Czasami tak się zdarza, że jedno odkrycie pociąga za sobą
kolejne. A może nawet to jest częściej niż tylko czasami.
W każdym razie czytając w chwilach przerwy w pracy z
zaciekawieniem wstęp Wojciecha Wencla do właśnie wydanego wyboru poezji Bohuslava Reynka, dowiedziałem się, że jeden z synów poety, Daniel, był
fotografem. Zaintrygowany włączyłem Internet i zacząłem szukać. To, co
odkryłem, wprawiło mnie w zachwyt. Szkoda, że tych fotografii w sieci nie ma za
wiele. Niektóre z nich można sobie powiększyć i kontemplować je w zachwyceniu
duszy.
Gdybym miał opisać pierwsze swoje wrażenia, to
powiedziałbym, że fotografie przypominają mi do pewnego stopnia filmy Andrieja
Tarkowskiego. Kto oglądał „Stalkera”, ten pewnie pamięta te niesamowite sceny,
gdzie obrazy destrukcji jednocześnie są olśnieniem pięknem. U Daniela Reynka to
piękno szczegółu. Podobnie jak u Tarkowskiego to piękno przenika się z
przemijaniem, umieraniem. Barwa, delikatna, ulotna, zwiewna przeciwstawia się
postępom ciemności. Jakby ciemność usiłowała pochłonąć blask, ale nie dawała mu
rady, jakby spoza tego obrazu przemijania, już wyłaniało się zmartwychwstałe piękno,
„którego złodziej nie dostaje ani mól nie niszczy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz