Porównuje się prozę Wojciecha Chmielewskiego do twórczości Marka Hłaski i Marka Nowakowskiego. Wspomina się też Kazimierza Orłosia, którego notkę o autorze można przeczytać na okładce „Brzytwy”. Gdybym miał opisać te utwory przez nawiązanie do czegoś znanego, to wymieniłbym jeszcze jednego prozaika – Wojciecha Albińskiego. Podobna jest u obu autorów oszczędność słowa, krótkie zdania, odrzucenie wszelkich zbędnych ozdobników. Chmielewski, również tak jak Albiński, nie wszystko dopowiada, pewne rzeczy pozostawia domysłowi czytelnika.
Pominąwszy te literackie paralele, trzeba stwierdzić, że jest to proza ostra jak tytułowa „Brzytwa”. Z jednej strony jest to znakomity zapis polskiej rzeczywistości okresu przełomu i ostatnich dwudziestu lat. Opowiadania są osadzone bowiem w konkretnym tu i teraz, nawet jeśli to „tu i teraz” nie jest akurat najistotniejsze. Autor jednak nie przedstawia ludzi sukcesu, ale bohaterów okaleczonych, choć niekoniecznie dosłownie okaleczonych brzytwą. A jeśli już są to tzw. „ludzie sukcesu”, to tylko zachowujący pozory życiowego powodzenia. Jest to więc rzeczywistość ułomna, zdegradowana, skrywająca czasami za piękną fasadą brak, pustkę, poczucie niespełnienia, również lęk.
Z drugiej strony intryguje mniej lub bardziej dyskretna obecność w tej twórczości wątku religijnego, duchowego. Nie jest to bynajmniej jakieś moralizatorstwo czy nachalne propagowanie chrześcijaństwa. Nie znam „Białego boksera”, więc nie wiem, jak to tam wyglądało, ale w ostatniej książce Chmielewskiego ta obecność elementu religijnego wydaje mi się znamienna, istotna. Pojawiają się tutaj bowiem pytania o sens takiego ułomnego bytowania, jakie przedstawiono na przykład w otwierającym tom „Romanie i dziewczynie” oraz zamykającym go „Opowiadaniu”. Są to utwory przejmujące, bowiem pokazują człowieczą nędzę, ból i cierpienie, sponiewierane, wręcz utytłane w błocie i ekskrementach ludzkie pragnienie szczęścia, aspiracje do lepszego życia.
Drugi motyw, który według mnie ma takie religijne nacechowanie, to wspomniane wyżej poczucie pustki, braku. Temat ten jest wyraźnie obecny w tytułowej „Brzytwie”, ale również w „Zgonie”, „Pyzie”, „Urodzinach” czy „Brulionie”. Jest to jakieś ewidentne niezadowolenie z życia, świadomość klęski, braku tego najistotniejszego pierwiastka, który nadałby własnemu życiu sens i poczucie pełni, przywrócił mu radość. Być może zresztą bohaterowie tych opowiadań nie zawsze sobie uświadamiają, co to dokładnie jest, nawet jeśli tego „czegoś” są blisko, jak główna postać „Pyzy”, nominalny katolik uczestniczący w drodze krzyżowej, a potem szarpiący z wściekłości siatkę, miotający się w jakiejś wewnętrznej rozpaczy po spotkaniu przypominającym czasy młodości i uzmysławiającym mizerię własnej egzystencji.
Trudno nie przywołać z pamięci ewangelicznego „Nie lękajcie się”, gdy czyta się o lękach bohaterki „Zgonu”, również mającej poczucie przegranej, uciekającej od czegoś, co miało być jakąś jej życiową szansą, a okazało się brudne, skażone. Ogromne wrażenie wywarły też na mnie w tym tomie, należące do moich ulubionych, dwa opowiadania będące zapisem chwili umierania, stawiające pytania o rzeczy ostateczne: „Zasypana wieś” oraz „Przy drodze”, wzruszające, a jednocześnie przejmująco piękne.
Reasumując, jest to proza bogata mimo swoich skromnych rozmiarów. Sporo można by na przykład napisać nie tylko o obecnych w niej inspiracjach literaturą, ale również sztuką, a zwłaszcza malarstwem. Warto wyłowić tę książkę spośród pojawiających się na rynku czytelniczym propozycji literackich współczesnych pisarzy polskich.
Wojciech Chmielewski, Brzytwa, Warszawa 2008.
Mam podobne wrażenia z tej lektury. To była lektura trudna, ale owocna. Chwała autorowi
OdpowiedzUsuńA ja bym chciał, aby tataoli znowu prowadził swojego bloga. Fajne teksty zamieszczał i niegłupie.
OdpowiedzUsuńAle cieszę się też, że mamy podobne wrażenia z lektury.