sobota, 20 października 2018

Corner Shop: „Shakespeare on Love”, czyli Romeo i Juleczka, cz. I


Lektura książek Josepha Pearce’a o Szekspirze może być dla wielu otwarciem oczu na piękno i głębię dramatów angielskiego poety, odkryciem ich w gruncie rzeczy na nowo. The Quest for Shakespeare, o której to książce już wspominałem na tym blogu, jest przede wszystkim analizą dowodów na katolicyzm autora Króla Leara. Sam Pearce zapatrywał się na tę sprawę sceptycznie – mimo że o katolickiej mentalności wielkiego dramaturga pisali również tacy wybitni katolicy, jak Belloc, Chesterton czy kard. Newman – ale w końcu musiał stwierdzić, że zebrany materiał – choć sam przyznaje, że jest to materiał poszlakowy – pozwala z dużą pewnością mówić o Szekspirze jako katoliku i w tym świetle czytać jego twórczość.

Już w The Quest for Shakespeare Pearce znajdował potwierdzenie na ten katolicyzm również w utworach. Nic dziwnego, że dwie kolejne swoje książki poświęcił dogłębnej analizie dramatów. Through Shakespeare’s Eyes szczegółowo interpretuje Hamleta, Kupca weneckiego i Króla Leara. O tej książce może jeszcze parę słów na tym blogu napiszę. Trzecia książka szekspirowska, Shakespeare on Love, skupia się tylko na jednej tragedii – Romeo i Julii, czy też może raczej – Romeo i Juleczce albo Romeo i Julci, jak chyba stosowniej byłoby przetłumaczyć tytuł tej sztuki (o czym mowa będzie za chwilę). Warto dodać, że na końcu tej publikacji znajduje się również obszerny i arcyciekawy dodatek poświęcony wpływom na twórczość Szekspira jego dalekiego kuzyna, wielkiego poety metafizycznego, męczennika Kościoła katolickiego i świętego – Roberta Southwella.

Podejście Pearce’a do dramaturgii Szekspira przypomina mi w dużej mierze spojrzenie Hansa Georga Wunderlicha na wykopaliska na Krecie. Wunderlich przyglądając się wykopaliskom w słynnym Knossos, a potem innym podobnym odkopanym „pałacom” na Krecie, doszedł do wniosku, że badacze tych archeologicznych odkryć popełnili błąd podstawowy – „czytali” to, na co patrzyli, stosując współczesne nam miary, współczesny światopogląd, współczesne wzorce kulturowe i nie biorąc pod uwagę faktu, że być może odkryta cywilizacja różniła się od naszej tak diametralnie, że należy ją raczej odczytywać w kontekście kultury i środowiska, w jakim powstawała, uwzględniając przy tym odkrycia z różnych innych dziedzin niż tylko archeologia, takie choćby jak geologia, historia literatury, mitologia, ekonomia, badanie starożytnych tekstów, które w różnej formie przetrwały do naszych czasów.

Kiedy Wunderlich zastosował taką metodę i odstawił na bok opowiastki o beztroskiej cywilizacji, którą zmiótł jakiś niespodziewany kataklizm, wyłoniła się kompletnie inna wizja cywilizacji minojskiej od tej, jaką zresztą do tej pory sprzedaje się turystom i czytelnikom popularnych opracowań na temat historii starożytnej Grecji. Nagle okazało się, że być może te pałace z wodociągami i „nowoczesnymi” wannami to tak naprawdę pałace funeralne, a więc miejsca pochówku, podobne do tych, jakie znajdują się w Egipcie; że radośnie pląsające delfiny, to wcale nie symbol beztroski, ale motyw żałobny; że panie paradujące w „śmiałych” strojach odkrywających biust, to w rzeczywistości płaczki żałobne itd., itp.

Piszę o tym w wielkim skrócie, bo tematem jest książka samego Pearce’a, a nie Tajemnica Krety Wunderlicha. Otóż analizy literackie Pearce’a, podobnie jak archeologiczne dociekania Wunderlicha, zmieniają zupełnie nasze spojrzenie na dramaturgię Szekspira. Od szkoły średniej w zasadzie traktowałem Romeo i Julię jako tragedię o romantycznej miłości od pierwszego wejrzenia, która jako swą główną przeszkodę napotkała waśń między dwoma możnymi rodami. Nie mogąc się oficjalnie kochać, młodzi muszą skonsumować swój związek w tajemnicy, choć bacząc na względy przyzwoitości i moralności, bo po równie tajemnym ślubie, którego udziela im życzliwy zakonnik. Niestety nienawiść ich rodzin doprowadza do tragedii, której można by było uniknąć, gdyby dorośli mieli więcej rozsądku i nie kierowali się emocjami (!). Jak to możliwe, że sam nie dostrzegłem w tym sprzeczności?

No cóż... Pearce roztrzaskuje taką wizję słynnej tragedii w drobny mak. A robi to czytając tę sztukę m.in. w kontekście epoki i katolickiego, a już na pewno chrześcijańskiego i to zakorzenionego w filozofii św. Tomasza z Akwinu, spojrzenia na świat wpisanego w sam utwór. I nagle nie dość, że wszystko zaczyna nabierać głębszego znaczenia, to jeszcze okazuje się, że sama sztuka jest o czymś zupełnie innym, niż sądzą zarówno nieuważni badacze, jak i ulegający im czy czarowi samej sztuki czytelnicy. Jednym słowem autor Shakespeare on Love burzy romantyczne odczytanie tej tragedii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz