Gdyby ktoś miał mnie poprosić o rekomendację utworów Maraiego, to chyba ze znanych mi wybrałbym dwa: „Żar” i zbiór opowiadań „Magia”. Osobno potraktowałbym „Dziennik” jako książkę do powolnej lektury, coś, po co się sięga i czyta zaznaczając ciekawsze lub kontrowersyjne fragmenty, by do nich powracać.
O „Żarze” już wspominałem w swoim dzienniku. „Magię” skończyłem czytać niedawno i poleciłbym ją mimo, a może właśnie z powodu, moich wątpliwości. Sądzę bowiem, że w zbiorze tych opowiadań można odnaleźć to, co w prozie węgierskiego pisarza najlepsze i najsłabsze.
Większość z nich pokazuje znakomite rzemiosło, ale też wyjawia tajniki warsztatu: można dostrzec miejsca zszywania, łączenia, ślady ołówka, którym rysowano schemat. Jeśli bowiem przeczyta się kilka opowiadań, to potem wystarczy praktycznie jedna strona lektury i bez trudu można odgadnąć puentę przynajmniej części z zamieszczonych tu krótkich form. Do takich zaliczyłbym m.in. „Sierotę”, „Trzy łabędzie”, „Odległość” czy „Pomyłkę”. Ma się wrażenie, że Marai stworzył sobie matrycę, a może kilka matryc, które potem wypełniał za każdym razem innymi pomysłami, jakby realizował zamówienie.
Każdego czytelnika w tym tomie zainteresuje pewnie co innego. Jest tutaj parę naprawdę pięknych, nie pozbawionych poezji fragmentów. Do mnie przemawiają te najmniej „realistyczne”, nasycone dozą liryzmu, wprowadzające element niezwykłości, dziwności. Ciekawe wydały mi się też pytania o granice wolnej woli, o to, na ile jesteśmy w stanie zbuntować się przeciw nie zawsze do końca dającym się określić czynnikom, jakie kierują naszym losem. Tak odczytuję np. „Kąpiel”, „Śmiertelną ranę”, „Zmianę” czy „Pomyłkę”.
Szczególnie intrygujące są te opowiadania, w których świat oglądany jest okiem dziecka. Mam wrażenie, że w takich utworach jak „Trzęsienie ziemi”, „Śnieżyca” i „Bal” autor dotknął czegoś ważnego, jeśli chodzi o nasze postrzeganie rzeczywistości. Dla dziecka świat dorosłych może niejednokrotnie wydawać się niezwykle tajemniczy, niezrozumiały, wręcz napawający grozą. To, co dla osoby dojrzałej jest oczywiste, dla dziecka jawi się jako zagadkowe, potencjalnie złowrogie, niepewne. Można się zastanawiać więc, czy podobnie nie jest ze światem dorosłych, czy to, co wydaje się nam enigmatyczne, niepojęte, budzące przerażenie, na jakimś wyższym poziomie poznania nie jest czymś zwykłym, wręcz banalnym, dziecinnie prostym? Czy nie stanie się któregoś dnia tak, jak w pięknym wierszu Emily Dickinson, którego fragment chyba warto przy tej okazji przytoczyć:
I shall know why – when Time is over –
And I have ceased to wonder why –
Christ will explain each separate anguish
In the fair schoolroom in the sky –
Sandor Marai, Magia, tłum. Irena Makarewicz, Warszawa 2008.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz