sobota, 26 stycznia 2019

Głupi i głupszy przejmują władzę

Nie oglądałem nigdy filmu „Idiokracja” (Idiocracy), ale z dostępnych na YouTube fragmentów nie trudno się domyślić fabuły. Oto w przyszłości rządzą głupcy, którzy oddają się mało wyszukanym rozrywkom: pornografii i nabijaniu kabzy. Ich poziom umysłowy sprawia, że społeczeństwo stacza się w totalną degrengoladę, a na jego czele stoi niezgorszy głupek piastujący funkcję prezydenta. Im mniejszy iloraz inteligencji, tym lepsza pozycja w państwie.

Otóż wydaje się, że żyjemy w początkowym okresie takiej idiokracji. Aczkolwiek wydarzenia rozwijają się w takim tempie, że być może za chwilę będziemy w apogeum rządu głupców. Różnica może jest taka, że w filmie (jak wywnioskowałem z dostępnych fragmentów) społeczeństwo stacza się w degrengoladę w wyniku mnożenia się jak króliki klasy niższej albo właściwiej byłoby powiedzieć – marginesu społecznego. Klasa wyższa – ta bardziej wykształcona i wychowana – natomiast odkłada spłodzenie potomstwa na potem, aż w końcu jest za późno i ostatecznie wymiera. To swoją drogą najbardziej idiotyczny pomysł w fabule „Idiokracji” – powiązanie mądrości z przekazywanym genetycznie ilorazem inteligencji.

Tymczasem w rzeczywistości tytułową idiokrację wprowadzają nam ludzie, którzy uważają siebie akurat za elitę, za inteligencję – politycy i wspierający ich „eksperci”. Jednak „ekspertem” może być niekoniecznie profesor czy doktor wyższej uczelni. Takim „ekspertem” może być gwiazdka pop lub wielka korporacja. Bo to przecież gwiazdki pop zajmują się dzisiaj etyką i moralnością. To one domagają się poszanowania „praw kobiet” i aborcji na życzenie, czyli prawa do zamordowania własnego dziecka zgodnie z własnym widzimisię. Ksiądz czy biskup nie może już być żadnym autorytetem, to przecież albo „pedofil”, albo chciwa hiena, która kolekcjonuje worki pieniędzy. Prawdziwej miłości do homoseksualistów i transwestytów nauczą nas natomiast wielkie korporacje.

Co ciekawe, idiokracja coraz bardziej zaczyna przypominać słyną dystopię George’a Orwella. Orędownicy idiokracji w Polsce unieśli w górę kolejny baner: domagają się walki z „mową nienawiści”. Rozumiem, że w swoim programie wyborczym będą postulować utworzenie Ministerstwa Prawdy, do którego zadań będzie między innymi należeć walka z „mową nienawiści”. Władze idiokracji będą też dbać od dobre samopoczucie obywateli, tak, aby każdy „czuł się u siebie”. Dokonają tego przez delegalizację „Młodzieży Wszechpolskiej i wszystkich organizacji nawołujących do agresji”. Ci przecież nie należą do tych „każdych”, więc nie muszą się „czuć u siebie”.

Co ciekawe, w idiokracji telewizja już nie będzie „partyjna”, ale zostanie oddana „twórcom i dziennikarzom”, czyli stanie się naprawdę „niezależna” i „bezstronna” i z pewnością nazywać będzie „kłamstwo kłamstwem, podłość podłością, a zbrodnię zbrodnią”. Jak jednak nowe władze zdecydują o tym, kto jest godny zaliczenia do tych prawdziwych „twórców i dziennikarzy”? Jak to jak? Roli tej zapewne podejmą się „niezależne sądy”. Można nawet już określić na jakich fundamentach i na jakiej moralności będzie się opierał ten „niezależny” i „bezstronny” sąd. Otóż takim kryterium będzie... „smród naftaliny”! Tak, tak! To nie żart. Tako rzecze nowy ekspert od etyki – dr Ewa Kopacz (wyjątkowo nie gwiazdka pop). „Śmiesznie nieaktualni” pójdą w odstawkę, na odsiadkę lub trafią zapewne do obozów reedukacyjnych, by poczuli się jak każdy „u siebie”. Ciekawe tylko, czy te ostatnie będą prowadzić przybysze z tolerancyjnej cywilizacji arabskiej, czy zajmą się tym już nasi spece?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz