Dziecko, które krzyczy: „Król jest nagi”
Ukazały się ostatnimi czasy dwa ciekawe teksty o chrześcijaństwie: „Chrześcijaństwo jest barbarzyńskie i kontrkulturowe” autorstwa Filipa Memchesa oraz „Barbarzyństwo chrześcijaństwa” Szczepana Twardocha. Mam wrażenie, że w tym sporze jestem bardziej po stronie tego ostatniego, choć militarny aspekt całego zagadnienia jakoś nie budzi mojego szczególnego entuzjazmu.
Jeśli jako miś o małym rozumku, czytający po łebkach i próbujący zrozumieć, o co toczy się spór, mógłbym dorzucić swoje trzy grosze, to powiedziałbym mniej więcej tyle:
Chrześcijaństwo jest i kontrkulturowe, i kulturotwórcze. Bo chrześcijaństwo to zarówno Boży „wariat” św. Franciszek z Asyżu ogołacający się dla Boga z wszystkiego, jak i benedyktyńscy mnisi przepisujący księgi czy budowniczowie gotyckich katedr świadczących o potędze średniowiecznego ducha wznoszącego się do Wszechmocnego.
Natomiast zamiast do barbarzyńcy, porównałbym chrześcijaństwo bardziej do małego dziecka z baśni Andersena wołającego – pośród dookolnych posykiwań wszystkich „dorosłych”, dających do zrozumienia, by się nie wygłupiać – że król jest nagi.
I tyle. Dziękuję, Państwu, za uwagę.
Ukazały się ostatnimi czasy dwa ciekawe teksty o chrześcijaństwie: „Chrześcijaństwo jest barbarzyńskie i kontrkulturowe” autorstwa Filipa Memchesa oraz „Barbarzyństwo chrześcijaństwa” Szczepana Twardocha. Mam wrażenie, że w tym sporze jestem bardziej po stronie tego ostatniego, choć militarny aspekt całego zagadnienia jakoś nie budzi mojego szczególnego entuzjazmu.
Jeśli jako miś o małym rozumku, czytający po łebkach i próbujący zrozumieć, o co toczy się spór, mógłbym dorzucić swoje trzy grosze, to powiedziałbym mniej więcej tyle:
Chrześcijaństwo jest i kontrkulturowe, i kulturotwórcze. Bo chrześcijaństwo to zarówno Boży „wariat” św. Franciszek z Asyżu ogołacający się dla Boga z wszystkiego, jak i benedyktyńscy mnisi przepisujący księgi czy budowniczowie gotyckich katedr świadczących o potędze średniowiecznego ducha wznoszącego się do Wszechmocnego.
Natomiast zamiast do barbarzyńcy, porównałbym chrześcijaństwo bardziej do małego dziecka z baśni Andersena wołającego – pośród dookolnych posykiwań wszystkich „dorosłych”, dających do zrozumienia, by się nie wygłupiać – że król jest nagi.
I tyle. Dziękuję, Państwu, za uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz