Pożary w Australii są znakomitym przykładem tego, w jaki
sposób można sterować opinią publiczną we współczesnym świecie i jak
funkcjonują współczesne media.
Wydawałoby się przede wszystkim, że łatwość i szybkość komunikacji
pozwala na przekazywanie prawdziwego obrazu wydarzeń, a tym samym szybkie
obalanie zwykłych kłamstw czy półprawd. Nic bardziej mylnego. Oto np. po
Internecie i w mediach społecznościowych krążą mapy Australii, które rzekomo
pokazują rzeczywisty zasięg pożarów. Stan wydaje się być katastrofalny. Skala
tych pożarów budzi skojarzenia apokaliptyczne. Ktoś zwrócił nawet uwagę, że
niektóre z tych map opatrzono podpisem sugerującym, że są one zrobione na
podstawie zdjęć NASA. Jednak, jak zauważył jeden z amerykańskich komentatorów,
gdyby brać te wizualizacje czy rzekome zdjęcia satelitarne na poważnie, to w
Australii doszło faktycznie do apokaliptycznej katastrofy. Ów komentator
zestawił je bowiem z mapą przedstawiającą gęstość zaludnienia. Gdyby obie mapy
na siebie nałożyć, to pożar powinien był pochłonąć niemal całą populację
Australii!
Coś nie zgadza się z tą rzekomą apokalipsą również wówczas,
jeśli spojrzeć na poprzednie dziesięciolecia. Otóż dane pokazują, że na
przełomie 1974 i 1975 roku spłonęło ponad 100 milionów hektarów buszu, a
obecnie jest to 6 milionów. Tak przynajmniej twierdzi jeden z użytkowników
Internetu, który publikuje stosowną tabelkę z danymi liczbowymi. Można też
znaleźć zdjęcia przedwojennej polskiej gazety z artykułem o trwających pożarach
w Australii. Według tego artykułu w Australii spłonął tak wielki obszar lasu,
jak terytorium Anglii. Nikt nie mówił wówczas o tym, że ów pożar był wywołany
zmianami klimatycznymi, których sprawcą jest człowiek. Może ludzie byli wówczas
głupsi albo mieli mniej danych? Artykuł jest prawdopodobnie z roku 1939.
Jeszcze niedawno podobną histerię rozpętano w związku z
pożarami lasu amazońskiego. Dzisiaj już jakby nikt o tamtym pożarze nie pamięta
ani o apokaliptycznych wizjach. Z pomocą obrazów, zdjęć zrobionych i
udostępnionych niemal w tym samym czasie na całym świecie łatwo wykreować
wrażenie rozgrywającej się na naszych oczach katastrofy. A internauci
przerzucają się zdjęciami, tabelkami, wizualizacjami, artykułami... Które z
nich są prawdziwe, które zostały sprytnie zrobione w domowym zaciszu przy
użyciu współczesnej technologii komputerowej? Trudno powiedzieć. Łatwo wrzucić
coś gdzieś w odmętach Internetu, kopiowane i wklejane na nowo szybko dotrze do
najdalszych zakątków globu – przynajmniej tam, gdzie jest zasięg sieci
komórkowej czy łączy internetowych. Nikt nie dotrze już do źródła. Nikt nie
sprawdzi, czy zdjęcia są autentyczne albo czy dotyczą faktycznie tego obszaru
świata...
W oparciu o te apokaliptyczne wizje w internetowym morzu
ogólnego zamętu wysnuwa się także różne interpretacje, które mogą prowadzić do
ośmieszenia religii. Osobiście nie wątpię, że Pan Bóg może się posługiwać
czynnikami naturalnymi, by opamiętać pogrążoną w grzechu ludzkość. Ale czy
obecne pożary, które ponoć występują w Australii cyklicznie, są faktycznie karą
za grzechy? Czy naprawdę za przegłosowanie antycywilizacyjnych ustaw, które
umożliwiają eutanazję, tzw. „małżeństwa homoseksualne”, zabijanie
nienarodzonych Pan Bóg pokarał Australię katastrofą? Jeśli prawdą są doniesienia
o cykliczności tych pożarów, a także o tym, że ich skala nie jest tak
nadzwyczajna, jak sugerują media, to można w to wątpić. Wspaniale by było,
gdyby to zjawisko doprowadziło do opamiętania się Australijczyków, ale chyba
się na to nie zapowiada. Opamiętanie pewnie przyjdzie po tym, jak do prawdziwej
katastrofy doprowadzą właśnie skutki wprowadzania w życie tych bezbożnych
ustaw. Niektórzy potrafią tę zbliżającą się katastrofę dostrzec, większość
ludzkości – w tym liderzy poszczególnych państw – wydaje się być ślepa. Ta
katastrofa będzie dużo gorsza niż płonący australijski busz. Pochłonie i pokaleczy wiele istnień ludzkich.
I jeszcze jedno: Wszyscy ekscytują się pożarami w Australii.
W nocy z niedzieli na poniedziałek spłonęło hospicjum w Chojnicach na północy
Polski. To dużo bliżej niż kraina kangurów. W wyniku tego tragicznego
wydarzenia zmarły 4 osoby. 24 trafiły do szpitala. Ile osób to zauważyło? Ile
pomyślało o jakiejś pomocy lub choćby modlitwie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz