Wiadomość z przełomu roku, która w dalszym ciągu rozgrzewa
media społecznościowe (u nas chyba mniej niż na Zachodzie), to wideo z
papieżem, który uderzył dłonie kobiety, gdy ta chwyciła go za ręce. Kobieta
pewnie nie zdała sobie sprawy z faktu, że sprawiła ojcu świętemu ból szarpiąc
go za ręce. Może chciała mu coś powiedzieć (słychać jak coś do niego woła), a
może po prostu chciała choć przez chwilę być blisko kogoś, kogo katolicy
traktują jak ojca. Może tylko chciała, by ktoś uwiecznił ją na zdjęciu. Można
domniemywać, co nią kierowało, ale chyba nie jest to tutaj istotne. Nie wiem
nawet, czy ktoś próbował ją odnaleźć i dowiedzieć się, co czuje i co nią
kierowało. Kiedy z żoną w sylwestrowy wieczór zobaczyliśmy ujęcia wykrzywionej
twarzy papieża Franciszka z placu św. Piotra, oglądaliśmy to z dużą
przykrością.
Przeglądając reakcje komentatorów, spotkałem się z opiniami
tych, którzy uważają – często nie bez pewnej satysfakcji – że to prawdziwe
oblicze ojca świętego. Z drugiej strony są tacy, którzy bronią papieża, sugerując,
że przecież każdy z nas może się zdenerwować, każdemu mogą puścić nerwy. A poza
tym papież Franciszek następnego dnia przeprosił za swoje zachowanie, a w
zasadzie za zły przykład, jaki podał. Spotkałem się nawet z opinią pewnego
krytyka obecnego biskupa Rzymu, który powiedział, że w tym przypadku wyjątkowo
pochwala zachowanie ojca świętego.
No cóż... nie będę pisał, że czuję satysfakcję, że wyszło
szydło z worka. Bo nie czuję żadnej. Choć mam przeświadczenie, że trudno sobie
wyobrazić taki incydent w przypadku Jana Pawła II czy Benedykta XVI, a przecież
też uczestniczyli w różnych spotkaniach z ludźmi (chyba żaden do tej pory tak
często, jak św. Jan Paweł II).
Zgoda też, że każdemu z nas mogą puścić nerwy. A jednak niesmak
pozostaje...
Wyobraźmy sobie taką sytuację: dziecko szarpie nas boleśnie
za ręce. Pewnie wiele osób zareagowałoby w tej sytuacji tak, jak papież
Franciszek. Sądzę jednak, że chwilę potem uświadomiłoby sobie swój błąd.
Zwłaszcza, gdyby dziecko się rozpłakało. Normalny rodzic z pewnością szybko by
je przytulił, wytłumaczył, że nieświadomie sprawiło mu ból.
Przyznam się, że takiej reakcji oczekiwałem, kiedy oglądałem
te zdjęcia z placu św. Piotra. Tymczasem ojciec święty odszedł z wykrzywioną
twarzą. Kobieta stała tam zażenowana.
Nie bronię jej, bo w końcu też powinna pomyśleć. Żal, że do
takiego incydentu doszło. Nie pierwszy to zresztą przypadek dziwnego zachowania
papieża Franciszka. Nie chcę go osądzać. Jednak smutek i żal pozostaje. To
prawda: nie jest nadczłowiekiem. Ale chciałoby się, by był wzorem kochającego
ojca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz