Pisałem już chyba na tym blogu o tym, jak sprawnie i
grzecznie załatwiane są niektóre sprawy w urzędach państwowych dzisiaj.
Załatwienie na przykład formalności związanych z wymianą starego dowodu tożsamości
na nowy lub z załatwieniem nowego dowodu osobistego, gdy skończyła się ważność
dotychczasowego, trwa dosłownie chwilkę.
Odradzam jednak na przykład zmianę adresu zameldowania (do
tej pory nie potrafię znaleźć żadnego sensownego uzasadnienia utrzymania
obowiązku meldunkowego poza mnożeniem biurokracji i utrudnianiem ludziom
życia). Jeśli sama formalność może potrwać dosłownie chwilkę, to potem
zaczynają się kłopoty. Trzeba przecież wymienić dowód rejestracyjny, bo podany
tam adres jest już nieważny. To samo dotyczy prawa jazdy. A to wszystko jeszcze
na dodatek kosztuje (choć wymiana dowodu nie). Trzeba przy tym dysponować
czasem do stracenia na stanie w kolejkach.
We Wrocławiu moja dwukrotna próba załatwienia nowego dowodu
skończyła się niepowodzeniem. Za pierwszym razem, choć wydawało mi się, że
przyszedłem w miarę wcześnie, nie było już nawet numerków ani druków do
wypełnienia. Za drugim razem formularze wprawdzie były, ale pani z informacji
dała mi do zrozumienia, że spędzę w urzędzie cały dzień i lepiej mi przyjść w
innym terminie. Nie miałem czasu do marnowania, więc zrezygnowałem. Jestem
ciekaw, czy trzecia próba mi się powiedzie.
Jeśli ktoś chce załatwić formalności w Urzędzie Stanu
Cywilnego, to musi się nastawić na to, że zmarnuje być może nawet kilka godzin.
Przy tym nie ma tam żadnego punktu informacyjnego (ja przynajmniej takiego nie
znalazłem). Jeśli więc ktoś nie potrafi się połapać w instruktażach
umieszczonych na tablicach informacyjnych, musi próbować uzyskać informację u
jednego z zatrudnionych i zajętych urzędników. Pójście do tego urzędu w lecie,
to istna masakra. Nie dość, że upał tego roku był straszliwy, to jeszcze czeka
się w naprawdę długiej kolejce.
Gdyby ktoś wpadł jednak na pomysł, że można by zadzwonić i
przed udaniem się do urzędu uzyskać stosowne informacje, by potem nie krążyć
bezradnie i nie wracać do domu, jeśli zapomni się na przykład jakichś
dokumentów czy danych potrzebnych do wypełnienia formularza, ostrzegam, że nie
jest to takie proste. Jakimś dziwnym trafem udało mi się po kilku próbach
dodzwonić do Urzędu Stanu Cywilnego przed pójściem tam, by załatwić
formalności. Udało mi się to także za drugim razem, ale tym razem po naprawdę
wielu próbach połączenia. Niestety, ponieważ sprawa ciągle jest w toku,
musiałem tam zadzwonić ponownie, ale tym razem nie udało mi się ani razu
dodzwonić od tamtego czasu: albo telefon jest zajęty, albo nikt nie odpowiada.
Musiałem w końcu wysłać e-mail, na który odpowiedź dostałem w końcu po kilku
dniach.
To samo dotyczy niestety Urzędu Wojewódzkiego, w którym z
kolei jest załatwiana kolejna sprawa. Tutaj rezultat jest dużo gorszy – do tej
pory nie udało mi się tam dodzwonić ani razu (sic!). Na telefon albo nikt nie
odpowiada, albo z kolei numer jest zajęty. W desperacji próbowałem dodzwonić
się do jakiegokolwiek działu, który może mieć cokolwiek wspólnego z ważną dla
mnie sprawą. Bez rezultatu. Na wysłany przed prawie tygodniem e-mail nie
dostałem żadnej odpowiedzi, aż do dzisiaj, kiedy wreszcie ktoś do mnie zadzwonił. Na szczęście urzędniczka okazała się bardzo uprzejma i pomocna.
To wszystko, przy informacjach o rosnącej, a nie malejącej
biurokracji, jest zdumiewające. Nie wiem, co robią te rzesze urzędników
państwowych utrzymywanych z naszych pieniędzy. Jeśli faktycznie jest ich tak
dużo, to dlaczego nie ma ich wystarczająco dużo, by odbierać telefony i
odpowiadać na e-maile? Po co w ogóle podają numery telefonów, jeśli wszelka
próba dodzwonienia się, kończy się fiaskiem, a jeśli już zakończy się
pomyślnie, to jedynie po nieskończonych próbach wybierania tego samego numeru? Może więc tych urzędników nie jest wystarczająco dużo, są tak zasypani pracą, że nie są w stanie uporać się z nią w szybkim tempie. A może obciążeni są niepotrzebną robotą papierkową albo część z nich zajmuje się rzeczami zbędnymi? Trudno mi powiedzieć.
I na koniec – jeszcze jedna kwestia. Urzędnicy państwowi z
reguły są dzisiaj uprzejmi (czego przykład miałem dzisiaj), choć nie zawsze. Pamiętam, jak swego czasu,
oburzony na praktyki pewnego znanego biura podróży, postanowiłem skonsultować
się z rzecznikiem praw konsumenta. Po kilku próbach udało mi się w końcu i
ktoś odebrał telefon. Okazał się to być jakiś gburowaty pan, niezbyt uprzejmy i
niezbyt pomocny. Nawet jeśli miał rację, że w zgłaszanej sprawie, to biuro
podróży było na wygranej pozycji i nic nie dawało się zrobić, to odczucie było
takie, że zostałem spuszczony na drzewo. A przecież od rzecznika praw
konsumenta można by oczekiwać odrobinę więcej życzliwości, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz