poniedziałek, 31 grudnia 2018
sobota, 29 grudnia 2018
Czy Pan Bóg będzie sprzyjał władzy, która bardziej boi się ludzi?
Nasza „prawicowa” (cudzysłów jak najbardziej uzasadniony)
władza niestety jest na bakier z Dekalogiem, a zwłaszcza z przykazaniem piątym:
„Nie zabijaj”. Jeśli będzie ignorować się prawa Boże, trudno będzie mówić o
przywróceniu pełni cywilizacji europejskiej w Polsce. Nawet największe sukcesy
gospodarcze nie będą mieć żadnego znaczenia.
Jednak słupki sondażowe więcej znaczą dla rządzących niż
Boże przykazania. Dlatego władza ta przegra, nawet jeśli uda się jej wygrać
nadchodzące wybory parlamentarne. Przypomina o tym w dniu Świętych Młodzianków biskup Balcerek, który stwierdził jednoznacznie: „Nie będzie błogosławieństwa
Bożego dla obecnej władzy, jeśli nie wprowadzi prawnej ochrony życia. Upadnie,
jak upadły poprzednie rządy”. I nie pomoże tu nawet najwspanialsza propaganda „naszych”
mediów, które sprzyjają rządzącym.
piątek, 28 grudnia 2018
Herod roku 2018
Przyznany Jarosławowi Gowinowi tytuł „Heroda roku 2018” jest
moim zdaniem jak najbardziej zasłużony. Powinien zresztą był go dostać już
wcześniej. Ale konkurencja jest spora.
Temat aborcji jest przez naszych „prawicowych” polityków
lekceważony albo traktowany jako temat wręcz zastępczy. Tymczasem wydaje się,
że jest to jedna z najistotniejszych kwestii, że walka o prawa nienarodzonych
to jeden z tych szańców, na których ważą się losy cywilizacji europejskiej.
Polityk prawicowy, który sprawę tę lekceważy lub uważa, że
można tutaj iść na kompromisy, jest tak naprawdę politykiem krótkowzrocznym,
niegodnym mojego głosu. To samo zresztą dotyczy sprawy in vitro.
„Konserwatywny” polityk, który w kwestii sztucznego zapłodnienia idzie na
ustępstwa, już poddał szaniec. To po prostu pierwszy wyłom, za którym pójdą
następne.
Wydaje się, że Jarosław Gowin niestety należy do tych
polityków, którzy tylko hamują postępy barbarzyństwa. Niestety nie jest jedyny,
są też inni, którzy na miano Heroda zasługują i którzy niewątpliwie tytuł ten
dostaną w przyszłym roku. Smutne, że taką „prawicę” mamy w Polsce.
czwartek, 27 grudnia 2018
Wieprzowina na czas Chanuki
Współczesna cywilizacja dba bardzo o to, aby nikogo nie
obrazić. Wszystkie religie są sobie równe (w końcu jak demokracja, to
demokracja), stąd nawet sataniści zaczęli się domagać oficjalnego uznania i
prawa do wznoszenia monumentów ku czci Szatana. Powszechna „urawniłowka”
obejmuje wszelkie, nawet najgłupsze, poglądy.
Są jednak pewne wyjątki. Do nich należy katolicyzm.
Katolików można, a nawet należy obrażać. Wydaje się być to w dobrym tonie.
Popis dają różnej maści celebryci.
Oto „wybitna” pisarka, która słynie głównie ze swojego
feminizmu i blond włosów, zionie miłością do bliźnich na Boże Narodzenie (słowo
„Boże” zresztą przez usta jej nie przejdzie ani się nie ułoży pod palcami,
kiedy używa klawiatury komputera), wulgarnie pozdrawia i eliminuje z obrazka
samego Pana Jezusa, jak i pastuszków. Subtelność tej „wielkiej” pisarki jest po
prostu porażająca.
Inny szoł z kolei odstawił pewien trybun ludowy, który na co
dzień walczy o wolność, demokrację i konstytucję. Oto postanowił on uraczyć nas
na Boże Narodzenie zdjęciem swojego smutnego dziecka i... sushi, które temuż
dziecku, jak i sobie zaserwował na Wigilię (taka nowa świecka tradycja). Pewnie
też tradycyjnie przełamał się z rodziną jajeczkiem, ale nas o tym już nie
poinformował, bo to rzecz oczywista. On także zionął prawdziwą miłością do
„prawdziwych katolików”.
Notabene ci trybuni ludowi to mają klawe życie. Jeden
poczęstował nas kiedyś życzeniami wideo sprzed swojego „ubogiego” ciepłego
kominka, ten zaś zdjęciami potrawy ubogich – sushi (a w tle stoi sobie
instrument biednych – pianino). Tylko dziecka żal.
Zastanawia jednak jedna rzecz – po co ci celebryci epatują
nas tymi zdjęciami, wulgarnymi życzeniami, kpinami i szyderstwami? Nie chcą
obchodzić Świąt Bożego Narodzenia, niech ich nie obchodzą. Ich sprawa. Muszą to
obwieszczać całemu światu? Czują się w ten szczególny dzień samotni? Brak im
miłości? A może chcą się popisać „odwagą”? Jeśli tak, to proponuję uczcić
Chanukę wieprzowiną albo ramadan całodziennymi hulankami i pijaństwem, a z
pomocą tłitera i fejsbuka poinformować o tym cały świat. Sława murowana.
poniedziałek, 24 grudnia 2018
Bóg się rodzi, moc truchleje!
Żyjemy w czasach, w których w europejskich krajach zabrania
się wystawiania szopek betlejemskich. Nasz Pan nie jest mile widziany. Nie jest
mile widziana Święta Rodzina. Ale i tak to On ostatecznie zwycięży. Nie pomogą
wysłani przez Heroda żołnierze, tak jak nie pomogą potem strażnicy ustawieni
przed grobem.
Czasami popadamy w sentymentalny nastrój, obdarowujemy się
prezentami, słuchamy słodkich kolęd i amerykańskich standardów. Zapominamy, że
Chrystus urodził się po to, aby umrzeć – jak przypomina nam m.in. abp. Fulton J. Sheen. Umrzeć za nasze grzechy, by nas odkupić i
dać życie wieczne.
Stąd postanowiłem przypomnieć wstrząsający wiersz Roberta
Southwella The Burning Babe. Kto chce, może znaleźć na YouTube muzyczną
interpretację tego utworu w wykonaniu Stinga. Nie zamieszczam jej tutaj jednak,
bo uśmiechające panienki z chóru, które towarzyszą Stingowi, zupełnie nie
pasują do tekstu tego niezwykłego wiersza wybitnego poety metafizycznego,
jezuity, męczennika i świętego Kościoła katolickiego.
Robert Southwell
The Burníng Babe
As I in hoary winter’s night stood shivering in the snow,
Surprised I was with sudden heat which made my heart to glow;
And lifting up a fearful eye to view what fire was near,
A pretty Babe all burning bright did in the air appear;
Who, scorched with excessive heat, such floods of tears did shed
As though his floods should quench his flames which with his tears were fed.
‘Alas!’ quoth he, ‘but newly born, in fiery heats I fry,
Yet none approach to warm their hearts or feel my fire but I.
My faultless breast the furnace is, the fuel wounding thorns,
Love is the fire, and sighs the smoke, the ashes shames and scorns;
The fuel Justice layeth on, and Mercy blows the coals,
The metal in this furnace wrought are men’s defiled souls,
For which, as now on fire I am to work them to their good,
So will I melt into a bath, to wash them in my blood.’
With this he vanished out of sight, and swiftly shrunk away,
And straight I called unto mind that it was Christmas day.
Surprised I was with sudden heat which made my heart to glow;
And lifting up a fearful eye to view what fire was near,
A pretty Babe all burning bright did in the air appear;
Who, scorched with excessive heat, such floods of tears did shed
As though his floods should quench his flames which with his tears were fed.
‘Alas!’ quoth he, ‘but newly born, in fiery heats I fry,
Yet none approach to warm their hearts or feel my fire but I.
My faultless breast the furnace is, the fuel wounding thorns,
Love is the fire, and sighs the smoke, the ashes shames and scorns;
The fuel Justice layeth on, and Mercy blows the coals,
The metal in this furnace wrought are men’s defiled souls,
For which, as now on fire I am to work them to their good,
So will I melt into a bath, to wash them in my blood.’
With this he vanished out of sight, and swiftly shrunk away,
And straight I called unto mind that it was Christmas day.
Jeśli ktoś nie zna języka angielskiego, to może przeczytać
ten utwór w tłumaczeniu Jerzego Pietrkiewicza. Można go znaleźć w jego „Antologii
liryki angielskiej 1300-1950.
piątek, 21 grudnia 2018
środa, 19 grudnia 2018
Co kupić w prezencie na święta? Dziesięć rekomendacji
To już pewnie ostatni moment, by kupić coś w prezencie na
Boże Narodzenie, choć nie ostatni, by kupić coś na prezent w ogóle (imieniny,
urodziny itp.). Pomyślałem sobie, że podzielę się pomysłami na taki prezent
(pod warunkiem, że uda się go zdobyć na czas).
Dla mnie zawsze najlepszym prezentem jest książka, zwłaszcza
dobra książka, a nie jeden z tych „półproduktów”, które tworzy się w celach
promocji jakiejś osoby. Dlatego uważam, że zamiast sięgać po tytuły reklamowane
czy eksponowane na wystawach księgarń, może warto trochę poszperać i znaleźć
coś, co jest naprawdę dobre, a po co będzie można sięgnąć nie tylko za miesiąc
czy za rok, ale i za lat pięć, a nawet sto. Oto parę sugestii z mojej strony
(podaję linki do swoich recenzji, w których można przeczytać więcej, albo
księgarni internetowych).
1)
Książki Floriana Czarnyszewicza. To znakomita proza „kresowa”,
którą warto czytać, bo jest nie tylko wybitna pod względem literackim i
językowym, ale także dlatego, że mówi o dziejach Polaków, które niestety ciągle
są jeszcze słabo znane ogółowi nawet wykształconych czytelników – są to bowiem
te Kresy, które utraciliśmy jeszcze przed II wojną światową, w wyniku traktatu
ryskiego. Oczywiście w pierwszej kolejności warto sięgnąć po Nadberezyńców,
wielki, sienkiewiczowski z ducha epos o losach szlachty zaściankowej na
terenach Mińszczyzny. A potem to już do kolejnych powieści tego autora, zbyt
późno niestety wydanego w Polsce, nie trzeba będzie namawiać.
2)
Luter i rewolucja protestancka Grzegorza Brauna. Tym razem
proponuję film dokumentalny, ale też i lekturę, bo można go kupić razem z
ładnie wydaną graficznie książeczką. Ten zakup jest wart każdej wydanej
złotówki, mimo że „mejnstrim” o dziele Brauna milczy.
3)
Gietrzwałd 1877. Nieznane konteksty geopolityczne tego samego
autora. Zapierająca dech w piersi wizja historii pewnego narodu w sercu Europy,
metafizyczny thriller!
4)
Łowcy księży o. Johna Gerarda SJ. To autentyczny pamiętnik z
czasów Elżbiety I i prześladowań katolików w Anglii. Rzecz nietuzinkowa i po
prostu znakomita, wciągająca literatura. Czyta się jak najlepszy thriller, a
przecież to autentyk. Zadziwiające, że wydawca (któremu należy się nagroda za
przypomnienie tej publikacji – jest to reprint wydania XIX-wiecznego) obniżył
cenę w swojej księgarni do śmiesznych 7.50 zł. Brać po kilka sztuk, póki jest
dostępna i rozdawać znajomym, przyjaciołom i rodzinie! Obdarować tą publikacją
swojego księdza proboszcza!
5)
A skoro już jesteśmy przy wydawnictwie Gabriela
Maciejewskiego, to gorąco polecam jego Socjalizm i śmierć. Lektura dla tych,
którzy lubią historię i zaglądanie za kulisy wielkich wydarzeń. Autor nie
przyjmuje nic za oczywistość, tylko mówi: „Sprawdzam!” I sprawdza. Nie czytałem
części drugiej jeszcze, ale z pewnością jest warta lektury.
6)
Polska moja miłość Jana Polkowskiego. O tej książce tylko na
swoim blogu wspominałem, ale ten zbiór szkiców autora Drzew to rzecz dla osób
myślących i nie zadawalających się medialną papką serwowaną nam na co dzień.
Rzecz o literaturze, filmie, polskiej historii dawnej i najnowszej, zakłamaniu
intelektualistów, kulturze i języku... Pisana przez poetę, więc też językowo
znakomita. Jeśli jej jeszcze nie czytaliście, to koniecznie przeczytajcie i
polećcie innym. Jeśli czegoś mi w niej brakuje, to dwóch szkiców poświęconych
Bolesławowi Prusowi, po których na głowę Polkowskiego posypały się gromy od
lewa do prawa. Autor ośmielił się naruszyć narodową świętość. Nazwano go nawet
wprost głupcem.
7)
Ćwiczenia duchowe. Poematy Przemysława Dakowicza. To kolejna
książka, o której jeszcze na swoim blogu nie pisałem. Znakomity tomik poezji,
wiwisekcja naszej współczesnej schizofrenicznej świadomości. Obraz świata
opętanego, targanego wątpliwościami i poczuciem braku sensu, braku hierarchii,
braku dna. „Centon” pozszywany ze słów i fragmentów zaśmiecających i
wypełniających współczesny umysł, w którym mieszają się słowa reklam, piosenek,
przysłów, cytatów literackich, fragmentów Biblii, filmów, powiedzonek,
kolokwializmów...
8)
Dla znających język angielski: trzy książki Josepha Pearce’a
poświęcone katolicyzmowi Szekspira i katolickiej wymowie jego sztuk: The Quest for Shakespeare, Through Shakespeare’s Eyes i Shakespeare on Love. Pasjonująca
lektura dla tych, którzy próbują zrozumieć dramaturgię wielkiego poety
angielskiego.
9)
I ponownie dla znających język angielski: autobiografia
szkockiego poety, prozaika i dramaturga George’a Mackaya Browna For the Islands
I Sing oraz zbiór jego opowiadań: A Time to Keep. Ten katolicki twórca z Orkad
jest właściwie nieznany w Polsce, a szkoda, bo to literatura pierwszorzędna i
to zarówno dla miłośników poezji, jak i prozy. Charakterystyczny i
rozpoznawalny rys tej twórczości nadają krajobraz i ludzie jego rodzinnych
stron, a to wszystko przeniknięte katolicką metafizyką.
10)
Wszelkie możliwe książki wielkiej postaci Kościoła
katolickiego, arcybiskupa Fultona J. Sheena. Tuż przed świętami Bożego
Narodzenia ukazały się kolejne nowe polskie wersje jego twórczości i z roku na
rok przybywa tłumaczeń dzieł tego wybitnego kapłana i autora zarówno książek,
jak i audycji radiowych i telewizyjnych. To znakomita lektura nie tylko dla
katolików. Podsuńcie jego zbiór Warto żyć jakiemuś myślącemu i naprawdę
otwartemu ateuszowi, a może zrobicie jedną z najlepszych rzeczy w swoim życiu.
wtorek, 18 grudnia 2018
Irlandia: rechot diabła
Jeśli komuś trzeba dowodu na istnienie diabła, niech spojrzy
na Irlandię. Czy nie słychać przypadkiem z Zielonej Wyspy jego rechotu? Oto w
okresie Adwentu uchwalono tam ustawę dopuszczającą mordowanie nienarodzonych.
To wszystko dzieje się w czasie będącym tradycyjnie oczekiwaniem na przyjście
naszego Pana, który narodził się w ubóstwie w betlejemskiej stajence. Gdyby
miał narodzić się dzisiaj, iluż „usłużnych” lekarzy podpowiadałoby Maryi, by
„usunęła” ciążę, bo przecież są zbyt ubodzy z Józefem, by wychowywać dziecko,
bo przecież powinna mieć szansę na samorealizację, bo przecież „prawa kobiet”
itp., itd.
Irlandia, uchodząca dotąd za bastion katolicyzmu, a więc
cywilizacji europejskiej, stoczyła się w barbarzyństwo. Mamona rządzi. Pustka
wypełnia dusze. Moloch domaga się krwawej ofiary.
Odpowiednio skomentowali to irlandzcy obrońcy praw
nienarodzonych umieszczając przed pałacem prezydenckim w Dublinie las 1000
krzyży. Naprzeciw nich, jak na ironię, choinka z gwiazdą betlejemską symbolizującą
przyjście Chrystusa!
Robię wyjątek i zamieszczam nie swoje zdjęcie. Ktoś, kto nie
zna angielskiego, może przeczytać artykuł o sprawie na portalu PCh24.pl.
poniedziałek, 17 grudnia 2018
Komu służy „globalne ocieplenie”?
Wśród wielu podejrzanych szajb współczesnych, które
forsowane są przez wielkie media, polityków i międzynarodowe lobby, znajduje
się idea globalnego ocieplenia albo... Właśnie, czy chodzi o globalne
ocieplenie, czy o zmiany klimatu? A może o coś jeszcze innego? Bo zdaje się, że
nomenklatura jest tutaj nieco chwiejna, a przynajmniej również ulega zmianom
(zapewne razem ze zmianami klimatu?).
Pamiętam, jak pierwszy raz pojechaliśmy z żoną na wakacje na
Kretę. Był maj. Spytałem znajomego, który zna tamte rejony, bo zajmuje się też
kulturą i historią Grecji zawodowo, jakiej spodziewać się pogody. Odpowiedział
krótką wiadomością: „Będzie ciepło, a nawet bardzo ciepło, nie będzie padać”.
Jakież było jego zaskoczenie, kiedy wysłałem mu zdjęcie deszczowej Krety.
Spytał, czy spędzamy te wakacje w Bełchatowie. Pamiętam, że kiedy po tygodniu
jechaliśmy na lotnisko, lało jak w Kotlinie Kłodzkiej. A w tym albo poprzednim
roku, również w maju, częściowo deszczowym, opowiadano mi o śniegu na plaży w
zimie.
A w Polsce? Lato było tego roku wprawdzie gorące, ale
przecież wiosna dość chłodna i zima na początku tego roku wyjątkowo mroźna.
Nawet jeśli zmiany klimatu postępują, to mam wątpliwości, czy faktycznie
wywołane są one przez człowieka. Jaka jest emisja CO2 dzisiaj w Polsce? A jaka
była np. w latach dziewięćdziesiątych czy osiemdziesiątych? No cóż, nie jestem
specjalistą... Pamiętam oglądany jakiś czas temu film dokumentalny, w którym
różni naukowcy podważali hipotezę o globalnym ociepleniu. Zwracali między
innymi uwagę na duży wpływ plam na słońcu na atmosferę ziemską. Bardzo ciekawym
wątkiem była sugestia, że pomysł z globalnym ociepleniem – kojarzony zazwyczaj
z ruchami lewackimi – wylansowali... konserwatyści Margaret Thatcher, by forsować
zamykanie kopalni węgla i promować energię jądrową. Chyba gdzieś o tym pisałem
na swoim blogu.
Jednak nie trzeba sięgać do archiwów, można obejrzeć bardzo
dobry, niedawno zrealizowany, krótki film dokumentalny poświęcony zagadnieniu
zmian klimatu, którego autorami są dziennikarze portalu PCh24.pl. Choć
wypowiadają się w nim również publicyści (m.in. Stanisław Michalkiewicz), to
sporą wartość dla wątpiących będą miały opinie samych naukowców, którzy
wykazują, że np. zmiany klimatyczne występują na ziemi cyklicznie i że nie są
niczym nowym, że dwutlenek węgla jest korzystny dla rozwoju roślinności, a więc
sprzyja bogatszym zbiorom, że... Zresztą najlepiej zobaczcie sami.
sobota, 15 grudnia 2018
Tragiczny upadek Irlandii
Jeszcze niedawno Irlandia była bastionem cywilizacji europejskiej.
13 grudnia Irlandia stoczyła się w barbarzyństwo. To, czego nie udało się
dokonać w ich kraju Anglikom, Irlandczycy dokonali własnymi rękami.
piątek, 14 grudnia 2018
Dziecko-towar
Nowy rzecznik praw dziecka powiedział parę słów prawdy o
handlu żywym towarem, jakim jest in vitro, a część opozycji i jakichś gwiazdek
pop dostała amoku.
No przecież! Nie można zabraniać w społeczeństwie
konsumpcyjnym prawa do posiadania. Nie można zabraniać prawa do nabywania. Nawet
jeśli tym „przedmiotem”, który chce się posiąść i nabyć, jest człowiek.
czwartek, 13 grudnia 2018
W rocznicę stanu wojennego
Na wspomnienie kolejnej rocznicy stanu wojennego
stwierdziłem, że przypomnę piosenkę barda tamtych czasów, Przemysława
Gintrowskiego. Ktoś zmontował wideo składające się ze zdjęć samego piosenkarza.
Akurat to jeden z tych utworów w jego wykonaniu, który do tej pory bardzo
lubię. Pamiętam duży jego koncert we Wrocławiu z udziałem oczywiście Jacka
Kaczmarskiego i Zbigniewa Łapińskiego (który zmarł w tym roku przecież), tłumy ludzi wracające po występie
ulicami pod koniec lat osiemdziesiątych. I mały, kameralny koncert już samego
tylko Gintrowskiego w Teatrze Kameralnym we Wrocławiu, artysta miał chyba
złamaną nogę, jeśli mnie pamięć nie myli. Taki symbol odchodzenia w przeszłość...
środa, 12 grudnia 2018
wtorek, 11 grudnia 2018
Czy zniszczono cud eucharystyczny?
Poświęciłem kilka odcinków swojego wideobloga (z którym
eksperymentuję od niedawna) tematowi cudów eucharystycznych w Sokółce i w
Legnicy. Tymczasem okazuje się, że być może do podobnego cudu eucharystycznego
i w podobnych okolicznościach doszło pod koniec listopada w... stanie Nowy
Jork!
Różnica jednak jest taka, że – jak donosi portal Church Militant – ów prawdopodobny cud eucharystyczny w Springbrook w stanie Nowy Jork
został... zniszczony! Proboszcz parafii ks. Karl Loeb poinformował o możliwym
cudzie bp. Richarda Malone i biskupa pomocniczego Edwarda Grosza, ale obaj
biskupi stwierdzili ku zaskoczeniu proboszcza, że włożona do naczynka z wodą
hostia rozpuściła się i nakazali księdzu pozbycie się tego, co według świadków
było w rzeczywistości cudem eucharystycznym. Jak pisze portal, kapłan, wierny
ślubom posłuszeństwa, posłuchał biskupów, choć zrobił to niechętnie.
Artykuł zilustrowany jest dwoma fotografiami, które
przypominają cuda eucharystyczne w Sokółce i Legnicy. Przed powiadomieniem
biskupów zostały wykonane zdjęcia rzekomego cudu, który odkryto 30 listopada. Wśród
wiernych panuje wzburzenie w związku z decyzją biskupów.
poniedziałek, 10 grudnia 2018
Dlaczego Kościół uwielbia kontrowersję albo o zaniku myślenia
Ostatnio zamieściłem fragment z polskiego tłumaczenia
książki arcybiskupa Fultona J. Sheena, a dzisiaj drobny fragment z jego
nietłumaczonej dotąd książki Old Errors and New Labels, o której wcześniej lub
później postaram się parę słów na tym blogu napisać, gdyż dopiero ją czytam.
Esej o zaniku kontrowersji wydaje się znakomicie opisywać mizerię naszych
czasów, więc pokusiło mnie, by kilka wybranych fragmentów spolszczyć na
chybcika i podać polskiemu czytelnikowi jako zachętę do kupowania książek tego
wybitnego duchownego i jednego z najważniejszych apologetów katolickich języka
angielskiego:
Być może nigdy przedtem w całej historii chrześcijaństwa nie
był Kościół tak zubożały intelektualnie z braku dobrej, solidnej intelektualnej
opozycji, jak dzieje się to w dzisiejszych czasach.
(...)
Kościół uwielbia kontrowersję i uwielbia ją z dwóch powodów:
ponieważ konflikt intelektualny jest czymś, co daje wiedzę i ponieważ Kościół
jest szaleńczo zakochany w racjonalizmie. Wielka struktura Kościoła
katolickiego została zbudowana dzięki kontrowersji.
(...)
A jeśli dzisiaj nie ma niemal równie wielu zdefiniowanych
dogmatów, jak we wczesnych wiekach Kościoła, to dzieje się tak, ponieważ jest
mniej kontrowersji – i mniej myślenia. Trzeba myśleć, by zostać heretykiem,
nawet jeśli jest to błędne myślenie.
(...)
O czym świat chrześcijański myślał we wczesnych wiekach?
Jakie doktryny należało wyjaśnić, kiedy kontrowersja była żywa? We wczesnych
wiekach kontrowersja skupiała się na takich wzniosłych i delikatnych problemach
jak: Trójca Święta, Wcielenie i jedność natur w Osobie Syna Bożego. Jaka była
ostatnia doktryna, którą zdefiniowano w roku 1870? Była to zdolność człowieka
do używania swojego mózgu i dochodzenia do poznania Boga. Otóż, jeśli świat
robi postępy pod względem intelektualnym, to czy istnienie Boga nie powinno
było być zdefiniowane w wieku I, a natura Trójcy Świętej w wieku XIX?
W porządku matematycznym to tak, jakby zdefiniować
złożoności logarytmów w roku 30, a uprościć tabliczkę dodawania w roku 1930.
Faktem jest, że dzisiaj jest mniej intelektualnego sprzeciwu wobec Kościoła, a
więcej uprzedzenia, co – jeśli to zinterpretujemy – oznacza mniej myślenia,
nawet mniej złego myślenia.
Nie tylko Kościół uwielbia kontrowersję, ponieważ pomaga mu
wyostrzać zdolność rozumowania; uwielbia ją także dla niej samej. Kościół
oskarża się o bycie wrogiem rozumu; w rzeczywistości jest jedynym, który weń
wierzy.
Abp.
Fulton J. Sheen, Zanik kontrowersji (The Decline of Controversy, [w:]
Old Errors and New Labels).
sobota, 8 grudnia 2018
Abp. Fulton J. Sheen o miłości małżeńskiej i powstającym wciąż na nowo Kościele
Gdyby ktoś szukał dobrego, a nie banalnego prezentu na Święta
Bożego Narodzenia, polecam książkę abp. Fultona Sheena Troje do pary. To
lektura dla wymagających, dla tych, którzy chcą pogłębić swoje rozumienie
miłości małżeńskiej i którzy rozumieją, że miłość to nie ulotne uczucie, które
pojawia się i przemija. Jeśli ktoś ma jednak mylne wyobrażenie, że miłość to
przede wszystkim gwałtowne uczucia, niczym niepohamowana namiętność, ten
koniecznie powinien przeczytać tę książkę. Zwłaszcza, jeśli jest katolikiem. Na
zachętę przytaczam znamienny fragment:
„Jednym z największych błędów, jaki popełniają pary, jest
myślenie, że ich uczucie przetrwa z powodu swej siły. Miłość nie trwa z powodu
siły, lecz dzięki mocy ciągłego odradzania się. Miłość małżeńska jest nie tyle
sprawą ciągłości, co raczej, będąc w tym podobna do Męki i Zmartwychwstania,
odnajdywania nowego życia w momencie, gdy zdawało się, że wszelką nadzieję
należy pogrzebać. Kościół nie jest zjawiskiem cechującym się niezmienną
ciągłością. Po tysiącu ukrzyżowań Kościół tysiąc razy zmartwychwstawał. Zawsze
bije dzwon wieszczący śmierć Kościoła. Zawsze, mocą Boga, śmierć dostępuje. Świat
już gotów jest do odśpiewania pieśni pogrzebowej nad grobem Kościoła, gdy to
Kościół powstaje, aby odśpiewać żałobne pieśni nad przemijającą postacią tego
świata. Podobnie w życiu rodzinnym: nie jest tak, że dwa serca suną po
autostradzie wiodącej do coraz to szczęśliwszej miłości – przeciwnie, co chwila
znajdują się u kresu wyczerpania, by potem spostrzec, że oto ich miłość weszła
na wyższy poziom”.
Fulton J. Sheen, Troje do pary, tłum. Agnieszka
Sztajer, Kraków 2016.
piątek, 7 grudnia 2018
Dlaczego Sokółka i Legnica? cz. IV Szybko, szybko i byle jak?
Artykuły wspomniane w wideoblogu:
Benedykt J. Huculak OFM, Cud w Sokółce – odpowiedź na znieważenie
środa, 5 grudnia 2018
To nawet nie jest śmieszne, czyli w koszulce na pogrzebie
Tak, to nawet nie jest śmieszne, to jest po prostu żałosne.
Wyobrażacie sobie, że na pogrzeb np. kogoś wam bliskiego przyjeżdża jeden osobnik, który zamiast zachować godność i powagę paraduje w koszulce z napisem
o wymowie politycznej, by dać do zrozumienia jednemu z żałobników, co o nim myśli?
Wokół wszyscy w żałobie, a tu jeden taki... No cóż...
I naprawdę nie było nikogo wśród zwolenników tego pana, by mu to wybić z głowy? Aby mu chociaż uświadomić, że przez szacunek dla zmarłego... Eh! Szkoda słów!
I naprawdę nie było nikogo wśród zwolenników tego pana, by mu to wybić z głowy? Aby mu chociaż uświadomić, że przez szacunek dla zmarłego... Eh! Szkoda słów!
wtorek, 4 grudnia 2018
My mamy magiczne Święta Bożego Narodzenia, inni „magię świąt”
Moje pokolenie chyba dobrze jeszcze pamięta magister Lewicką z serialu
komediowego Barei. Ostatnio pisałem na tym blogu o tym, że cieć Anioł ma się w
naszym postkomunistycznym grajdole bardzo dobrze, a słynny reżyser polskich
komedii chyba miał skądś cynk o przyszłej transformacji, skoro tak dobrze
przewidział jego przyszłość.
Okazuje się, że serialowa Bożenka, która usidliła docenta
Furmana, ma się najwidoczniej gdzieniegdzie równie dobrze we współczesnej Polsce,
jak się miała za czasów PRL-u. Jest wciąż w awangardzie postępu. Wprawdzie nie
wysławia socjalistycznego raju, dymiącego kominami wielkich fabryk, ale za to
działając prężnie w związku nauczycielstwa przyznaje nagrodę belfrowi, który ma
„partnera”.
Jej inicjatywa, by zgodnie z najnowszymi trendami
oświatowymi wprowadzić do szkół „tęczowy piątek”, trochę spaliła na panewce,
ale przecież nasza dzielna pani magister nie spocznie, będzie równie dzielnie nieść
kaganiec... to znaczy kaganek oświaty do szkół miast i wsi. Bez wątpienia
wesprze ją w tym docent Furman, choć sam jest nieco na cenzurowanym z powodu
swojego myśliwskiego sprzętu. Nie wątpię jednak, że bronił bohatersko z Bożenką
kornika drukarza jak Zawisza na mydle... albo jak Zagłoba Czarny, albo może
Rejtan u płotu czy jakoś tak.
Z Dziadkiem Mrozem zastępującym św. Mikołaja udało się tylko
połowicznie, to znaczy św. Mikołaja zastąpił nie Dziadek Mróz, ale jakiś rześki
dziadzio w czerwonym (nomen omen) kubraku rozwożący napoje orzeźwiające. Może jednak uda się coś zrobić z tym nieszczęsnym Bożym Narodzeniem, które kole w oczy
swym blaskiem postępowy świat oświaty.
Tak więc pani Bożenka postanowiła rzucić żagiew tej oświaty
na prowincję. I zagnało ją aż do Krynek, gdzie rzuciła się ratować dusze dzieci
przed zabobonem (choć może słowo „dusze” nie jest tu za bardzo na miejscu) i
zwalczać nietolerancję wobec innych wyznań i grup etnicznych. Tym razem jednak
wpadła na pomysł, żeby Maryję zastąpić Panią Zimą, a zamiast jasełek
zorganizować przedstawienie pod tytułem „Magia Świąt”.
Jak widać pani magister Lewicka jest w swoim żywiole i pełna
pomysłów. Gdyby zaś jej tych pomysłów zabrakło, zawsze może sięgnąć po
niezastąpiony organ ZNP, gdzie znajdzie porady, jak zwalczać ciemnotę wśród
młodzieży. A może by tak stworzyć zastęp postępowych zuchów w tęczowych
krawatach? Aktyw młodzieżowy byłby tu ze wszech miar pomocny.
poniedziałek, 3 grudnia 2018
Ekoszajba albo segregacja śmieciowa
Od jakiegoś czasu, kiedy wynoszę śmieci do kontenerów,
zastanawiam się, dlaczego mam wykonywać robotę za tych, którzy powinni się tym
zająć, czyli śmieciarzy – przy całym szacunku dla ich zawodu, który bez
wątpienia jest potrzebny. Kiedy bowiem widzę, jak sąsiedzi drepczą do śmietnika
rozdzielając starannie butelki od kartonów, bierze mnie cholera.
Nie mamy dużej kuchni i już od dłuższego czasu jednym z
podstawowych problemów jest brak miejsca. Kiedy pomyślę sobie, że miałbym teraz
jeszcze w tej małej kuchni segregować śmieci, to mną telepie. Bo niby gdzie ja
mam to wszystko pomieścić? Mam obwieszać się dookoła woreczkami z odmiennymi
odpadami tylko po to, aby ułatwić pracę komuś, kto powinien to wykonać za mnie?
Pod zlewem mi się to nie zmieści.
Wyobraźcie sobie, że na przykład, aby kupić kilo truskawek,
musicie je jeszcze zebrać z pola? Albo jeśli chcecie mieć garnitur czy
sukienkę, to musicie przynieść materiał, a najlepiej samemu go przedtem utkać?
Czysty absurd, prawda? To dlaczego mam się na to godzić w przypadku odpadów? I
jeszcze obciąża się mnie za to dodatkową opłatą? To interes firm zajmujących
się segregowaniem i przetwarzaniem śmieci. Może mam jeszcze zacząć osobiście
śmieci wywozić do odpowiednich przetwórni odpadów? W ten sposób nie będę musiał
w ogóle płacić za wywóz, prawda? Poza ceną benzyny rzecz jasna i zmarnowanym
czasem.
Więcej mogą sobie Państwo poczytać tutaj.
sobota, 1 grudnia 2018
Subskrybuj:
Posty (Atom)