Lektura książek Josepha Pearce’a o Szekspirze może być dla
wielu otwarciem oczu na piękno i głębię dramatów angielskiego poety, odkryciem
ich w gruncie rzeczy na nowo. The Quest for Shakespeare, o której to książce już wspominałem na tym blogu,
jest przede wszystkim analizą dowodów na katolicyzm autora Króla Leara. Sam
Pearce zapatrywał się na tę sprawę sceptycznie – mimo że o katolickiej
mentalności wielkiego dramaturga pisali również tacy wybitni katolicy, jak
Belloc, Chesterton czy kard. Newman – ale w końcu musiał stwierdzić, że zebrany
materiał – choć sam przyznaje, że jest to materiał poszlakowy – pozwala z dużą
pewnością mówić o Szekspirze jako katoliku i w tym świetle czytać jego twórczość.
Już w The
Quest for Shakespeare Pearce znajdował potwierdzenie na ten katolicyzm
również w utworach. Nic dziwnego, że dwie kolejne swoje książki poświęcił
dogłębnej analizie dramatów. Through Shakespeare’s Eyes szczegółowo
interpretuje Hamleta, Kupca weneckiego i Króla Leara. O tej książce może
jeszcze parę słów na tym blogu napiszę. Trzecia książka szekspirowska, Shakespeare on Love, skupia
się tylko na jednej tragedii – Romeo i Julii, czy też może raczej – Romeo i
Juleczce albo Romeo i Julci, jak chyba stosowniej byłoby przetłumaczyć tytuł
tej sztuki (o czym mowa będzie za chwilę). Warto dodać, że na końcu tej
publikacji znajduje się również obszerny i arcyciekawy dodatek poświęcony
wpływom na twórczość Szekspira jego dalekiego kuzyna, wielkiego poety
metafizycznego, męczennika Kościoła katolickiego i świętego – Roberta
Southwella.
Podejście Pearce’a do dramaturgii Szekspira przypomina mi w
dużej mierze spojrzenie Hansa Georga Wunderlicha na wykopaliska na Krecie.
Wunderlich przyglądając się wykopaliskom w słynnym Knossos, a potem innym
podobnym odkopanym „pałacom” na Krecie, doszedł do wniosku, że badacze tych
archeologicznych odkryć popełnili błąd podstawowy – „czytali” to, na co
patrzyli, stosując współczesne nam miary, współczesny światopogląd, współczesne
wzorce kulturowe i nie biorąc pod uwagę faktu, że być może odkryta cywilizacja
różniła się od naszej tak diametralnie, że należy ją raczej odczytywać w
kontekście kultury i środowiska, w jakim powstawała, uwzględniając przy tym
odkrycia z różnych innych dziedzin niż tylko archeologia, takie choćby jak
geologia, historia literatury, mitologia, ekonomia, badanie starożytnych
tekstów, które w różnej formie przetrwały do naszych czasów.
Kiedy Wunderlich zastosował taką metodę i odstawił na bok
opowiastki o beztroskiej cywilizacji, którą zmiótł jakiś niespodziewany
kataklizm, wyłoniła się kompletnie inna wizja cywilizacji minojskiej od tej,
jaką zresztą do tej pory sprzedaje się turystom i czytelnikom popularnych
opracowań na temat historii starożytnej Grecji. Nagle okazało się, że być może
te pałace z wodociągami i „nowoczesnymi” wannami to tak naprawdę pałace
funeralne, a więc miejsca pochówku, podobne do tych, jakie znajdują się w
Egipcie; że radośnie pląsające delfiny, to wcale nie symbol beztroski, ale
motyw żałobny; że panie paradujące w „śmiałych” strojach odkrywających biust,
to w rzeczywistości płaczki żałobne itd., itp.
Piszę o tym w wielkim skrócie, bo tematem jest książka
samego Pearce’a, a nie Tajemnica Krety Wunderlicha. Otóż analizy literackie
Pearce’a, podobnie jak archeologiczne dociekania Wunderlicha, zmieniają
zupełnie nasze spojrzenie na dramaturgię Szekspira. Od szkoły średniej w
zasadzie traktowałem Romeo i Julię jako tragedię o romantycznej miłości od
pierwszego wejrzenia, która jako swą główną przeszkodę napotkała waśń między
dwoma możnymi rodami. Nie mogąc się oficjalnie kochać, młodzi muszą skonsumować
swój związek w tajemnicy, choć bacząc na względy przyzwoitości i moralności, bo
po równie tajemnym ślubie, którego udziela im życzliwy zakonnik. Niestety
nienawiść ich rodzin doprowadza do tragedii, której można by było uniknąć,
gdyby dorośli mieli więcej rozsądku i nie kierowali się emocjami (!). Jak to
możliwe, że sam nie dostrzegłem w tym sprzeczności?
No cóż... Pearce roztrzaskuje taką wizję słynnej tragedii w
drobny mak. A robi to czytając tę sztukę m.in. w kontekście epoki i
katolickiego, a już na pewno chrześcijańskiego i to zakorzenionego w filozofii
św. Tomasza z Akwinu, spojrzenia na świat wpisanego w sam utwór. I nagle nie
dość, że wszystko zaczyna nabierać głębszego znaczenia, to jeszcze okazuje się,
że sama sztuka jest o czymś zupełnie innym, niż sądzą zarówno nieuważni
badacze, jak i ulegający im czy czarowi samej sztuki czytelnicy. Jednym słowem
autor Shakespeare on Love burzy romantyczne odczytanie tej tragedii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz