Rekomendowałem już na tym blogu parę razy pisarstwo Josepha
Pearce’a. Pearce, oprócz tego, że jest wykładowcą i autorem kilku ważnych
książek poświęconych nie tylko Szekspirowi, ale również m.in. takim twórcom,
jak Chesterton, Belloc czy Sołżenicyn, jest także redaktorem serii klasyki w
amerykańskim wydawnictwie Ignatius Press. Wśród książek wydanych z tej serii
jako „szekspirologa” amatora zwrócił moją uwagę rzecz jasna King Lear.
Gorąco polecam tę publikację każdej osobie, która czuje się
na tyle mocna w angielskim, by spróbować lektury tego dzieła w oryginale. Przy
tym rekomenduję wydanie w formie elektronicznej, gdyż ułatwia ona sprawdzanie
nieznanych słów czy zwrotów bez potrzeby zaglądania co chwilę na koniec książki
lub wertowania słowników (aczkolwiek w samej książce jest kilka błędów w edycji lub formatowaniu, które wydawnictwo powinno poprawić).
Zaletą tej edycji wielkiego dramatu Szekspira jest nie tylko
możliwość czytania go w formie elektronicznej (gdyż staje się to już w zasadzie
standardem), ale spory wybór krytyki szekspirowskiej. Mamy tutaj bowiem zarówno
przykłady klasycznej recepcji Króla Leara (takich autorów, jak John Keats,
Samuel Johnson czy A.C. Bradley), jak i teksty współczesnych znawców literatury
angielskiej (oprócz szkicu samego redaktora wydania). Przy czym teksty
współczesne rzucają snop światła na to dzieło z chrześcijańskiego punktu
widzenia, co też nie jest niczym dziwnym, skoro o chrześcijaństwie, czy wręcz
katolicyzmie wybitnego dramaturga angielskiego pisze redaktor wydania również w
innych swoich publikacjach (o czym zresztą pisałem już na tym blogu).
Zwracam jednak uwagę czytelników na to amerykańskie wydanie
Króla Leara nie tylko dla jego walorów poznawczych, to znaczy pomieszczonych tu
esejów, które pozwalają zrozumieć i docenić głębię i ukryte wymiary tego arcydzieła.
Podsuwam tę książkę również dla obecnego w niej wątku polskiego, a konkretnie
dla krytyki takiej interpretacji
Szekspira, jaką zaoferował Jan Kott, a także fatalnego wpływu tego krytyka na
współczesne inscenizacje Króla Leara.
Jan Kott to pewnie dla wielu literaturoznawców, a także
absolwentów filologii zarówno angielskiej, jak i polskiej, wciąż wybitny
autorytet. Pamiętam, z jakim zachwytem sam niegdyś czytałem, jeszcze w
podziemnych wydaniach „Zeszytów Literackich” jeden z jego sugestywnych i
świetnych literacko szkiców. Ta sława zdaje się nie mijać, na co wpływ zapewne
ma międzynarodowe uznanie i wpływ książki Kotta Szekspir współczesny. Ostatnio
zetknąłem się z taką entuzjastyczną uwagą o tym krytyku w książce Teologie
Szekspira Małgorzaty Grzegorzewskiej (o której z pewnością nie omieszkam tutaj
jeszcze napisać).
Tymczasem, czy wszyscy na Zachodzie tak bardzo ekscytują się
spojrzeniem Kotta na twórczość Szekspira? Zerknijmy na dwa teksty z wydania
Króla Leara pod redakcją Josepha Pearce’a.
James Bemis w swoim szkicu „King Lear on Film” przedstawia
słynne filmowe wersje arcydzieła Szekspira. Pisząc o kinowej interpretacji
Petera Brooka, w której główną rolę odtwarzał Paul Scofield, autor daleki jest
od zachwytów, jakie można spotkać do dziś wśród polskich krytyków. Przede
wszystkim zauważa, że dzieło znanego reżysera zamienia „Króla Leara w
dramat egzystencjalistyczny, bez krztyny prawdziwego człowieczeństwa”. Dalej
autor zwraca uwagę na wpływ Jana Kotta właśnie na taką, a nie inną wizję
słynnego dramatu we wspomnianym wyżej filmie Brooka:
Być może egzystencjalizm był modny na początku lat 70-tych
XX wieku, ale obecnie podejście Brooka wydaje się niemądre [w orginale:
„silly”]. Co ciekawe, to spojrzenie na Leara zasugerował Szekspir
współczesny, kontrowersyjna książka Jana Kotta. Kott przedstawia
niedorzeczne twierdzenie, że Shakespeare był jednym z nas – nie jednym z tych
zacofanych ludzi średniowiecza, ale naprawdę współczesnym facetem. Stąd wersja Leara
Brooka ma modne źródła. W zgodzie z tym „postępowym” tematem Scofield
przedstawia Leara jako monotonnego, ponurego i wyczerpanego. Niestety
inscenizacja tej sztuki jako dramatu egzystencjalistycznego lekceważy jego
oczywiste elementy odkupieńcze. A zatem, choć być może jest to Lear
Brooka, to z pewnością nie jest to Lear Shakespeare’a.
Nie mniej
krytyczny jest Jack Trotter w swoim eseju „Tragic Necessity and the Uncertainty
of Faith in Shakespeare’s King Lear”. Autor broni tradycyjnej
interpretacji Króla Leara i zauważa, że „pozostaje (...) argument nie do
odparcia na rzecz poglądu, że tradycyjne odczytanie Króla Leara – takie, które
uznaje jego wymiar transcendentny – oddaje większą sprawiedliwość sztuce niż
dużo nowsze interpretacje, z których większość uparcie jest oddana
postmodernistycznemu i (nie wprost) nihilistycznemu kulturalnemu Duchowi
Czasu”. A nieco dalej stwierdza:
Mimo tego, co okazuje się w Królu Learze być
opatrznościowym wzorem czyśćcowego cierpienia, po którym następuje
przebaczenie, pojednanie i powrót do duchowego zdrowia, w ostatnich
dziesięcioleciach krytyka usiłowała radykalnie zakwestionować tę perspektywę.
Jak się wydaje ta zmiana nastąpiła na początku lat 60-tych XX wieku i w bardzo
dużym stopniu odzwierciedla awangardowe niepokoje filozoficzne i artystyczne
tamtej epoki. Na przykład wpływowa interpretacja tej sztuki autorstwa Jana
Kotta nie odnajduje w niej tragedii w ścisłym rozumieniu, ale nową formę
tragedii, w której dominującą nutą jest to, co groteskowe. Tragedia w
klasycznym rozumieniu tego terminu, jak Kott prawidłowo zauważa, „jest
potwierdzeniem i uznaniem absolutu”. Tragedia przynosi katharsis, podczas gdy
groteska „nie oferuje jakiejkolwiek pociechy”. Król Lear w tym
spojrzeniu nie proponuje uznania
absolutu ani pociechy. Shakespeare jest „nam współczesnym”, ponieważ
przynajmniej w Królu Learze jego wrażliwość jest bliższa tej, jaką można
odnaleźć w dramacie absurdu Becketta czy Ionesco. Dla Polaka Kotta świat Leara
jest światem bezsensownego, na pozór przypadkowego okrucieństwa okupacji
nazistowskiej i – następnie po niej – terroru okupacji sowieckiej.
Jakkolwiek osobiste i przesadne byłoby odczytanie Króla
Leara przez Kotta, jego perspektywa gwałtownie rozprzestrzeniła się w
środowisku akademickim, w którym nieco udomowiona odmiana podejścia Kotta do
sztuki pozostaje konwencjonalnym paradygmatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz