Pamiętam z Irlandii trzy scenki z lat dziewięćdziesiątych,
które pokazywały wówczas (bo chyba teraz niestety już nie) dobitnie różnicę
między mentalnością przeciętnego Polaka a Irlandczyka. Wszystkie dotyczą
komunikacji miejskiej – moich podróży autobusem, gdyż w latach
dziewięćdziesiątych tramwajów w Dublinie nie było. Można było je obejrzeć
jedynie na zdjęciach z początku XX wieku, dopiero parę lat po moim wyjeździe
przywrócono w stolicy Irlandii komunikację tramwajową.
Pierwsza scenka rozegrała się gdzieś chyba na samym początku
mojego pobytu w Dublinie, bo kojarzę, że jechałem dość długo do centrum, a
przez krótki czas mieszkałem na obrzeżach miasta. Wsiadłem w każdym razie do
pustawego autobusu, który stopniowo się zapełniał. Czytałem książkę i nie
zwracałem uwagi na pasażerów. W pewnym momencie oderwałem się od lektury i
spojrzałem wokół siebie. Było dość tłoczno. Niedaleko mnie stała kobieta w
zaawansowanej ciąży. Nie wiem, kiedy wsiadła. Wszystkie miejsca były zajęte.
Nikt nie kwapił się, by ustąpić jej miejsca. Szybko się podniosłem zażenowany i
pokazałem jej, by usiadła. Podziękowała mi z wyraźną ulgą. Jechałem dalej w
lekkim szoku.
Druga scenka była dość zabawna, ale mi zrobiło się nieco
smutno. Dojeżdżałem już do centrum miasta. Musiał to być przystanek gdzieś
chyba koło Christ Church. Autobus był wcześniej mocno zatłoczony, ale wyraźnie
się poluźniło. Większość pasażerów wysiadła. Zwolniło się też parę miejsc. Obok
mnie było jedno miejsce siedzące wolne. Nie siadałem, bo i tak za chwilę miałem
wysiąść. W pewnym momencie podeszła do mnie kobieta i spytała się mnie, czy
będę miał coś przeciwko, że usiądzie na tym wolnym miejscu. Otworzyłem szeroko
oczy ze zdumienia. Nie wyobrażałem sobie, by jakaś kobieta mogła mnie pytać w
Polsce, czy może zająć wolne miejsce. Skonsternowany przytaknąłem. Nie wiem,
czy kobieta zwróciła uwagę na wyraz osłupienia malujący się na mojej twarzy.
Trzecia scenka rozegrała się niedaleko ulicy, na której
wówczas mieszkałem. Czekałem na autobus. Oprócz mnie na przystanku stała
jeszcze jakaś kobieta. Gdy autobus przyjechał, ustąpiłem jej i gestem ręki
pokazałem, by wsiadła pierwsza. Kobieta zareagowała oburzeniem. Nie pamiętam
już, co powiedziała. Ale wyraźnie rozłoszczona wskazała mi, bym wsiadał.
Wzruszyłem ramionami i wszedłem do autobusu. Zapewne chciało mi się śmiać. Było
to chyba pierwsze w moim życiu zetknięcie z feministką.
Pamiętam też, że jedną z rzeczy, na które uwagę zwracały
polskie dziewczyny w Irlandii i w Wielkiej Brytanii, był stosunek mężczyzn do
płci pięknej. Takie proste rzeczy, jak np. ustępowanie miejsca czy otwieranie
drzwi kobiecie. Jeśli miałem wówczas jakieś kompleksy wobec ludzi szeroko
rozumianego Zachodu, to w Wielkiej Brytanii i Irlandii dość szybko się z nich
wyleczyłem.
Wygląda na to, że niestety coś się zmieniło, coś się
popsuło. Kiedy to się stało? Jak do tego doszło? Otóż, przeglądam sobie dzisiaj
wiadomości na różnych portalach i oto trafiam na coś takiego: „Niewzruszenisiedzieli w towarzystwie kobiety w ciąży. Interweniowała motornicza”. Nie, to
nie jest wiadomość z Dublina, Londynu czy Paryża. Ten artykuł opisuje sytuację
w... Krakowie. I pomyśleć, że Kraków kojarzy się zazwyczaj z konserwatyzmem.
Hmm... A może po prostu portal Republika nie ma ciekawszych wiadomości i
zapełnia stronę, czym się tylko da? Chciałbym w to wierzyć. Wolałbym myśleć, że
to jedynie incydent i że tak się przypadkiem niezwykle zdarzyło, że do tego
tramwaju wsiadły po prostu jakieś gbury z Irlandii lub Wielkiej Brytanii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz