wtorek, 14 stycznia 2020

O pisarzu, który wiedział, gdzie są konfitury

Przeglądając anglojęzyczne strony z wiadomościami, wszedłem też na angielską wersję portalu Polskiego Radia. A tam informacja o polskich książkach polecanych przez „New York Times”. Okazuje się, że niegdyś recenzowany na tym blogu Szczepan Twardoch doczekał się swojej pierwszej książki przełożonej na język angielski.

Nie byłoby w tym wszystkim może nic sensacyjnego ani godnego uwagi, gdyby nie fakt, o czym jest ta książka. Otóż opisuje losy... żydowskiego boksera. Przedwojennego – dodam. Mowa oczywiście o powieści „Król”.

Widzą, już Państwo, o co chodzi? Jeśli ta książka jest faktycznie taka, jak jej opisy, które przejrzałem w Internecie, to można stwierdzić, że Twardoch wie, gdzie są konfitury. Nim sprawdziłem, co w sieci piszczy, pomyślałem sobie, że strategia jest mniej więcej taka, by z tego powstał film. Obojętnie, czy zrobiony przez Hollywood, czy np. przez polskiego reżysera, który jak autor Zimnej wojny będzie windowany do Oscara. Sprawdziłem i proszę! Miałem rację – dowiedziałem się, że powstaje, a w zasadzie już powstał serial na podstawie „Króla”!

Twardoch szybko odrobił lekcje. Zabrało mu to parę lat, ale w końcu „zmądrzał”. Gdyby taki Gabriel Maciejewski (przytaczam go przy takich okazjach nie bez kozery), również „zmądrzał”, to jego książki widniałby na wszystkich wystawach księgarskich, dostawałby propozycje napisania wywiadu z jakimś bokserem, żużlowcem albo innym asem sportu, a o prawa do ekranizacji jego powieści o przedwojennym żydowskim piłkarzu biłyby się główne stacje telewizyjne. No cóż... Maciejewski nie „zmądrzał”. Twardoch tak. Kogo zatem czytam?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz