Żyjemy w czasach kryzysu Kościoła katolickiego. Ktoś
stwierdził gdzieś, że Kościół katolicki tak naprawdę jest cały czas w kryzysie.
Z pewnością jednak bywają chwile, kiedy ten kryzys się nasila i przybiera
rozmiary zatrważające... I tak zdaje się być dzisiaj, choć nie wszyscy to
dostrzegają, a nawet prawda o tym kryzysie jest sączona wiernym ostrożnie i
powoli, aby przypadkiem się nie zorientowali, że dzieje się coś złego. Nie
należy się jednak trwożyć, a można nawet znaleźć w tym fakcie pociechę, bo nie
pierwszy i nie ostatni raz Kościół przeżywa takie wstrząsy.
Cytowałem już wczoraj drobny fragment książki szkockiego
poety i pisarza katolickiego George’a Mackaya Browna. Dzisiaj kolejny drobny
cytat. Przypomnę tylko, że Mackay Brown nawrócił się na katolicyzm i to
nawrócił się pod wpływem literatury. Okazuje się, że do jego konwersji
przyczyniły się nawet książki wrogie katolicyzmowi. W swojej autobiografii For
the Islands I Sing autor tak opisuje swoją reakcję na jedną z takich
protestanckich książek, gdy czytał o tym, jak papieże przeczyli sobie nawzajem:
To, że taka instytucja jak Kościół rzymski – ze wszystkimi
swoimi ludzkimi wadami – przetrwała przez niemal dwa tysiące lat, kiedy partie,
frakcje i królestwa przebrzmiały i wygasły, wydawało mi się niezwykle cudowne.
Jakaś tajemnicza moc wydawała się zachowywać ją przeciwko atakom i erozji
czasu.
G. Mackay Brown tak naprawdę powtarzał tutaj spostrzeżenie
H. Belloca, który również podkreślał tę wyjątkowość Kościoła na tle innych
instytucji i organizacji ludzkich – niezmienne jego trwanie na przestrzeni
wieków, kiedy tak po ludzku rzecz biorąc już dawno powinien się rozsypać i
pozostać jedynie wspomnieniem na kartach historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz