Nie oglądałem nigdy filmu „Idiokracja” (Idiocracy), ale z
dostępnych na YouTube fragmentów nie trudno się domyślić fabuły. Oto w
przyszłości rządzą głupcy, którzy oddają się mało wyszukanym rozrywkom:
pornografii i nabijaniu kabzy. Ich poziom umysłowy sprawia, że społeczeństwo
stacza się w totalną degrengoladę, a na jego czele stoi niezgorszy głupek
piastujący funkcję prezydenta. Im mniejszy iloraz inteligencji, tym lepsza
pozycja w państwie.
Otóż wydaje się, że żyjemy w początkowym okresie takiej
idiokracji. Aczkolwiek wydarzenia rozwijają się w takim tempie, że być może za
chwilę będziemy w apogeum rządu głupców. Różnica może jest taka, że w filmie
(jak wywnioskowałem z dostępnych fragmentów) społeczeństwo stacza się w degrengoladę
w wyniku mnożenia się jak króliki klasy niższej albo właściwiej byłoby
powiedzieć – marginesu społecznego. Klasa wyższa – ta bardziej wykształcona i
wychowana – natomiast odkłada spłodzenie potomstwa na potem, aż w końcu jest za
późno i ostatecznie wymiera. To swoją drogą najbardziej idiotyczny pomysł w
fabule „Idiokracji” – powiązanie mądrości z przekazywanym genetycznie ilorazem
inteligencji.
Tymczasem w rzeczywistości tytułową idiokrację wprowadzają
nam ludzie, którzy uważają siebie akurat za elitę, za inteligencję – politycy i
wspierający ich „eksperci”. Jednak „ekspertem” może być niekoniecznie profesor
czy doktor wyższej uczelni. Takim „ekspertem” może być gwiazdka pop lub wielka
korporacja. Bo to przecież gwiazdki pop zajmują się dzisiaj etyką i
moralnością. To one domagają się poszanowania „praw kobiet” i aborcji na
życzenie, czyli prawa do zamordowania własnego dziecka zgodnie z własnym
widzimisię. Ksiądz czy biskup nie może już być żadnym autorytetem, to przecież
albo „pedofil”, albo chciwa hiena, która kolekcjonuje worki pieniędzy.
Prawdziwej miłości do homoseksualistów i transwestytów nauczą nas natomiast wielkie
korporacje.
Co ciekawe, idiokracja coraz bardziej zaczyna przypominać
słyną dystopię George’a Orwella. Orędownicy idiokracji w Polsce unieśli w górę
kolejny baner: domagają się walki z „mową nienawiści”. Rozumiem, że w swoim
programie wyborczym będą postulować utworzenie Ministerstwa Prawdy, do którego
zadań będzie między innymi należeć walka z „mową nienawiści”. Władze idiokracji
będą też dbać od dobre samopoczucie obywateli, tak, aby każdy „czuł się u
siebie”. Dokonają tego przez delegalizację „Młodzieży Wszechpolskiej i
wszystkich organizacji nawołujących do agresji”. Ci przecież nie należą do tych
„każdych”, więc nie muszą się „czuć u siebie”.
Co ciekawe, w idiokracji telewizja już nie będzie
„partyjna”, ale zostanie oddana „twórcom i dziennikarzom”, czyli stanie się
naprawdę „niezależna” i „bezstronna” i z pewnością nazywać będzie „kłamstwo
kłamstwem, podłość podłością, a zbrodnię zbrodnią”. Jak jednak nowe władze
zdecydują o tym, kto jest godny zaliczenia do tych prawdziwych „twórców i
dziennikarzy”? Jak to jak? Roli tej zapewne podejmą się „niezależne sądy”.
Można nawet już określić na jakich fundamentach i na jakiej moralności będzie
się opierał ten „niezależny” i „bezstronny” sąd. Otóż takim kryterium będzie...
„smród naftaliny”! Tak, tak! To nie żart. Tako rzecze nowy ekspert od etyki – dr Ewa Kopacz (wyjątkowo nie gwiazdka pop). „Śmiesznie nieaktualni” pójdą w
odstawkę, na odsiadkę lub trafią zapewne do obozów reedukacyjnych, by poczuli
się jak każdy „u siebie”. Ciekawe tylko, czy te ostatnie będą prowadzić
przybysze z tolerancyjnej cywilizacji arabskiej, czy zajmą się tym już nasi
spece?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz