To, że mamy do czynienia z narastającym zamordyzmem, chyba
nie powinno być tajemnicą dla każdej myślącej osoby. Ledwo wyszliśmy z jednego
totalitaryzmu, a już wkraczamy w kolejny system zniewolenia. Niestety Polska,
zamiast stawiać temu zdecydowany opór (zwłaszcza, że ma tak bogate
doświadczenie bycia zniewalaną, którym mogłaby się podzielić i o którym mogłaby
uczyć innych), sama w tym procesie w różny sposób partycypuje. Głównie poprzez swoich
przygłupich lub może po prostu cynicznych obywateli, którzy dorwali się do
różnych stanowisk władzy.
Wraca cenzura. Działa ona na platformach, które usuwają
treści konserwatywne lub religijne. Są wprowadzane prawa (na przykład we
Francji, ale nie tylko), które zamykają usta np. walczącym z zabijaniem
nienarodzonych. Cenzurę próbuje się przywrócić poprzez zabranianie tzw. „mowy
nienawiści”, co tak naprawdę jest eufemizmem, mającym zamaskować prawdziwy cel
takich przepisów, jakim jest po prostu blokowanie treści „nieprawomyślnych”,
czy raczej powinniśmy powiedzieć chyba: „nielewomyślnych”.
Coraz częściej niszczy się wolność sumienia i prawo do
wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami i wierzeniami. Do szkół
wprowadza się idiotyczną ideologię gender. Za krytykę tej ideologii można
wylecieć ze szkoły, jeśli jest się nauczycielem, albo trafić do sądu, jeśli
jest się rodzicem, który chce uwolnić swoją pociechę od prania mózgu. Lekarzy i
pielęgniarki zmusza się do uczestnictwa w tzw. „zabiegach aborcji”, które tak
naprawdę są zwykłym zabójstwem bezbronnej istoty i to zabójstwem w majestacie
prawa, jak było dawniej w hitlerowskich Niemczech. Katolickie szpitale usiłuje
się zmusić do partycypowania zarówno w zabójstwie nienarodzonych, jak i
zabójstwie osób starszych i niedołężnych.
Narusza się coraz powszechniej prawo do wolności zgromadzeń,
czego przykładem jest zarówno uniemożliwianie konserwatywnych spotkań i
wykładów na wyższych uczelniach, które powinny być w szczególności miejscem
wolnej wymiany myśli, ale także zabranianie demonstracji ulicznych. Ostatnim
takim przykładem jest zakaz Marszu Suwerenności wydany przez Trzaskowskiego,
który tutaj idzie niechlubnym śladem swojej poprzedniczki. Jednocześnie promuje
się prawo do propagowania zboczeń i ruchów sodomickich, których celem stają się
już najmłodsi.
Wielki krzyk podniósł się, kiedy spalono parę ezoterycznych
książek przy kościele, by pokazać w ten sposób, że także książki mogą szerzyć
zło. Tymczasem coś, z czego sobie żartowałem niedawno, staje się faktem: oto
wycofuje się znane baśni dla dzieci ze szkolnego katalogu. Kto nie wierzy,
niech sobie przeczyta tutaj (normalnie akurat tej strony bym nie polecał).
To wszystko oczywiście wprowadza się w imię tolerancji i
szacunku dla „inności”. Wielki krzyk podnosi się rzecz jasna wówczas, kiedy
„obraża się” homoseksualistów, transwestytów i różne inne „inności”. Wtedy
krzyczy się o „mowie nienawiści” i braku tolerancji oraz o obrażaniu czyichś
uczuć. Są jednak tacy, których uczucia można obrażać w dowolny sposób i dowolną
ilość razy. Kiedy wystąpi się z ich obroną, podnosi się wrzask o łamaniu
wolności słowa, wolności twórczej i wolności czegoś tam jeszcze. Tą grupą są
tzw. „czciciele Wielkanocy”, czyli po prostu chrześcijanie albo po prostu
katolicy – jak widać, opętanym już nawet słowo „chrześcijanin” nie chce przejść
przez usta. Najnowszym przykładem jest bluźniercza akcja w Płocku. Tęczowi po
prostu mają prawo to robić. Tęczowi wprowadzą nam taką „wolność” i
„tolerancję”, że piekło będzie się rumienić ze wstydu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz