Nie oglądam telewizji, o czym wiedzą czytelnicy tego bloga,
jednak ostatnio mnie pokusiło, by odnaleźć w Internecie stronę Telewizji
Polskiej i obejrzeć obszerne fragmenty zarejestrowanego programu, w którym
prowadzący rozmawiał z przedstawicielami partii, które dostały się do Sejmu w
ostatnich wyborach. Po lewej stronie prezentera znalazły się panie z lewicy,
jedna skrajniejsza, druga nieco bardziej powściągliwa. Naprzeciwko byli panowie
z prawicy, a ze studia chyba w Radomiu łączył się Grzegorz Braun.
Muszę przyznać, że było to żałosne widowisko. Głównie za
sprawą pań z lewicy, które reprezentowały jednocześnie mocny nurt bezmyślności
w polskiej (i nie tylko) polityce, nurt, który można by też określić jako
emocje bez wsparcia rozumu. To zresztą nie pierwsza i nie ostatnia
kompromitacja tych pań, o czym świadczy niedawny głośny wyskok innej ich
reprezentantki, a mianowicie pani, która ubolewała nad spaleniem na stosie
Brunona Schulza.
Znaczna część programu, którą można było sobie odpuścić,
miała charakter bardziej kabaretowy niż poważny. Cóż bowiem myśleć o
dywagacjach językowych pani z lewicy, która domagała się żeńskich form
rzeczowników, które zwyczajowo są w języku polskim używane w formach męskich?
Może tyle tylko, że było to specyficzne zaklinanie rzeczywistości? A poza tym
bicie piany, w którym prowadzący program usiłował przekonać lewaczkę, że trzeba
by było również zmienić treść odpowiednich dokumentów państwowych, łącznie z
samą Konstytucją.
Zgrozę natomiast wywoływała u mnie następna część programu,
w którym zaczęto dywagować nad tematem aborcji. Panowie, słusznie zresztą,
dowodzili, że zgodnie z nauką nienarodzone dziecko jest człowiekiem. Pani z
lewicy uważała natomiast, że kiedy była w ciąży, to była po prostu... w ciąży i
nie było mowy o żadnym „noszeniu dziecka pod sercem” – który to termin zresztą
uznała za „kościelną mowę” – bo to, co nosiła, nie było dzieckiem. Nawet nie
próbuję się domyślić, dlaczego wobec tego ta pani uważała, że zabijanie
nienarodzonych – nazywane dla zmyłki „aborcją” – może być dopuszczalne do
dwunastego tygodnia ciąży. Skoro to nie jest dziecko, to po co te ograniczenia?
Logiki w tym nie było żadnej, a zasada niesprzeczności była pewnie tak obca tej
pani, jak przeciętnemu człowiekowi życie na obcej planecie w innym systemie
słonecznym.
To, że owa pani miała mózg w doskonałym stanie, bo
nieużywany, było aż nadto widoczne, więc szkoda poświęcać na nią więcej czasu.
Zdumienie natomiast wywoływali panowie – z wyjątkiem samotnego w tym
towarzystwie Grzegorza Brauna – którzy z zasadą niesprzeczności wydawali się
też mieć widoczny problem, choć z początku stwarzali pozory, że z szarych
komórek mózgowych korzystają. Pomijam już nawet uleganie mowie-trawie pani z
lewicy i pozwolenie na to, by wpuściła ich w kanał, jakim były dywagacje o tzw.
„średniowieczu”.
Otóż pan z PiS-u nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że
nienarodzone dziecko jest po prostu człowiekiem. Jednocześnie jednak obstawał
przy tzw. „kompromisie” aborcyjnym, zarzucając Grzegorzowi Braunowi i ogólnie
Konfederacji ekstremizm. Rzecz jasna pojawiły się argumenty zgodne z linią
partii, że ten zgniły „kompromis” pozwala ocalić dzieci, które inaczej byłyby
mordowane w wyniku zmiany przepisów.
Aby uświadomić sobie całą grozę takiego rozumowania,
wyobraźmy sobie sytuację z rzeczywistości alternatywnej. Oto Europa po
kontrolowanym upadku III Rzeszy. W jednym z państw europejskich (podobnie jak i
w pozostałych) ciągle obowiązują jeszcze pozostałości prawa hitlerowskich
Niemiec. Eksterminacja Żydów istnieje, ale w ograniczonym zakresie. W wyniku
tzw. „kompromisu eksterminacyjnego” Żydów można mordować jedynie w ściśle
określonych przypadkach. Na przykład wówczas, kiedy Żyd stanowi zagrożenie
życia lub zdrowia. Albo wówczas, kiedy Żyd ma wrodzone wady, które uniemożliwią
mu normalne funkcjonowanie.
W kolejnych wyborach do parlamentu tego kraju dostaje się
partia konserwatywna, która jako jedyna stoi na stanowisku, że Żydzi jako
ludzie mają prawo do życia i w związku z tym obowiązujące przepisy należy
zmienić. Partia prawicowa, która po raz drugi wygrała wybory stoi na stanowisku
podobnym, ale twierdzi, że niestety wszelka zmiana prawa doprowadzi do
przesunięcia wahadła i w następnych wyborach ustawodawstwo zostanie zmienione
tak, by dopuścić eksterminację Żydów bez ograniczeń. Dlatego regulacji nie
zmieni i będzie bronić „kompromisu eksterminacyjnego”. Dodam, że w tej
rzeczywistości alternatywnej owa partia prawicowa, która broni sprawiedliwości
i prawa, również nie robi nic, by zmienić mentalność obywateli swego kraju.
Straszy natomiast ekstremizmami.