Nie milkną kontrowersje wokół kinowego obrazu o klerze.
Ostatnio obejrzałem dwie kolejne wypowiedzi na jego temat. Dwie różne i
przyjmujące nieco inną perspektywę.
Redaktorzy portalu PCh24.pl, Tomasz Kolanek i Wojciech Wałach, wypowiedzieli się na temat opinii, że reakcje katolików promują ten
film. Ich zdaniem – w wielkim skrócie – nie jest to prawda, bo to dzieło
naszego domorosłego obrazoburcy ma tak potężną kampanię reklamową, że jego
popularność nie jest niczym dziwnym. Częściowo muszę się z nimi zgodzić,
aczkolwiek we Wrocławiu nie zauważyłem jakiejś ogromnej kampanii na ulicach
miasta. Może poruszam się takimi ulicami, że nie widzę tych bilbordów. Naprawdę
– nie przypominam sobie chyba ani jednego bilbordu z reklamą tego
obrazoburczego obrazu, co nawet jest nieco dziwne, bo moja praca wymaga m.in.
jeżdżenia po mieście autem.
Prawdą jest też, że nie ma możliwości uniknięcia reklam tego
filmu w Internecie. Jednak ostatnio jest tak głównie za sprawą dziennikarzy
wszelkich opcji (i nie tylko), którzy nieustannie o tym dziele piszą. Sam się w
to wkręciłem, choć celowo unikam samego nazwiska autora filmu, jak i jego tytułu. Możecie to sobie uważać za głupie, nic na to nie poradzę – choć w tak
symboliczny sposób chcę podkreślić, że nie pragnę włączać się do ogólnego
trendu.
Mimo wszystko nie zgadzam się z opinią, że reakcja katolików
nie przysparza popularności filmowi. Przysparza. Taka reakcja była z pewnością
spodziewana przez twórców tego obrazu. Na zasadzie, że im więcej szumu – tym
lepiej. Do kina pójdą ci, którzy uważają, że pewnie reżyser pokazał prawdę o
„klechach” i stąd wściekłość katolików, a zatem to trzeba zobaczyć. Na film
pójdą też ci, którzy uważają, że muszą sami sprawdzić, czy naprawdę jest
tak zły, czy może rację mają ci, którzy to kinowe widowisko chwalą. Gdyby nie moja ogólna
niechęć do „dzieł” tego reżysera, pewnie sam zabrałbym swoją żonę do kina, by
się przekonać, ile jest prawdy w reakcjach negatywnych i w zachwytach.
Moim dodatkowym argumentem jest też to, że są inne produkcje
filmowe, które chyba nie spotkały się z takim odzewem, a są wciąż nachalnie
reklamowane w sieci. Ot, na przykład namolnie od dłuższego czasu pojawia mi się
na różnych stronach internetowych reklama serialu innego znanego i popularnego
reżysera – pani w biustonoszu czy w swego rodzaju gorsecie, która krzyczy z
dachu do męża w więzieniu (albo konkubina). Wiem, bo wcześniej natknąłem się na
cały fragment wideo tej sceny. Nie mogę się opędzić od tej reklamy. Nie
słyszałem, aby ów serial cieszył się aż tak ogromną popularnością, jak obecny film
o klerze. Prawdopodobnie byłoby inaczej, gdybyśmy my, katolicy, zauważyli tam
coś obrazoburczego.
Drugi komentarz pochodzi z wideobloga o. Adama Szustaka.
Tutaj trzeba zacząć oglądać od mniej więcej 6 minuty 59 sekundy, gdzie o.
Szustak mówi o samym filmie i swoich odczuciach. Zgadzam się z nim w zasadzie
tylko w jednym: wszelkie zakazy, jeśli chodzi o to „arcydzieło”, są pozbawione sensu.
Aczkolwiek z pewnością moja argumentacja będzie inna niż o. Szustaka – uważam
bowiem, że to tylko dodaje popularności reżyserowi. I jego filmowi.
Nie zgadzam się z o. Szustakiem co do jego zachwytów nad
pierwszym obrazem tego reżysera. Nie uważam go ani za arcydzieło, ani za film
nawet dobry. Nie ma tam ani krztyny prawdy o Polsce jako takiej. Można
oczywiście argumentować, tak jak robi to dominikanin w przypadku nowego wytworu głośnego reżysera, że takie sytuacje się
zdarzają, a więc jest to zachęta dla nas do nawrócenia. Można i tak. Ja nie
dostrzegam żadnej wartości w dziele (czy też dziełach), które nie widzi w
świecie żadnej iskierki dobra, a w każdym utytłane w błocie i cielesnych
wydzielinach bydło. Jeśli więc zdaniem dominikańskiego recenzenta ten film jest
gorszy od pierwszego „arcydzieła” reżysera, to w mojej skali porównawczej jest
to obraz, który sięgnął samego dna.
Podziwiam natomiast o. Adama Szustaka za jedno: że poszedł
na ten film w habicie. To jest prawdziwa odwaga, choćby nawet sam recenzent
traktował to z przekorą. Chyba niewielu zakonników czy księży by się na to
zdecydowało (choć mogę się mylić).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz