Przytoczyłem już na swoim blogu dwa krótkie fragmenty z
autobiografii wybitnego poety i pisarza XX-wiecznego, George’a Mackaya Browna.
Nie mogę się oprzeć, by nie zacytować jeszcze przynajmniej jednego dłuższego
fragmentu, gdyż nieodmiennie urzeka mnie on swoim pięknem (mam nadzieję, że mój
niezdarny przekład odda choć cień tego piękna).
G. Mackay Brown, pochodząc z rodziny prezbiteriańskiej,
nawrócił się na katolicyzm, co jest chyba rzeczą dość niezwykłą, wziąwszy pod
uwagę środowisko, w jakim się wychowywał i obracał. Niebagatelną rolę musiała
tutaj odegrać poetycka wrażliwość samego twórcy. Nie było to szybkie
nawrócenie, jak w przypadku św. Pawła czy XX-wiecznego francuskiego
dziennikarza Andre Frossarda. To nawrócenie trochę się przeciągało. Jak pisze
sam autor:
„Jednak żaden Szkot nie podejmuje pochopnych działań.
Zwlekałem latami w tym stanie uznawania katolicyzmu, jednocześnie nie robiąc w
tej sprawie nic. W szkockim mieście Dalkeith w pobliżu miejsca, w którym
studiowałem w latach 1951/52, poszedłem dwa lub trzy razy na Mszę i byłem
rozczarowany – zgubiłem się w Mszale, pośród długich chwil milczenia i szeptów;
a pieśni i wierni ze swoimi paciorkami byli dla mnie czymś dziwnym. Nabożeństwo
kobiet z klasy robotniczej wzruszało mnie: tutaj znajdowały piękno i pokój
pośród szarego życia.
Jednak czułem, że mimo wszystko to tutaj był Kościół, który
został założony na Skale.
I wciąż zwlekałem przez kolejne dziesięć lat.
W końcu to literatura zburzyła moje ostatnie linie obrony.
Istnieje wiele sposobów wejścia do owczarni, dla mnie to piękno słów otworzyło
bramę:
Love bade
me welcome; yet my soul drew back,
Guilty of
dust and sin…
Piękno przypowieści Chrystusa było nieodparte. Jak mogłoby
być inaczej, kiedy tak wiele z nich dotyczy orki, czasu siewu i żniw, a Jego
słuchacze w większości byli rybakami? Mieszkam na wyspach, które były uprawiane
od wielu wieków; wokół mnie w lecie są szeleszczące pola zbóż, które zmieniają
się z zielonych w złote. „Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie
obumrze...” Słowa te były rozkoszą i objawieniem, kiedy po raz pierwszy je
zrozumiałem. A przy przystaniach i miejscach cumowania w każdej wiosce i na
każdej wyspie są łodzie rybackie i codzienni śmiałkowie wyprawiający się na
niebezpieczny zachód, zapatrzeni w horyzont i smakujący sól rybacy („Podobne
jest królestwo niebieskie do sieci...”, „Uczynię was rybakami ludzi...”).
żywioły ziemi i morza, które uważaliśmy za tak nudne i zwykłe, zawierały
obfitość i tajemnicę nie z tego świata. Teraz patrzyłem innym okiem na tych
dostarczycieli chleba i ryb; a kiedy zacząłem w końcu pracować jako pisarz, to
te heroiczne i prastare zajęcia dostarczały najbogatszej metaforyki,
najbardziej ekscytującego symbolizmu.
To, że mozół rolnika staje się w czasie Mszy Corpus
Christi było dla mnie tak cudowne, że brakowało słów i wciąż tak jest. To,
że jednym z tytułów papieża jest Rybak, co jest uznaniem jego następstwa po
Szymonie Piotrze, rybaku, było dodatkową rozkoszą dla umysłu i ducha – i wciąż
jest”.
George
Mackay Brown, For the Islands I Sing (tłum. Własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz