Jeden z moich ulubionych tomików poetyckich to "Czynnik liryczny" Piotra Sommera. Wracam do niego nieodmiennie od lat osiemdziesiątych. Jest to skromna, acz przez to też paradoksalnie piękna, wydana w roku 1986 nakładem podziemnej Oficyny Literackiej, książeczka. Moim zdaniem to jeden z najlepszych zbiorków poetyckich tamtych i nie tylko tamtych czasów.
Czytając go po raz enty, nagle uświadomiłem sobie, że jeden z wierszy, „Balkon w Kazimierzu”, przypomina mi krótki utwór Ryszarda Krynickiego „Nic, noc”. Oba dotyczą przemijania. W obu pojawia się motyw okna i odbicia. To pewnie przypadek, zwykły zbieg okoliczności, ale bardzo ciekawy. Intrygujące, że obu poetów jakby zainspirowało to samo. Obaj wykorzystują motyw lustra. A to przywodzi z kolei na myśl znany obraz zwierciadła odbijanego w nieskończoność w drugim zwierciadle. A potem zaraz odbicia twarzy ojca, syna, jego syna... I przecież też tak w nieskończoność niemal.
Aczkolwiek cenię sobie oba utwory, to mam wrażenie, że ten Krynickiego przez swoją niebywałą kondensację jest dużo bardziej przejmujący. Choć, gdy myślę o tym teraz... hmm... nie jestem już taki pewien.
Od tamtego czasu, gdy sobie uświadomiłem to podobieństwo, oba wiersze istnieją w mojej świadomości nierozerwalnie powiązane ze sobą, wzajemnie się w sobie przyglądając, nawzajem się naświetlając, nachodząc i rozchodząc.
Wiersz „Nic, noc” Krynickiego jest bardziej „uniwersalny”, nie ma w nim czegoś, co sugerowałoby konkretne miejsce lub czas. W zasadzie jest on destylatem tego, co najważniejsze. Na dnie poetyckiej retorty pozostają tylko niezbędne słowa, słowa tnące jak obosieczny miecz, uderzające w sam środek duszy. Czytając go nie sposób uciec od skojarzeń biblijnych, religijnych czy mistycznych. Czyż nie ma w nim bowiem nawiązania do imienia Boga – „Jestem, który Jestem”? Czy nie można się dopatrzyć wyraźnej aluzji do słów z objawienia św. Katarzyny ze Sienny: „Ja jestem ten, który Jest. Ty jesteś ta, której nie ma”?
A jak wygląda to w nieco dłuższym, choć też oszczędnym w słowa, liryku Sommera? Mamy tutaj więcej konkretów, odwołania do szczególnego miejsca i czasu. Jest to więc określone miasto – Kazimierz, jest określona pora roku – marzec, jest dym rozwiewający się nad kominem i są okoliczne wzgórza, jest „jemioła zrośnięta z brzozą”. Jest tytułowy balkon. Jest więc osadzenie w jakimś realnym „tu i teraz”, choć rzecz jasna resztę musimy sobie dopowiedzieć wyobraźnią.
U Krynickiego jest noc, u Sommera dzień („niebieskie oko marca, słońce”). U Sommera w lustrzanym czy raczej okiennym odbiciu własnej twarzy dostrzega się rysy ojca. To wywołuje z kolei przeskok czasowy i tym razem ojciec przygląda się dziecku wpatrującemu się we... własny wizerunek odzwierciedlony na szybie okiennej. Być może nieświadomie syn ogląda za szklaną taflą jednocześnie w twarzy ojca swoją własną wiele lat później. Kółko się zamyka. A więc może nie tylko nieskończoność odbić, ale też koło, powtarzalność doświadczenia. U Krynickiego następuje wspomniana już wyżej kondensacja, cały ten proces skojarzeń istnieje poza słowami, trzeba się go domyślić. Stąd to spojrzenie „chłopca, którym byłem, nie/jestem, nie będę”.
Okno to szczególny rodzaj zwierciadła. Pozwala dostrzec swoje odbicie, ale jednocześnie to odbicie jest przezroczyste, jeśli przestaniemy się na nim koncentrować, dostrzeżemy świat zaokienny. To uświadomienie sobie znikomości, przezroczystości, ulotności własnej osoby objawionej w lustrze szyby, sprawia, że ciarki przechodzą po plecach: jestem tym, którego nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz