Jest w tych przygodach Milesa parę rzeczy ciekawych. Po
pierwsze jest to spojrzenie na Rosję okiem Anglika, Anglika zafascynowanego
Rosją, ulegającego jej czarowi. I chodzi nie tylko o główną postać, ale o
samego pisarza, który (jak się zdążyłem już dowiedzieć) spędził w tym kraju
trochę czasu jako dyplomata, nauczył się jego języka (a sam był poliglotą),
uczestniczył też w wojnie japońsko-rosyjskiej lat 1904-1905 jako korespondent,
co niewątpliwie było również inspiracją dla powieściowych przygód Milesa.
Pisałem już na tym blogu o Caryll Houselander, również
angielskiej autorce katolickiej, i jej wizji Chrystusa ukrzyżowanego jako
rosyjskiego cara, wizji, która dla Polaka jest niemal bluźniercza, ale pozwala
też wyjść poza utrwalony stereotyp Rosji. Nieco podobnie jest w przypadku
Baringa, choć rzecz nie w mistycznych wizjach, ale w powieściowym obrazie tego
kraju. Kozacy Baringa to nie brutalni żołdacy, którzy tłumią wolność
buntującego się narodu ciemiężonego carskim knutem. To po prostu mniej lub
bardziej sympatyczni żołnierze, którzy nie tyle budzą grozę, co pełnią po
prostu swą służbę.
Ciekawe są też na przykład dywagacje Aloszy o policji
carskiej i policji Wielkiej Brytanii. I ponownie – idą one pod prąd utrwalonych
w polskiej świadomości wizji bezwzględnej i brutalnej policji zaborczego
imperium. Co nie oznacza, że obraz Rosji w powieści Baringa jest sielankowy.
Tinker’s Leave opublikowano w roku 1927, a więc już 10 lat po przewrocie
bolszewickim. Powieść pokazuje kraj, w którym wrze i mówi się o rewolucji, choć
część postaci jest sceptyczna co do możliwości jej wybuchu w najbliższym
czasie. Jednym z głównych tematów jest kwestia agrarna. Sam Miles łapie bakcyla
i emocjonalnie angażuje się w pewnym momencie w dyskusje polityczne. Ale nie
sposób ulec wrażeniu, że jest też w tym wszystkim jakaś nuta melancholii, co
być może potęguje spokojna narracja i świadomość, że obserwujemy świat, który
już za parę lat ma ulec kompletnej zagładzie.
Jest w tej powieści również nieco egzotyki, bowiem oprócz
Petersburga i Moskwy oraz rosyjskiej prowincji, mamy okazję oglądać oczami
bohaterów wydarzenia w Mandżurii. Nie brak także humoru. Zabawne są na przykład
dywagacje o tym, jak wyglądałby Hamlet napisany przez Ibsena, a jak w wizji Czechowa,
aż chciałoby się przytoczyć obszerne fragmenty powieściowej rozmowy na ten
temat. Zresztą o nawiązaniach do Szekspira i problematyce szekspirowskiej w tej
powieści można by pewnie napisać sporą rozprawę. Wystarczy wspomnieć, że sam
tytuł został zaczerpnięty z Wieczoru Trzech Króli.
Sporo tu dyskusji o teatrze, literaturze, sztuce i muzyce.
Ten intelektualny ferment to także część owego wspomnianego wyżej wrzenia, ale
zapewne i znak tamtych czasów. Jest oczywiście też dużo wódki, bo jakżeby
inaczej w Rosji? A przy tym towarzystwo jest międzynarodowe, więc rosyjski
miesza się z angielskim, francuskim i niemieckim, nie mówiąc już o chińskim.
Wódka i inne trunki mieszają się z fragmentami literackimi, wśród których
pojawiają się fragmenty poezji Belloca.
Ale oprócz fascynacji Rosją i dywagacji literackich, wydaje
mi się, że głównymi tematami tej powieści są: wojna, miłość i cierpienie. A w
tym wszystkim umiejętnie wpleciona jest kwestia religii katolickiej, choć
główny bohater wydaje się być indyferentny na sprawy religijne, to jednak siłą
rzeczy uczestniczy w dysputach religii poświęconych.
Wojna jest u Baringa inna od tego, do czego przyzwyczaiła
nas literatura zarówno ta tworzona po I wojnie światowej, jak i zwłaszcza ta
powstała po II wojnie światowej. Nie jest to żadne Na Zachodzie bez zmian. Nie
jest to też Paragraf 22. Choć wojna jest okrutna, niesie ze sobą cierpienie, to
jednak nie jest ukazana jako totalny bezsens, jako absurd, w którym uczestniczą
wszyscy nie mogąc się z niego wywikłać. Co ciekawe, indywidualne cierpienie
nakłada się tutaj z cierpieniem Chrystusa, z samotnością Chrystusa, który
zostaje opuszczony przez swoich uczniów. Tym samym to indywidualne cierpienie
wydaje się mieć głębszy sens. I co równie interesujące, takim człowiekiem, którego
cierpienie zostaje zestawione z cierpieniem Chrystusa, jest carski oficer.
Drugim tematem w tej powieści zdaje się być miłość. I jest
to zarówno miłość szczeniacka, taka jak młodzieńcza miłość Aloszy, o której
Miles dowiaduje się od niego i miłość samego Milesa, która objawia się
gwałtownością decyzji, hojnością serca. Jest tu również miłość zatruta, jeśli w
ogóle można nazwać ją miłością, bo bardziej przypomina zaćmienie rozumu, jakieś
zaczadzenie duszy. I tutaj ponownie przykładem jest Alosza. Jest wreszcie
miłość dojrzała, taka, która „nie szuka swego”. I można powiedzieć, że ta
miłość wydaje się ostatecznie zwyciężać w tej powieści (ale nie będę zdradzać
za dużo, bo a nuż ktoś się skusi i tę powieść przeczyta).
Z tymi dwoma tematami – z wojną i miłością – wiąże się
wreszcie temat cierpienia. Można w zasadzie powiedzieć, że ten motyw przewija
się przez całą powieść i że samo cierpienie przybiera tutaj różne formy.
Stanowi też cierpienie mocny akord pod koniec Tinker’s Leave, kiedy „wakacje”
Milesa się kończą. I wydaje mi się, że być może ten motyw spaja całą powieść.
Jak sam autor napisał w innym utworze: cierpienie będzie wówczas miało
uzdrawiającą moc, jeśli się je przyjmie, a jest to najtrudniejsza rzecz na
świecie.
Maurice Baring, Tinker’s Leave, darmowy e-book do
ściągnięcia tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz