Amerykańscy kongresmani upamiętnili wczoraj rocznicę sprawy
„Roe kontra Wade” przemówieniami, w których mówili o tym, że należy zakazać zabijania nienarodzonych dzieci. Nie przebierali w słowach i wprost nazywali
sprawę po imieniu. Jeden z kongresmanów wspomniał o „dehumanizacji” istot
ludzkich ze względu na ich wiek. Inny podkreślił zdumiewający fakt, jakim jest
to, że wbrew osiągnięciom wiedzy medycznej i technologii, to ludobójstwo wciąż
nie zostało zakazane. Wiedzy medycznej – bo przecież wiemy zbyt wiele o rozwoju
człowieka, by udawać, że nienarodzone dziecko nie jest człowiekiem. Technologii
– bo przecież można zobaczyć, czym jest ów „zlepek komórek”, o którym mówią
feministki.
Z kolei Donald Trump, jeden z najbardziej „pro-liferskich”
prezydentów w dziejach Stanów Zjednoczonych wydał specjalną deklarację, w
której ogłosił 22 stycznia „Narodowym Dniem Świętości Życia Ludzkiego”.
Podkreślił w niej godność każdej osoby ludzkiej od poczęcia po naturalną śmierć
i obiecał działać dalej i nie ustępować w swojej walce z aborcją. Robi to w
zasadzie w trakcie rozkręcającej się kampanii wyborczej. Nie pęka, że słupki
sondażowe pokażą spadek popularności, nie kluczy.
Czy nasi rodzimi politycy, oprócz Konfederacji, mają taką
odwagę, by otwarcie, bez obaw, głosić obronę ludzkiego życia, zwłaszcza życia
tych najmniejszych, najbardziej bezbronnych? Niestety nie. Oni się boją gniewu
czarnych feministek. Oni się obawiają o spadki w słupkach sondażowych. A
tymczasem zegar tyka, wieczność czeka...
Swoją drogą, jestem ciekaw, ile mediów głównego nurtu o tym poinformowało, łącznie z TVPiS.
Photo by Kelly Sikkema on Unsplash
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz