czwartek, 2 stycznia 2020

Nowy rok z papieżem

Wiadomość z przełomu roku, która w dalszym ciągu rozgrzewa media społecznościowe (u nas chyba mniej niż na Zachodzie), to wideo z papieżem, który uderzył dłonie kobiety, gdy ta chwyciła go za ręce. Kobieta pewnie nie zdała sobie sprawy z faktu, że sprawiła ojcu świętemu ból szarpiąc go za ręce. Może chciała mu coś powiedzieć (słychać jak coś do niego woła), a może po prostu chciała choć przez chwilę być blisko kogoś, kogo katolicy traktują jak ojca. Może tylko chciała, by ktoś uwiecznił ją na zdjęciu. Można domniemywać, co nią kierowało, ale chyba nie jest to tutaj istotne. Nie wiem nawet, czy ktoś próbował ją odnaleźć i dowiedzieć się, co czuje i co nią kierowało. Kiedy z żoną w sylwestrowy wieczór zobaczyliśmy ujęcia wykrzywionej twarzy papieża Franciszka z placu św. Piotra, oglądaliśmy to z dużą przykrością.

Przeglądając reakcje komentatorów, spotkałem się z opiniami tych, którzy uważają – często nie bez pewnej satysfakcji – że to prawdziwe oblicze ojca świętego. Z drugiej strony są tacy, którzy bronią papieża, sugerując, że przecież każdy z nas może się zdenerwować, każdemu mogą puścić nerwy. A poza tym papież Franciszek następnego dnia przeprosił za swoje zachowanie, a w zasadzie za zły przykład, jaki podał. Spotkałem się nawet z opinią pewnego krytyka obecnego biskupa Rzymu, który powiedział, że w tym przypadku wyjątkowo pochwala zachowanie ojca świętego.


No cóż... nie będę pisał, że czuję satysfakcję, że wyszło szydło z worka. Bo nie czuję żadnej. Choć mam przeświadczenie, że trudno sobie wyobrazić taki incydent w przypadku Jana Pawła II czy Benedykta XVI, a przecież też uczestniczyli w różnych spotkaniach z ludźmi (chyba żaden do tej pory tak często, jak św. Jan Paweł II). Zgoda też, że każdemu z nas mogą puścić nerwy. A jednak niesmak pozostaje...

Wyobraźmy sobie taką sytuację: dziecko szarpie nas boleśnie za ręce. Pewnie wiele osób zareagowałoby w tej sytuacji tak, jak papież Franciszek. Sądzę jednak, że chwilę potem uświadomiłoby sobie swój błąd. Zwłaszcza, gdyby dziecko się rozpłakało. Normalny rodzic z pewnością szybko by je przytulił, wytłumaczył, że nieświadomie sprawiło mu ból.

Przyznam się, że takiej reakcji oczekiwałem, kiedy oglądałem te zdjęcia z placu św. Piotra. Tymczasem ojciec święty odszedł z wykrzywioną twarzą. Kobieta stała tam zażenowana.

Nie bronię jej, bo w końcu też powinna pomyśleć. Żal, że do takiego incydentu doszło. Nie pierwszy to zresztą przypadek dziwnego zachowania papieża Franciszka. Nie chcę go osądzać. Jednak smutek i żal pozostaje. To prawda: nie jest nadczłowiekiem. Ale chciałoby się, by był wzorem kochającego ojca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz