Moja genialna żona w ramach jakichś wymian internetowych
zdobyła mi około półtora roku temu prawie kompletne wydanie Szekspira w
tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego. W wolnych chwilach czytam więc poszczególne
tomy, uzupełniając braki i czytając po raz kolejny to, co wydawało mi się
niegdyś, że znam bardzo dobrze lub w miarę dobrze. Zaletą tłumaczeń
Słomczyńskiego jest to, że są one w miarę wierne oryginałowi, czego nie można
powiedzieć o znakomitych poetycko tłumaczeniach Barańczaka. Tak przynajmniej
wynikło z moich pobieżnych porównań. Nie oznacza to, aby tekst Słomczyńskiego
nie był podatny na karkołomne interpretacje, choć w tym raczej najmniejsza wina
tego tłumacza. Ale o tym za chwilę.
Pisałem już na tym blogu o jakimś kuriozalnym współczesnym
wydaniu nowego przekładu Kupca weneckiego. Nazwiska tłumacza nie pamiętam, ale
w oczach dotąd tkwi mi okładka. Przedstawia ona zdjęcie jakiegoś brodacza,
który zapewne w zamiarze ilustratora ma wyobrażać Shylocka – postać, która
przecież nie jest głównym bohaterem tego dramatu, choć w całej intrydze pełni
istotną rolę jako lichwiarz. Ale to nie wszystko – otóż jego broda jest
zafarbowana na tęczowo! Tutaj nie sposób już parsknąć śmiechem, choć sam autor
zapewne w grobie się obraca. To dość dobitny przykład współczesnych aberracji
interpretacyjnych i rzutowania na dzieło wielkiego angielskiego dramaturga
poglądów jak najbardziej współczesnych, które musiały mu być absolutnie obce.
Otóż jestem świeżo po lekturze Kupca weneckiego w
przekładzie Słomczyńskiego i moja konkluzja jest pozbawiona w zasadzie
wszelkich wątpliwości – interpretacja, która czyni z Shylocka głównego
bohatera, ofiarę, biednego Żyda, który prześladowany jest przez chrześcijan i
wokół którego obraca się cała intryga, pozbawiona jest wszelkich podstaw, choć
Juliusz Kydryński w swoim bałamutnym posłowiu do tego wydania próbował
udowadniać coś przeciwnego. Kydryński, mówiąc z grubsza, założył sobie, że
Szekspir stwarza tutaj pozory, iż Shylock jest niegodziwcem, a tak naprawdę
chce nam powiedzieć coś innego. I w myśl tego założenia pojechał po prostu po
bandzie, wczytując w tekst Szekspira coś, czego najzwyczajniej w świecie tam po
prostu nie ma (a nie ma zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu
Słomczyńskiego!). Kydryński po prostu przypisuje Shylockowi intencje, których
nijak nie da się wyczytać czy wywnioskować z samego tekstu!
Słowem komentarz autora posłowia jest znakomitym przykładem
wspomnianych wyżej aberracji interpretacyjnych, które są projekcjami
współczesnych koncepcji i świadomości na tekst powstały kilka wieków temu. O
problemie nadinterpretacji czy też wczytywania w dramaty Szekspira rzeczy,
których sam Stradfordczyk jako żywo by nie wymyślił, w swoich książkach, a
także felietonach, pisze Joseph Pearce. Jedną z nich omawiałem na tym blogu.
Bez częstego odwoływania się do brytyjskiego krytyka, przytaczając jedynie
wypowiedź Kydryńskiego, spróbuję dać tutaj próbkę tego, na czym polega problem.
Weźmy choćby taki fragment wywodu Juliusza Kydryńskiego,
który utkwił mi w pamięci: „Jessica wyraźnie mówi, że wstydzi się ojca (który
ze swej strony kocha ją szczerze)...”
Gorszej już bzdury autor posłowia napisać
nie mógł. Z tekstu wyraźnie wynika coś wprost przeciwnego: Shylock bardziej
kocha swoje kosztowności, które Jessica zabrała ze sobą, niż własną córkę! A
jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, niech przeczyta dialog pomiędzy
Shylockiem a Tubalem, jaki toczy się tuż po owym słynnym passusie, który tak
często jest przytaczany i podawany jako argument na „antyrasistowską” wymowę dzieła
Szekspira („Czyż Żyd nie ma oczu...”)! Oto co ów „biedny” Żyd, ofiara
„antysemickiego spisku” mówi o swojej córce, którą rzekomo kocha „szczerze”:
„wolałbym mieć córkę martwą tu, u mych stóp, z owymi klejnotami w uszach:
wolałbym, aby leżała na marach u mych stóp, z owymi dukatami w trumnie: -
żadnych wieści o nich?” Czy tak mówi kochający ojciec???! Ależ jego bardziej
interesują kosztowności zabrane przez jego córkę niż ona sama! Nie da się tej
wypowiedzi – a przeczytajcie ją sobie całą – w żaden sposób usprawiedliwić
ogromnym wzburzeniem rzekomo „kochającego” ojca! Shylock kocha przede wszystkim
pieniądze i bogactwo, z pewnością nie własną córkę. A to nie jedyny fragment
potwierdzający, że taka jest charakterystyka zamierzona przez autora. Jeśli mi
nie wierzycie, sprawdźcie sami – przeczytajcie po prostu też inne wypowiedzi
Shylocka odnoszące się do jego córki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz