czwartek, 10 stycznia 2019

„Kupiec wenecki”, czyli którą szkatułkę otworzyć?

Czytając teksty poświęcone interpretacji Kupca weneckiego, natrafiłem na niezwykle interesujący artykuł Crystal Downing „Text as a Test: Reading The Merchant of Venice”. O samej książce, w której ów tekst się znajduje, mam nadzieję jeszcze na tym blogu napisać parę słów. Tymczasem chciałbym się podzielić krótką refleksją związaną z lekturą tego szkicu.

W wielkim skrócie pani Downing stwierdza, że lekturę i interpretację Kupca weneckiego można porównać do wyboru jednej z trzech szkatułek, który to wybór w samym dramacie miał zdecydować o tym, kto zostanie mężem Porcji. W zależności od tego, którą szkatułkę czytelnik wskaże, takie będzie jego odczytanie tej komedii. Albo ujrzy trupią czaszkę, albo portret błazna, albo jego nagrodą będzie wizerunek Porcji – i brama otwierające czytelnicze niebo (w oryginale: „Portia”, por. łac. „porta” – brama).

Wydaje się, że nieszczęściem Szekspira jest to, że większość, zwiedziona pozorami, otwiera złe szkatułki, a nie potrafiąc dostrzec swojej porażki (lub może nie chcąc tego zauważyć), zadowala się tym, co odkryła, spłycając wymowę tej wspaniałej sztuki, robiąc z niej zwykłą polit-poprawną agitkę, antyrasistowski manifest. Wybierając pozór błyskotki, zarówno reżyserzy, jak czytelnicy wczytują w tekst wielkiego angielskiego dramaturga swoje własne, współczesne obsesje. Brak czytelniczej pokory, niechęć do czytelniczego wysiłku i poświęcenia, poniesienia ryzyka odkrycia myśli dla siebie nowej, pogoń za ułudą skutkują brakiem pogłębionego sensu tego, co widzą lub czytają.

Pisałem już w swoich poprzednich tekstach o okładce współczesnego tłumaczenia Kupca weneckiego, na której widnieje mężczyzna z tęczową brodą. Przeglądając materiały związane z inscenizacją tego dramatu w Polsce, trafiłem na plakat, a może też i zdjęcie programu teatralnego, który promował tę sztukę we Wrocławiu. Tęczowe kolory, napisy typu „Jude raus!” i tym podobne. Znakomity przykład tego, o czym pisze amerykańska autorka w swoim szkicu. Zdziwiło mnie jedynie, że sam nie zapamiętałem tego plakatu z ulic Wrocławia. Widocznie również wybierałem wówczas to, co pierwsze rzucało się w oczy – złotą albo srebrną szkatułkę, bo przecież musiałem oglądać tę inscenizację – zapamiętałem przyjaciół Bassania jako takich oprychów, „twardych” facetów spod ciemnej gwiazdy, rzucających pustymi butelkami.

Traktując serio interpretację Downing, musimy dojść do wniosku, że Szekspir w gruncie rzeczy podał klucz do swojej sztuki w samym jej tekście. Zawarł też w niej ostrzeżenie, by nie ulegać pozorom. Tymczasem różni interpretatorzy teatralni i filmowi kierują reflektory na Shylocka, kiedy powinni w zasadzie eksponować te trzy szkatułki. W jednej z nich przecież tkwi prawdziwy klucz do interpretacji Kupca weneckiego. I to wcale nie w tej, po którą od razu wyciąga się ręka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz