

Jak TVP nabija kabzę obrazoburcy


Kiedy pojawia się jakiś tzw. „kontrowersyjny” spektakl, film czy „kontrowersyjna” książka, zawsze mam wątpliwości, jak najlepiej i skutecznie zareagować. Czy protest i głośny sprzeciw jest faktycznie zawsze najlepszą formą reakcji? Ale przecież nie protestować, to godzić się na zło wprowadzane w przestrzeń publiczną! Z drugiej strony każdy protest, każda forma sprzeciwu to również reklama dla obrazoburcy. Jakiś gniot, który przestałby budzić zainteresowanie ludzi już w pięć minut po pokazie, będzie pompowany na wielkie arcydzieło, które porusza ważki temat. Im więcej protestów, tym lepiej – ludzie gadają, można nagradzać, robić wywiady, protestować przeciwko protestom, wystawiać ostentacyjnie poza sceną, urządzać pokazy specjalne itd., itp.

Swego czasu wykorzystano tę technikę reklamy poprzez skandal z całą premedytacją we Wrocławskim Teatrze Polskim. Świadomie puszczono w obieg wieść, że na scenie wystąpią aktorzy porno. Oczywiście doszło do protestów i wokół spektaklu, który inaczej pewnie przeszedłby bez echa, zrobiło się głośno. Przy okazji zakpiono sobie z ministra kultury. Potem wręcz mówiono, że jego reakcja była na wyrost, tak jakby informacja o aktorach porno była jedynie inscenizacją, którą biedny minister potraktował w swojej naiwności na serio, nie rozumiejąc, że to wszystko przecież fikcja literacka.

Z drugiej strony są i tacy, którzy przez swoją nadgorliwość dolewają tylko oliwy do ognia i zapewniają autorowi prowokacji kolejne minuty sławy. Tak było ostatnio z wycięciem wypowiedzi takiego prowokatora, w której wspomniał on o obecnym prezesie TVP. Dodajmy, że nie było tam wulgaryzmów ani niczego takiego, co jeszcze mogłoby uzasadnić taką interwencję. Jakiś (przepraszam za słowo) idiota, który to zrobił, wydaje się żyć w innej epoce – w której nie ma przede wszystkim Internetu dającego możliwość błyskawicznej reakcji i puszczenia w świat całego nagrania albo tylko wyciętego fragmentu. Zrobił jedynie naszemu krajowemu obrazoburcy reklamę. Nie wyciągnął lekcji z historii. Ot, że np. przejechał się na tej potędze Internetu były prezydent. Oficjalne zaprzyjaźnione telewizje może robiły z niego męża stanu, w Internecie wychodził na pajaca.

Powyższy przykład zresztą trudno uznać za świadomą reakcję na bluźnierstwo czy profanację. Ów reżyser swoimi poglądami na Kościół przypomina Zoję komunistkę – o czym świadczą udzielane przezeń wywiady, w których raczy nas swoimi „mądrościami”. On nawet za bardzo nie wie, o czym mówi, bo gdyby wiedział, to by zamilkł albo zrobił film o męczeństwie Andrzeja Boboli – tutaj miałby prawdziwe pole do popisu, jeśli chodzi o brutalne sceny. Nie zrobi takiego filmu, bo nie dorasta poziomem intelektualnym. On zrobiłby z tego co najwyżej kolejną „Drogówkę” w kontuszach.

W przypadku tego reżysera może po prostu lepiej pomilczeć, nie robić mu reklamy, pomodlić się za niego, publikować zamiast tego teksty i artykuły o bohaterskich księżach i to zarówno polskich, jak i obcych. Jest naprawdę z czego wybierać. W przypadku jawnych bluźnierstw trzeba reagować, nie można milczeć. Trzeba jednak szukać na tyle skutecznych sposobów, by nie robić takim „artystom” dodatkowej reklamy. Bez wątpienia jest to trudne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz