Przeglądając anglojęzyczne strony z wiadomościami, wszedłem
też na angielską wersję portalu Polskiego Radia. A tam informacja o polskich książkach polecanych przez „New York Times”. Okazuje się, że niegdyś recenzowany
na tym blogu Szczepan Twardoch doczekał się swojej pierwszej książki
przełożonej na język angielski.
Nie byłoby w tym wszystkim może nic sensacyjnego ani godnego
uwagi, gdyby nie fakt, o czym jest ta książka. Otóż opisuje losy... żydowskiego
boksera. Przedwojennego – dodam. Mowa oczywiście o powieści „Król”.
Widzą, już Państwo, o co chodzi? Jeśli ta książka jest
faktycznie taka, jak jej opisy, które przejrzałem w Internecie, to można
stwierdzić, że Twardoch wie, gdzie są konfitury. Nim sprawdziłem, co w sieci
piszczy, pomyślałem sobie, że strategia jest mniej więcej taka, by z tego
powstał film. Obojętnie, czy zrobiony przez Hollywood, czy np. przez polskiego
reżysera, który jak autor Zimnej wojny będzie windowany do Oscara.
Sprawdziłem i proszę! Miałem rację – dowiedziałem się, że powstaje, a w
zasadzie już powstał serial na podstawie „Króla”!
Twardoch szybko odrobił lekcje. Zabrało mu to parę lat, ale
w końcu „zmądrzał”. Gdyby taki Gabriel Maciejewski (przytaczam go przy takich
okazjach nie bez kozery), również „zmądrzał”, to jego książki widniałby na
wszystkich wystawach księgarskich, dostawałby propozycje napisania wywiadu z
jakimś bokserem, żużlowcem albo innym asem sportu, a o prawa do ekranizacji
jego powieści o przedwojennym żydowskim piłkarzu biłyby się główne stacje
telewizyjne. No cóż... Maciejewski nie „zmądrzał”. Twardoch tak. Kogo zatem
czytam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz