wtorek, 7 sierpnia 2018

„Kupiec wenecki” na opak odczytany, cz. I


Moja genialna żona w ramach jakichś wymian internetowych zdobyła mi około półtora roku temu prawie kompletne wydanie Szekspira w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego. W wolnych chwilach czytam więc poszczególne tomy, uzupełniając braki i czytając po raz kolejny to, co wydawało mi się niegdyś, że znam bardzo dobrze lub w miarę dobrze. Zaletą tłumaczeń Słomczyńskiego jest to, że są one w miarę wierne oryginałowi, czego nie można powiedzieć o znakomitych poetycko tłumaczeniach Barańczaka. Tak przynajmniej wynikło z moich pobieżnych porównań. Nie oznacza to, aby tekst Słomczyńskiego nie był podatny na karkołomne interpretacje, choć w tym raczej najmniejsza wina tego tłumacza. Ale o tym za chwilę.


Pisałem już na tym blogu o jakimś kuriozalnym współczesnym wydaniu nowego przekładu Kupca weneckiego. Nazwiska tłumacza nie pamiętam, ale w oczach dotąd tkwi mi okładka. Przedstawia ona zdjęcie jakiegoś brodacza, który zapewne w zamiarze ilustratora ma wyobrażać Shylocka – postać, która przecież nie jest głównym bohaterem tego dramatu, choć w całej intrydze pełni istotną rolę jako lichwiarz. Ale to nie wszystko – otóż jego broda jest zafarbowana na tęczowo! Tutaj nie sposób już parsknąć śmiechem, choć sam autor zapewne w grobie się obraca. To dość dobitny przykład współczesnych aberracji interpretacyjnych i rzutowania na dzieło wielkiego angielskiego dramaturga poglądów jak najbardziej współczesnych, które musiały mu być absolutnie obce.


Otóż jestem świeżo po lekturze Kupca weneckiego w przekładzie Słomczyńskiego i moja konkluzja jest pozbawiona w zasadzie wszelkich wątpliwości – interpretacja, która czyni z Shylocka głównego bohatera, ofiarę, biednego Żyda, który prześladowany jest przez chrześcijan i wokół którego obraca się cała intryga, pozbawiona jest wszelkich podstaw, choć Juliusz Kydryński w swoim bałamutnym posłowiu do tego wydania próbował udowadniać coś przeciwnego. Kydryński, mówiąc z grubsza, założył sobie, że Szekspir stwarza tutaj pozory, iż Shylock jest niegodziwcem, a tak naprawdę chce nam powiedzieć coś innego. I w myśl tego założenia pojechał po prostu po bandzie, wczytując w tekst Szekspira coś, czego najzwyczajniej w świecie tam po prostu nie ma (a nie ma zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu Słomczyńskiego!). Kydryński po prostu przypisuje Shylockowi intencje, których nijak nie da się wyczytać czy wywnioskować z samego tekstu!


Słowem komentarz autora posłowia jest znakomitym przykładem wspomnianych wyżej aberracji interpretacyjnych, które są projekcjami współczesnych koncepcji i świadomości na tekst powstały kilka wieków temu. O problemie nadinterpretacji czy też wczytywania w dramaty Szekspira rzeczy, których sam Stradfordczyk jako żywo by nie wymyślił, w swoich książkach, a także felietonach, pisze Joseph Pearce. Jedną z nich omawiałem na tym blogu. Bez częstego odwoływania się do brytyjskiego krytyka, przytaczając jedynie wypowiedź Kydryńskiego, spróbuję dać tutaj próbkę tego, na czym polega problem.


Weźmy choćby taki fragment wywodu Juliusza Kydryńskiego, który utkwił mi w pamięci: „Jessica wyraźnie mówi, że wstydzi się ojca (który ze swej strony kocha ją szczerze)...”

Gorszej już bzdury autor posłowia napisać nie mógł. Z tekstu wyraźnie wynika coś wprost przeciwnego: Shylock bardziej kocha swoje kosztowności, które Jessica zabrała ze sobą, niż własną córkę! A jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, niech przeczyta dialog pomiędzy Shylockiem a Tubalem, jaki toczy się tuż po owym słynnym passusie, który tak często jest przytaczany i podawany jako argument na „antyrasistowską” wymowę dzieła Szekspira („Czyż Żyd nie ma oczu...”)! Oto co ów „biedny” Żyd, ofiara „antysemickiego spisku” mówi o swojej córce, którą rzekomo kocha „szczerze”: „wolałbym mieć córkę martwą tu, u mych stóp, z owymi klejnotami w uszach: wolałbym, aby leżała na marach u mych stóp, z owymi dukatami w trumnie: - żadnych wieści o nich?” Czy tak mówi kochający ojciec???! Ależ jego bardziej interesują kosztowności zabrane przez jego córkę niż ona sama! Nie da się tej wypowiedzi – a przeczytajcie ją sobie całą – w żaden sposób usprawiedliwić ogromnym wzburzeniem rzekomo „kochającego” ojca! Shylock kocha przede wszystkim pieniądze i bogactwo, z pewnością nie własną córkę. A to nie jedyny fragment potwierdzający, że taka jest charakterystyka zamierzona przez autora. Jeśli mi nie wierzycie, sprawdźcie sami – przeczytajcie po prostu też inne wypowiedzi Shylocka odnoszące się do jego córki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz