Ubiegły tydzień przyniósł jedną szczególnie smutną
wiadomość, a jest nią przegłosowanie przez wrocławskich radnych
dofinansowywania z kieszeni podatnika handlu żywym towarem, który nazywa się
dla niepoznaki eufemistycznie „in vitro”. Wstyd mi, że mieszkam w tym mieście,
którego zresztą nie darzę jakąś szczególną sympatią (to ostatnie ma tutaj
najmniejsze znaczenie).
Spodziewałem się jakiejś ostrej reakcji arcybiskupa Józefa
Kupnego, odczytania na Mszach w całej diecezji oświadczenia naszego hierarchy,
stanowiska Kurii. Nic takiego w zeszłą niedzielę się niestety nie stało. Być
może nasz arcybiskup był zajęty w tym czasie ekumenicznymi modłami z naszymi
braćmi heretykami? Może uznał, że stanowisko Kościoła jest w tej sprawie jasne
i nie trzeba zajmować żadnego konkretnego stanowiska? A może się mylę? Może po
prostu „młyny Kościoła bardzo powoli mielą”, abp. Kupny nie miał czasu zapoznać
się dokładnie z treścią uchwały i już wkrótce potępienie decyzji radnych
Wrocławia padnie z ust naszego duszpasterza? Chciałbym, aby tak było. Obawiam
się, że podobnie jak w przypadku nieodpowiedzialnych, sprzecznych z nauką
Kościoła katolickiego wypowiedzi Patryka Jakiego na temat in vitro, reakcją
będzie milczenie.
Zdumiewająca jest krótkowzroczność naszych polityków zarówno
w skali krajowej, jak i lokalnej. Nie dostrzegają oni katastrofalnych
implikacji w przyszłości swoich dzisiejszych decyzji. Implikacji zarówno
moralnych, jak i społecznych. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że sam prezydent Wrocławia – Jacek Sutryk – miał powiedzieć: „Mówiłem zresztą o tym
wielokrotnie w trakcie samorządowej kampanii wyborczej. Jestem za życiem. I tu
stawiam kropkę”. Tak! I pan Sutryk postawił kropkę na dzieciach mrożonych w
ciekłym azocie! Kapitalne i horrendalne! Gdyby pan Sutryk był faktycznie za
życiem, to wprowadziłby program zachęty do adopcji dzieci z domów dziecka dla
par, które nie mogą począć dziecka w naturalny sposób. Ale po co? Lepiej
przecież użalić się spektakularnie nad bezpłodnymi parami i zaproponować im
kupno dziecka. Pieniądze z kieszeni podatnika wydaje się bardzo łatwo.
Zwłaszcza na coś, gdzie sentyment i pozór odgrywają większą rolę niż rozum i autentyczne dobro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz