Wydaje się, że szykuje się bardzo dobra premiera. „Trailer”
filmu Terrence’a Malicka w każdym razie zapowiada dzieło na miarę Cienkiej
czerwonej linii czy Drzewa życia. Jak zwykle muzyka i obraz tworzą
niezapominalną atmosferę. Jeśli taki będzie cały film, to w lutym warto będzie
się wybrać na Ukryte życie. Recenzje z niektórych anglojęzycznych mediów katolickich są
entuzjastyczne.
poniedziałek, 30 grudnia 2019
sobota, 28 grudnia 2019
czwartek, 19 grudnia 2019
Jak Grzegorz Braun zaorał i posłów, i Tokarczuk
Polecam wszystkim znakomitą wypowiedź Grzegorza Brauna z
posiedzenia komisji kultury na temat noblistki i projektów uhonorowania jej przez
Sejm. Wypowiedź fachowa, merytoryczna i pokazująca, że krytyka ubóstwiania
Tokarczuk nie jest podyktowana zwykłą niechęcią do lewackiej pisarki. Przy
okazji pani Scheuring Wielgus nie straciła szansy do samozaorania się. A mogła
przecież milczeć lub wygłosić jedynie uwagi techniczne. Naprawdę warto obejrzeć
i posłuchać do samego końca.
poniedziałek, 16 grudnia 2019
Netflix bluźni, nie milczmy!
Pisałem już na swoim blogu o tym, że różne firmy dopuszczają
się wszelkiego rodzaju działań, które uderzają w Kościół katolicki i wiarę,
która jest nam droga. Wielu katolików i ogólnie chrześcijan nie podejmuje
żadnych inicjatyw w odpowiedzi, tak jakby wiara nie stanowiła dla nich nic
ważnego. Wielka sieć handlowa będzie eliminować z opisów odniesienia do Bożego
Narodzenia, będzie promować homoseksualizm i inne wynaturzenia, ale katolicy w
dalszym ciągu będą walić do jej sklepów drzwiami i oknami, tak jakby kawałek
tańszej świeczki, talerzyk wyprodukowany w Chinach czy wielki ekran telewizyjny
stanowiły większe dobro.
Od kilku dni narasta skandal wokół bluźnierczego filmu
dostępnego na platformie Netflixa, w którym nasz Pan przedstawiony jest jako
homoseksualista. Film wywołał protesty w Brazylii, gdzie złożono ponad milion
podpisów pod petycją sprzeciwiającą się udostępnianiu tego filmu. Produkcja
dostępna jest także w Polsce. Założę się, że Netflix nie ośmieliłby się na
zamieszczenie filmu obraźliwego dla muzułmanów. Tymczasem robi to w przypadku
chrześcijan i to jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Czy wyobrażacie sobie, że
ktoś w okolicach ważnego dla was święta, ktoś, kto może często korzysta z
waszej gościnności, zaczyna was obrażać i bluzgać, a wy mimo to w dalszym ciągu
go zapraszacie i pozwalacie przebywać w Waszym domu? Chyba to mało
prawdopodobne.
Dlatego zachęcam tych, którzy mają wykupiony abonament w Netflix’ie
do protestu, a najlepiej rezygnacji z ich usług. Naprawdę nie warto płacić tym,
którzy nas obrażają. Nie milczmy, nie bądźmy obojętni. Chyba bardziej kochamy
naszego Pana, który oddał za nas życie niż możliwość obejrzenia paru fajnych
filmów na platformie, która nas nie szanuje i której chodzi jedynie o nasze
pieniądze? Oni Go obrażają w dniu Jego święta! Więcej o całej sprawie i petycji można przeczytać m.in. na portalu „Frondy”.
piątek, 13 grudnia 2019
Czuły barbarzyńca i licencja na zabijanie
Chyba każdy zdrowo myślący człowiek nie przestanie się
dziwić, jak różnej maści „postępowe” lewactwo łączy to wszystko w swojej
głowie, jak pracują ich zwoje mózgowe? Oto z jednej strony ogromna czułość dla
wszelkiej maści stworzonek: kotków, piesków, dzików, krówek, świnek, a nawet
żuczków, a z drugiej bezwzględne domaganie się nieograniczonego prawa do
mordowania najniewinniejszych i najbardziej bezbronnych ze wszystkich stworzeń:
nienarodzonych dzieci.
Co gorsza dyskusja z nimi nie ma z reguły sensu. Do nich nie
docierają żadne argumenty racjonalne, logiczne. To jest myślenie magiczne. Nie
trzeba naprawdę posługiwać się racjami religijnymi, by udowodnić, że zabijanie
nienarodzonych, zwane eufemistycznie „aborcją”, powinno być zakazane. Na moim
blogu przytoczyłem kiedyś argumenty Petera Kreefta, który posługuje się zasadą
niesprzeczności i klasycznym rozumowaniem zgodnym z prawami logiki. Tylko tyle:
zdrowa logika. Ale ich się to nie chwyta.
Zwolennicy mordowania nienarodzonych dzieci będą mówić wbrew
wszelkiej logice, że do chwili narodzin dziecko nie jest człowiekiem. Ani
zdjęcia USG, ani próby przekonania ich logiczną argumentacją nie odnoszą
skutku. W ich świecie człowiek staje się w magiczny sposób człowiekiem, gdy się
urodzi, nie gdy się pocznie.
Ostatnio popis daje m.in. europosłanka Spurek, która popiera
organizację „Aborcja bez granic”. Ta sama pani, która użala się nad
„gwałconymi” krówkami i innymi stworzonkami, nie ma serca dla bezbronnych
dzieci, których jedyną „winą” jest to, że się poczęły. Nieważne, że one też
czują ból. Ważne są „prawa kobiet”!
Tak oto Europa stacza się w wieki ciemne, w których rządzi
zabobon i myślenie magiczne. Tak oto Europę i cywilizację zachodnią stworzoną
przez Kościół katolicki opanowują powoli czuli barbarzyńcy, którzy z zimną
krwią skazują na śmierć tysiące niewinnych istnień.
środa, 11 grudnia 2019
Dlaczego Tokarczuk dostała Nobla, czyli: „How dare you?!”
Najpierw próbowałem wysłuchać odczytu naszej noblistki, ale
ponieważ szybko się znudziłem, postanowiłem przeczytać. To również wymagało ode
mnie dużego samozaparcia. Wykład, jaki wygłosiła pani Olga Tokarczuk przekonał
mnie tylko o tym, że skoro nie mam czasu na wiele książek, które chciałbym
przeczytać, to szkoda mojego czasu na pisarstwo naszej sławy.
Od samego początku tej lektury towarzyszyło mi poczucie
ogromnego banału i świadomość, że skądś to już wszystko znamy. Odczyt Tokarczuk
brzmi po prostu jak dobrze napisane wypracowanie zdolnej uczennicy szkoły
średniej („mundurek” Tokarczuk i to wężowisko na głowie bardzo kojarzy ją z
nastolatką, która jest zbuntowana, ale i grzeczna zarazem). Nie ma w tym
wypracowaniu żadnej odkrywczej myśli, za to sporo z myśli cudzych, które
autorka doprowadziła do banału. Jak na przykład: „Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i
umiera”. Albo jakże „odkrywcze”: „Fikcja jest zawsze jakimś rodzajem prawdy”
(na dodatek w tekście to zdanie jest wyróżnione).
Różnica między
wypracowaniem nastolatki a Tokarczuk jest może przede wszystkim taka, że
prymusi szkolni zaznaczają w swoich pracach cytaty. Olga Tokarczuk wchłonęła te
cytaty jak gąbka i stały się one częścią jej osobowości. Co gorsza te cytaty
trywializuje tak, że tracą one swą oryginalność. Te powyższe myśli czytaliśmy
przecież już gdzie indziej, ale wówczas brzmiały one odkrywczo i
kontrowersyjnie, tutaj jedynie banalnie. Nawet opowiedziana na samym początku historyjka
o radiu z „zielonym okiem” wydaje się brzmieć bardzo znajomo.
Są tutaj też myśli
mocno wątpliwe, słyszane już setki razy („Piszę fikcję, ale nigdy nie jest to
coś wyssanego z palca. Kiedy piszę, muszę wszystko czuć wewnątrz mnie
samej...”!) lub po prostu nieprawdziwe. Oto na przykład autorka stwierdza: „Coś
jest ze światem nie tak. To poczucie zarezerwowane kiedyś tylko dla
neurotycznych poetów, dziś staje się epidemią nieokreśloności, sączącym się
zewsząd niepokojem”. Trudno chyba o większą bzdurę (ponownie pierwsze zdanie
tego cytatu jest w oryginale wyróżnione). Domyślam się tylko, że kiedy
Chesterton na początku wieku pisał swoje What’s Wrong with the World, to
ten trzeźwo myślący człowiek był takim „neurotycznym poetą”!
Innym przykładem
nonsensów w tym tekście, wytkniętym zresztą Tokarczuk w prześmiewczym
streszczeniu przez jednego z blogerów, są jej dywagacje o gatunkach
literackich. Tego by nie napisał już chyba żaden średnio rozgarnięty polonista,
choć może mogłoby się to przydarzyć mało oczytanej uczennicy szkoły średniej.
Dołóżmy jeszcze głupstwa autorki o tym, jak to wyprawa
Kolumba doprowadziła do zmian klimatycznych, a tym samym do brzemiennych w
skutki wydarzeń historycznych, oraz o tym, jak to jesteśmy częścią jednej,
połączonej ze sobą całości i mamy w zasadzie kompletny obraz – autorka to taka
nasza nieco bardziej „wyrafinowana” wersja Grety Thunberg. Dlatego
stwierdziłem, że możemy spokojnie odrzucić teorie spiskowe, jakoby to jury
nagrody Nobla postanowiło dokopać Polsce, a zwłaszcza PiS-owi. Im się po prostu
spodobało to, co ona pisze, bo ona mówi to samo, co Greta. A i ojcowie synodu
amazońskiego, gdyby zorganizowali go po przyznaniu nagrody Nobla, być może
cytowaliby w swoim dokumencie roboczym albo końcowym Olgę Tokarczuk.
To wszystko świadczy o jednym: Tokarczuk idzie z Duchem
Czasu i dlatego, gdy minie nasza żałosna epoka, nikt jej czytać nie będzie.
Smutne jest jedynie to, że nagroda Nobla nada jej głosowi na jakiś czas wagi
autorytetu i każda bzdura wypowiedziana o Polsce (o jej antysemityzmie i kolonializmie)
będzie słuchana przez świat z nabożnym namaszczeniem. Dlatego też nie będę
skakać z radości – jak niektórzy skądinąd trzeźwo oceniający tę twórczość
prawicowi krytycy – z powodu Nobla dla Tokarczuk. To raczej nieszczęście.
Krótkotrwałe, ale jednak. No i żal tych dzieci, które będą musiały ją
obowiązkowo w szkole czytać.
wtorek, 10 grudnia 2019
Ban od Tokarczuk jako wyróżnienie
Na „tłiterze” ogromna ekscytacja. Kolejni użytkownicy tego
medium chwalą się banem od Tokarczuk. Zabawne jest to, że wielu z nich
twierdzi, że nawet nie zamieścili ani jednego komentarza pod wpisem pisarki.
Takie byłoby to z jej strony (lub administratora jej konta) znajdowanie „punktów
widzenia, które nie są ani widoczne, ani oczywiste”. Lepiej niemiłe sercu głosy
zagłuszyć, zablokować.
Hm... A może ona potem chce je „znaleźć”, gdy już nie będą „ani widoczne, ani oczywiste”?
poniedziałek, 9 grudnia 2019
środa, 27 listopada 2019
Kłamcie, kłamcie – może coś przylgnie do Polski
Patryk Jaki, który nie jest bohaterem z mojej bajki z powodu
jego wsparcia dla in vitro, ostatnio zasłużył na pochwałę za dzielne bronienie
Polski przed agresją LGBT na forum Parlamentu Europejskiego. Opublikowane przez
niego w mediach społecznościowych nagrania świadczą o paru rzeczach, ale przede
wszystkim o dwóch: że politycy z tzw. totalnej opozycji zrobią wiele, by
zaszkodzić Polsce i nie uciekną się nawet przed kłamstwem.
Prym wiedzie tutaj „sympatyczny” homoseksualista Robert
Biedroń, który opowiada na forum parlamentu UE bzdury i ewidentne kłamstwa o
rzekomym prześladowaniu i o tym, że istnieje wiele restauracji, hoteli,
sklepów, do których nie może wejść. Na pytanie Jakiego, by wymienił takie
lokale podał po dłuższej chwili szukania w komórce nazwę... jednego: „Green
Caffe” na Stolarskiej w Krakowie. Tymczasem przynajmniej jeden z użytkowników
Twittera sprawdził i stwierdził, że taki lokal nie istnieje w podanej
lokalizacji. Można to zresztą zweryfikować samemu na mapie Google’a. Owszem, są
dwie Green Caffe Nero, ale na ulicy Pawiej i trzecia przy ul. Szlak. Przy
Stolarskiej jest Siesta Cafe.
Jednak nawet gdyby taka kawiarnia istniała przy Stolarskiej
to i tak europoseł z partii o wdzięcznej nazwie „Wiosna” łgałby jak pies, o
czym wie każdy, kto po prostu w Polsce mieszka i nie ma oczu zaślepionych
ideologiczną wścieklizną. To nie pierwsze jego kłamstwo. Poprzednie dotyczyło
projektu „Stop pedofilii” i rzekomej „penalizacji edukacji seksualnej” w tym
projekcie. „Ordynarnym kłamcą” nazwała Biedronia przy tej okazji Jadwiga
Wiśniewska z PiS-u.
Jeśli ktoś się chce przekonać, jak kłamią lub majaczą i
przeinaczają inni „totalniacy”, w tym pani, którą do polityki wywindowała
tragiczna śmierć jej męża, może sobie poszukać tweetów Jakiego z jego relacjami
z parlamentu UE. Bezczelność tych ludzi nie zna granic. Widać liczą na to, że
coś do Polski z tego przylgnie, a inne kraje wyrobią sobie opinię o naszej
ojczyźnie jako jakimiś zamordystycznym kalifacie. Obrzydliwe i porażające.
poniedziałek, 25 listopada 2019
Jezuita promuje ohydne bluźnierstwo! Gdzie są jego przełożeni?
Amerykański jezuita o. James Martin, znany także w Polsce,
ponownie wywołał zgorszenie. Tym razem zamieścił na Twitterze na pozór niewinny
komentarz do piątkowego czytania z Ewangelii: „Dzisiaj Jezus wypędza
przekupniów ze świątyni (Łk 19). Uczeni od NT mówią, że było to jedno z
głównych wydarzeń, które przyspieszyło Jego egzekucję. Jednak Jezus nie jest
zastraszony przez swoich przeciwników. Inna Ewangelia mówi, że gorliwość o
dom Jego ojca, pochłania Go. Zauważcie także, że Jezus – kontynuuje
duchowny – nigdy nie jest zły ze względu na siebie samego (nawet na krzyżu),
ale ze względu na innych (tutaj ze względu na znieważenie domu Ojca
przez tych, którzy dążą do zysku). Bądź gorliwy w obronie innych, szczególnie
ubogich i marginalizowanych oraz wszystkich tych, którzy są bezbronni”.
Wprawdzie ktoś, kto zna aktywność o. Jamesa Martina SJ,
mógłby zawahać się przy „marginalizowanych” i „bezbronnych”, czując, że nie są
to tak niewinne określenia, jakby się wydawało, ale autor wpisu bez trudu
mógłby się wybronić przed wszelkimi zarzutami o nieprawomyślność. Także
ilustracja, którą opatrzył swój komentarz, wywołuje mieszane uczucia – Pan
Jezus przedstawiony jest na niej jako młodzieniec z grzywką, w garniturze i
podkoszulce, który wywraca stół we współczesnym otoczeniu. I znów – co
ostrożniejsi mogą czuć, że coś tutaj nie gra, ale stwierdzić, że ostatecznie
jest to zaznaczenie nieprzemijającej wymowy tej sceny z Biblii.
Tymczasem duchowny, który niedawno chwalił się półgodzinnym
spotkaniem z ojcem świętym, nie pozostawia wątpliwości, jakie są jego prawdziwe
intencje. Podał nazwisko autora tej ilustracji, którym jest Douglas Blanchard.
Tu już trudno uwierzyć w przypadek, bowiem obraz pochodzi z bluźnierczego i obrzydliwego
cyklu „The Passion of Christ: A Gay Vision”, w którym Zbawiciel jest
przedstawiony jako młody homoseksualista, a Trójca Święta jako związek dwóch
homoseksualistów, których łączy Duch Święty przedstawiony jako kobieta! Pod
pozorem dobra amerykański jezuita sieje zgorszenie i promuje ohydne
bluźnierstwo.
Naprawdę trudno, by nie wywołało to zgorszenia i oburzenia.
Jest to tak wstrząsające, że czytelnik musi się zapytać: Co robią przełożeni o.
Jamesa Martina SJ? Czy są ślepi? Naprawdę tego nie widzą? Dlaczego ten
ewidentny bluźnierca i heretyk (bo co do tego nie ma już chyba wątpliwości?) dalej prowadzi swobodnie swoją działalność i
wprowadza w błąd łatwowiernych, w tym młodzież? Jak długo jeszcze będzie trwać
to zgorszenie?
Ci, którzy mają mocne nerwy, mogą dowiedzieć się więcej na
portalu „Life Site News”.
piątek, 22 listopada 2019
Nie karmić trolla 02
Pisałem już, że nie ma sensu zamieszczania informacji o
pewnej pani z Wrocławia, która jest albo ewidentnie nienormalna, albo
zatrzymała się w rozwoju na poziomie nastolatki. Jest wykorzystywana przez
większych macherów od niej do tego, by prowokować, by jątrzyć, by w końcu
doprowadzić do jakiegoś nieodpowiedzialnego działania ze strony
nierozgarniętego młodego człowieka albo wytrąconego z równowagi członka
rządzącej koalicji. Będzie „dobrze”, jeśli zakończy się to na jakiejś pyskówce,
gorzej, jeśli doprowadzi to do jakiegoś większego nieszczęścia.
Tymczasem jej wygłupy zyskują uwagę mediów prawicowych i
wszystkie je nagłaśniają, dodając jej tym samym paliwa do dalszych działań.
Powtarzam: Nie karmcie trolla!
środa, 20 listopada 2019
Homoseksualista bierze na litość
Jeden z otwarcie homoseksualnych posłów pożalił się
niedawno, że z sejmowej mównicy musiał wysłuchać o „eksperymentach
ideologicznych”, „tradycyjnej rodzinie”, „marginesie” i „arcypolskich
wartościach”. A na końcu spytał retorycznie: „Jak myślicie, jak się czuję?”
To typowy chwyt homoseksualistów i nie tylko: Branie na
litość i odwoływanie się do uczuć, a nie racji rozumowych. We współczesnej
kulturze, być może po części dlatego, że jest ona obrazkowa) dominuje presja
emocjonalna zamiast argumentów racjonalnych opartych na logice. Związek dwojga
homoseksualistów można w telewizji, w kinie czy teatrze przedstawić jako słodką
relację dwojga kochających się „dorosłych” i „odpowiedzialnych”, których na
dodatek społeczeństwo nie rozumie i ich prześladuje. Trochę nastrojowej muzyki,
odpowiednie światło i ładnie skadrowane plenery, dobra gra aktorska i publika
wymięka. Jeśli reżyser takiego widowiska nie zapędzi się w analne szczegóły, co
mniej rozgarnięty widz zużyje pudełko chusteczek higienicznych, ocierając łzy
wzruszenia.
Tu nie ma mowy o prawdzie i kłamstwie, o prawdziwym dobru i
złu. Złe jest jedynie coś, co psuje humor, co burzy sielankę, co podważa czyjeś
dobre samopoczucie. Zło istnieje zatem subiektywnie, nie jest obiektywną rzeczywistością. Każdego przecież rani co innego. Zresztą ci sami homoseksualiści i lewacy, którzy oburzają
się, że ktoś rani uczucia jakiegoś „geja”, nie mają oporów, by bluzgami i
wyzwiskami obrzucać np. katolików, kpiąc jednocześnie z ich sakramentów,
obelżywie odnosząc się do Eucharystii, sugerując perwersyjne upodobania księży.
By uświadomić sobie na czym polega ta socjotechnika, której
głównym narzędziem jest manipulacja uczuciami, wyobraźmy sobie złodzieja, który
żali się, że np. z mównicy sejmowej słyszał o „państwie prawa”, o „poszanowaniu
siódmego przykazania”, o „braku tolerancji dla łamania przepisów kodeksu
karnego”, o „marginesie społecznym”, o „wypaczonej moralności, która akceptuje
kradzież pierwszego miliona”. A na końcu ów złodziej pyta: „Jak myślicie, jak
się czuję?”
wtorek, 19 listopada 2019
Edukacyjna równia pochyła
Zdarzyło mi się kiedyś spotkać ze znajomym, który uczy na
uniwersytecie, w gronie innych wykładowców i pracowników uczelni wyższych.
Wszyscy byliśmy mniej więcej z tego samego pokolenia. Może ktoś był nieco
młodszy, ktoś odrobinę starszy. Słuchałem z ciekawością, kiedy zeszło na temat
nowego pokolenia studentów. Okazało się, że opinia była jednoznaczna – nowi
studenci poziomem wykształcenia stoją dużo niżej od tego, co pamiętaliśmy
jeszcze z czasów komuny.
Ktoś zauważył, że w gruncie rzeczy na jego kierunku studiów
należałoby zrobić dodatkowy rok zerowy, by przygotować młodzież do nauki na
uczelni wyższej. Poziom jest bardzo niski – tak brzmiała jednomyślna opinia.
Studenci nie rozumieją różnych nawiązań kulturowych i nie mają podstawowej
wiedzy, która w naszych czasach była rzeczą oczywistą. Notabene sam miałem tego
drobną próbkę, kiedy w rozmowie z inteligentnym młodym człowiekiem użyłem
zwrotu „gargantuiczny”. Nie pomogło przywołanie autora ani tytułu. Młodzieniec
w ogóle nie wiedział, o czym mówię, choć był w ostatniej klasie szkoły
średniej!
Ktoś z rozmówców posunął się wręcz do stwierdzenia, że mamy
do czynienia z zupełnie innym typem człowieka, z którym nie ma szansy na
wspólny język.
Choć tamto spotkanie odbyło się kilka lat temu, owa rozmowa
przypomniała mi się w miniony weekend, kiedy w małym gronie spotkaliśmy się z
wykładowcą jednego z seminariów duchownych. Byłem ciekaw, jak w świetle
obecnego kryzysu Kościoła, ów wykładowca ocenia poziom kształcenia młodych
kapłanów. Wykładowca nie chciał wdawać się w dywagacje na ten temat – co było w
sumie zrozumiałe, musiałby bowiem oceniać własnych kolegów. Ocenił natomiast
kandydatów do stanu duchownego i tutaj jego opinia zabrzmiała mi znajomo,
przypominając tamtą dyskusję sprzed paru lat – niski poziom wykształcenia.
Ale dodał jeszcze jedną rzecz, a mianowicie stwierdził, że
nowi klerycy są też są mało dojrzali w porównaniu do dawniejszych lat. Tak
naprawdę słabo uformowani, by zacząć studia w seminarium duchownym. Jedną z
przyczyn takiej sytuacji, według naszego rozmówcy, jest rozkład tradycyjnej
rodziny. To już naprawdę mnie zmartwiło, bo w takim razie: Jaka jest przyszłość
Kościoła katolickiego w Polsce?
poniedziałek, 18 listopada 2019
Czy Danny DeVito popiera zabijanie niewinnych ludzi?
Przeglądanie niektórych mediów społecznościowych może być
przygnębiającym zajęciem. Oto nagle natykasz się na zdjęcie swojego ulubionego
i sympatycznego aktora wspierającego organizację, którą trudno nazwać inaczej,
jak tylko zbrodniczą. Czym jest bowiem Planned Parenthood jak nie jedną z
największych na świecie mordowni nienarodzonych?
Tak, tak, do wspierających tę ludobójczą instytucję należy
również Danny DeVito. Dzisiaj rano zobaczyłem jego zdjęcie, na którym z jeszcze
innym aktorem dumnie prężyli się w koszulkach „I stand with Planned Parenthood”
(„Jednoczę się z Planned Parenthood”).
I jak zwykle w takim przypadku zastanawiam się: Jak to się
dzieje, że ludziom, którzy często są w stanie wyrazić najsubtelniejsze uczucia
swą doskonałą grą aktorską, którzy potrafią się na ekranie wczuć w tragedię
odgrywanej postaci, jednocześnie tak bardzo brakuje wyobraźni, że nie potrafią
sobie uzmysłowić, jaką potwornością jest aborcja, czyli po prostu zabijanie
nienarodzonych. Czy to jakiś defekt mózgu? Czy po prostu są użytecznymi
idiotami, którzy nawet nie wnikają w to, czym jest tak naprawdę instytucja, której
istnienia bronią? Ot, po prostu: inni w przemyśle rozrywkowym to robią, to ja
też?
Jest jeszcze inna możliwość: szatańskie opętanie, jak jest niewątpliwie w przypadku tych pań, które dziękują Bogu (sic!) za aborcję.
sobota, 16 listopada 2019
Jak nisko upadła kultura w Polsce?
PiS chyba bardzo nisko ocenia współczesną kulturę w Polsce
albo pogodził się, że kulturę zalała antykultura lewizny i nic się już z tym
nie da zrobić, bo jak inaczej wytłumaczyć, że wiceszefową sejmowej Komisji
Kultury została pani Joanna Scheuring-Wielgus?
czwartek, 14 listopada 2019
„Jakby Hitler był przewodniczącym komisji ds. antysemityzmu”
Tak ktoś skomentował tę hucpę z komisją Rodziny i Polityki
Społecznej. Chyba nic dodawać nie trzeba. Hańba posłom PiS, którzy na tę panią
głosowali.
wtorek, 12 listopada 2019
Zachować się jak cham, a potem się dziwić
Wyobraźcie sobie taką sytuację: ktoś przychodzi na urodzinową imprezę
osoby, której nie lubi. Próbuje na różne sposoby zakłócić tę uroczystość. W
końcu goście i gospodarz, chcąc bawić się dalej, wzywają policję, bo ten ktoś
nie chce wyjść po dobroci. Niektórzy zostają wytrąceni z równowagi i używają
niecenzuralnych wyrażeń, ale trudno im się dziwić. Bluzgi wprawdzie nie są
godne pochwały, ale w końcu nie każdy ma mocne nerwy. Kiedy wreszcie policja
wyprowadza intruza, wszyscy oddychają z ulgą i bawią się dalej. Następnego dnia
intruz zamieszcza na Tłiterze i innym Fejsbuku komentarz na temat całego
zdarzenia, cytując bluzgi, jakimi został obrzucony, i kąśliwie pisząc o „imprezowiczach”.
A teraz powiedzcie: Co myślicie o pani Joannie
Scheuring-Wielgus i jej zachowaniu w czasie Święta Niepodległości?
poniedziałek, 11 listopada 2019
W Święto Niepodległości twardy pisarz twardo wali w pysk
Znany pisarz, który niegdyś napisał wzruszające alegoryczne
opowiadanko o Polsce, znowu stoi okrakiem, waląc „ostro” w święto
niepodległości, ale tak by go jednak kochano. Cały czas się tylko zastanawiam:
po co w ogóle pisze po polsku? I cały czas sobie przypominam: najważniejsza
jest przecież literatura. No tak, a ile dochodu przyniesie literatura pisana
tylko w gwarze śląskiej? To też przecież część tej strategii stawania okrakiem.
Jego „odważne” wypowiedzi stają się wobec tego nudne, kiedy się tylko uświadomi
tę metodę (a uświadomić ją sobie można dość szybko).
Notabene odnoszę wrażenie, że on tego środowiska, w które
wszedł parę lat temu, tak naprawdę nienawidzi i gardzi nim, tak jak gardzi (ale z inych powodów) teraz tym,
z którego wyszedł. No cóż... najważniejsza jest literatura.
Może zamiast słuchać jego wypowiedzi, obejrzyjmy sobie nieco
baśniową opowiastkę na 101 rocznicę niepodległości:
sobota, 9 listopada 2019
Katolikowi plują w twarz, a on? Dalej kupuje...
Czasami obserwując to, co się dzieje, zastanawiam się, na
ile katolicy w Polsce (i nie tylko) poważnie traktują swoją wiarę. Oto co jakiś
czas słyszymy o antychrześcijańskich wyskokach dużych korporacji. A to jedna
wymaże krzyż ze swoich reklam, by nie raził on tych, którzy nie wierzą albo
tych, którzy są muzułmanami, a to jakaś inna ogłosi dzień tolerancji i
eksponuje tęczową wystawę lub zablokuje dystrybucję jakiegoś czasopisma (w
ramach tejże tolerancji i wolności słowa), a to znowuż jeszcze inna wyrzuci
pracownika, bo ośmielił się zacytować Biblię i zaprotestować przeciwko
indoktrynacji ideologią LGBT.
Czy zatem, gdybyśmy serio traktowali swoją wiarę, te firmy w
ogóle by jeszcze istniały na rynku polskim? Przecież normalnie nie pchamy się
tam, gdzie nas nie chcą, prawda? A katolicy stanowią wciąż większość w Polsce.
Dlaczego przynajmniej część z tych firm nie świeci pustkami i nie jest na
skraju bankructwa? Dlaczego nie spieszy z przeprosinami, by ułagodzić
obrażonych katolików, którzy postanowili robić zakupy w innych sklepach?
Dlaczego jedna czy druga z nich nie zamknęła swoich placówek w Polsce?
Że co? Że niektóre z nich są praktycznie monopolistami na
rynku polskim? Ale przecież, jeśli ktoś nas nie chce, to tam nie idziemy,
prawda? Chyba że jesteśmy nachalnymi domokrążcami. Sprzedajemy się za miskę
soczewicy? Te standardowe krzesełka czy tańsze marcheweczki są aż tak nam
niezbędnie do życia potrzebne. I bez przesady z tym monopolem (to zresztą
pomysł dla zaradnych: np. sieć sklepów meblowych, która ogłasza: My obchodzimy
wszystkie święta katolickie i dzielimy się prawdziwym poświęconym opłatkiem na
Boże Narodzenie!).
Oto jedna z tych firm świętuje „imprezę zimową”, a zamiast
choinki sprzedaje „roślinę sztuczną”. I co? I nic. Katolikowi plują w twarz, a
on się uśmiechnie i powie, że pada deszcz. I pójdzie tam na zakupy.
piątek, 8 listopada 2019
Nie ma wyboru dla przeciwników „prawa do wyboru”
Rafał Otoka-Frąckiewicz w jednym ze swoich internetowych
programów celnie zauważył, że feministki, które twierdzą, że są za tzw. „prawem
do wyboru”, jednocześnie chcą tego wyboru odmówić innym, domagając się nie
tylko bojkotu filmu „Nieplanowane”, ale wręcz zakazu jego wyświetlania. I to
jest w gruncie rzeczy typowe dla lewicy i tzw. „liberałów”.
I tak oto zwolennicy „demokracji” podnoszą wrzask, a nawet
domagają się interwencji zagranicznych sił, gdy w wyniku procedur
demokratycznych do władzy dochodzą nie ci, których „demokraci” chcieliby u tej
władzy widzieć. Przezabawne są też ich łamańce (mało) intelektualne, kiedy
wręcz dowodzą, że tak naprawdę nie wygrali ci, którzy wygrali, bo całkowita
liczba oddanych głosów jest mniejsza niż suma głosów tzw. „opozycji”.
Ci sami homoseksualiści, którzy domagają się poszanowania
swojej „odmienności” i „różnorodności”, jednocześnie szydzą, drwią i kpią ze
świętości drogich np. katolikom. Wulgaryzmy, obraźliwe epitety, raniące
wizerunki nie stanowią wówczas dla nich problemu, bo nie dotyczą ich osobiście.
Zwolennicy „wolności słowa” i „tolerancji” bronią jej innym,
którzy głoszą poglądy odmienne od nich. Z historii ostatnich tylko kilku lat
można by przytoczyć wiele przykładów takich działań: cenzurowanie i usuwanie
materiałów z sieci, odmawianie sali na wykład, domaganie się wyrzucenia z
uczelni, szykanowanie tych, którzy kwestionują oficjalną historiografię i
odmawianie im prawa do publicznej obrony swoich tez.
Czy zatem może dziwić, że np. redaktor Łukasz Karpiel miał
problemy ze zorganizowaniem spotkania o „tęczowej zarazie” w Opolu? Czy dziwi,
że grozi mu się konsekwencjami prawnymi? Czy zaskakują postulaty zakazywania
takich spotkań? Czy niezwykłe jest, że przy tym operuje się kłamstwami i
pomówieniami? Więcej o sprawie można dowiedzieć się zarówno na portalu PCh24TV
tutaj i tutaj oraz na portalu wRealu24.
środa, 6 listopada 2019
Czerwona panienka z okienka i alternatywny polityk-muzyk w samobójczym locie
Muszę powiedzieć, że z dużym zainteresowaniem, rozbawieniem
i niesmakiem obserwuję lot piosenkarza, który niegdyś śpiewał „Jak ja was,
ku...wy, nienawidzę”. Nawet nie chodzi o to, by do tej pory ten lot był
nieposzlakowany, bo przecież co starsi pamiętają jeszcze z pewnością np.
piosenkę „ZChN się zbliża”, w której autor wykorzystał znaną melodię kościelną,
i kontrowersje wokół tamtego wyskoku. Sam zresztą do najbystrzejszych nie
należy. Ale w końcu to też nie jest powód do rozpaczy. Sam do bystrzejszych nie
należę i jakoś żyję.
Zasługą twórcy partii/ruchu swojego imienia było – przy
wszelkich zastrzeżeniach –wpuszczenie do Sejmu poprzedniej kadencji ludzi,
którzy normalnie nie mieliby szansy tam zaistnieć i którzy wprowadzili tam
trochę zdrowego fermentu, rozbijając dwupartyjny monopol. I w gruncie rzeczy to
by było na tyle...
Najpierw alternatywny muzyk postanowił uratować przefarbowaną
na zielono postkomunistyczną partię (ratując swoje miejsce w Sejmie?), w której
schroniły się również różne stwory wyrzucone z PO. A teraz wygaduje głupoty w
programie czerwonej panienki, która panienką już nie jest, ale której
panieńskie nazwisko kojarzy się nieodmiennie z najgorszą komunistyczną
swołoczą.
Sama czerwona panienka może sobie robić programy, jakie
zechce, jeśli robi to za swoje pieniądze. Można by też powiedzieć, że nie jest
jej winą, że takiego, a nie innego, miała ojca. Choć mam wrażenie, że z tego
akurat powodu wstyd jej nie jest. Ale czy musi u niej pojawiać się człowiek,
który chciał rozwalić skostniały system? I przy tym jeszcze wygadywać bzdury
usprawiedliwiające jej ojca i stan wojenny? Gdzie go teraz zobaczymy? W
programie Urbana? Popijającego wódeczkę w towarzystwie starych komuchów i
planującego „nowe rozdanie”? Aż tak zmienia wejście w politykę?
wtorek, 5 listopada 2019
Jak wierzy zwykły katolik z ulicy?
Jak wygląda nasza wiara? Czy naprawdę wierzymy i postępujemy
zgodnie z nauką Chrystusa, którą przekazuje nam Kościół katolicki? Ilu wśród
nas letnich katolików? ilu polityków, którzy nominalnie są katolikami, a w
praktyce łamią przykazania Kościoła katolickiego, wynajdując wszelkie możliwe
usprawiedliwienia?
W tym wideo z cyklu „Vortex” Michael Voris, jeszcze w
trakcie obrad synodu amazońskiego, postanowił zadać kilka prostych pytań
przeciętnym, spotkanym na ulicy Rzymu katolikom z różnych krajów. Wynik jest
ciekawy. Pytanie: czy mamy powody do niepokoju, czy do umiarkowanego optymizmu?
"accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" all
środa, 30 października 2019
Kompromis eksterminacyjny albo niech żyje prawo i sprawiedliwość!
Nie oglądam telewizji, o czym wiedzą czytelnicy tego bloga,
jednak ostatnio mnie pokusiło, by odnaleźć w Internecie stronę Telewizji
Polskiej i obejrzeć obszerne fragmenty zarejestrowanego programu, w którym
prowadzący rozmawiał z przedstawicielami partii, które dostały się do Sejmu w
ostatnich wyborach. Po lewej stronie prezentera znalazły się panie z lewicy,
jedna skrajniejsza, druga nieco bardziej powściągliwa. Naprzeciwko byli panowie
z prawicy, a ze studia chyba w Radomiu łączył się Grzegorz Braun.
Muszę przyznać, że było to żałosne widowisko. Głównie za
sprawą pań z lewicy, które reprezentowały jednocześnie mocny nurt bezmyślności
w polskiej (i nie tylko) polityce, nurt, który można by też określić jako
emocje bez wsparcia rozumu. To zresztą nie pierwsza i nie ostatnia
kompromitacja tych pań, o czym świadczy niedawny głośny wyskok innej ich
reprezentantki, a mianowicie pani, która ubolewała nad spaleniem na stosie
Brunona Schulza.
Znaczna część programu, którą można było sobie odpuścić,
miała charakter bardziej kabaretowy niż poważny. Cóż bowiem myśleć o
dywagacjach językowych pani z lewicy, która domagała się żeńskich form
rzeczowników, które zwyczajowo są w języku polskim używane w formach męskich?
Może tyle tylko, że było to specyficzne zaklinanie rzeczywistości? A poza tym
bicie piany, w którym prowadzący program usiłował przekonać lewaczkę, że trzeba
by było również zmienić treść odpowiednich dokumentów państwowych, łącznie z
samą Konstytucją.
Zgrozę natomiast wywoływała u mnie następna część programu,
w którym zaczęto dywagować nad tematem aborcji. Panowie, słusznie zresztą,
dowodzili, że zgodnie z nauką nienarodzone dziecko jest człowiekiem. Pani z
lewicy uważała natomiast, że kiedy była w ciąży, to była po prostu... w ciąży i
nie było mowy o żadnym „noszeniu dziecka pod sercem” – który to termin zresztą
uznała za „kościelną mowę” – bo to, co nosiła, nie było dzieckiem. Nawet nie
próbuję się domyślić, dlaczego wobec tego ta pani uważała, że zabijanie
nienarodzonych – nazywane dla zmyłki „aborcją” – może być dopuszczalne do
dwunastego tygodnia ciąży. Skoro to nie jest dziecko, to po co te ograniczenia?
Logiki w tym nie było żadnej, a zasada niesprzeczności była pewnie tak obca tej
pani, jak przeciętnemu człowiekowi życie na obcej planecie w innym systemie
słonecznym.
To, że owa pani miała mózg w doskonałym stanie, bo
nieużywany, było aż nadto widoczne, więc szkoda poświęcać na nią więcej czasu.
Zdumienie natomiast wywoływali panowie – z wyjątkiem samotnego w tym
towarzystwie Grzegorza Brauna – którzy z zasadą niesprzeczności wydawali się
też mieć widoczny problem, choć z początku stwarzali pozory, że z szarych
komórek mózgowych korzystają. Pomijam już nawet uleganie mowie-trawie pani z
lewicy i pozwolenie na to, by wpuściła ich w kanał, jakim były dywagacje o tzw.
„średniowieczu”.
Otóż pan z PiS-u nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że
nienarodzone dziecko jest po prostu człowiekiem. Jednocześnie jednak obstawał
przy tzw. „kompromisie” aborcyjnym, zarzucając Grzegorzowi Braunowi i ogólnie
Konfederacji ekstremizm. Rzecz jasna pojawiły się argumenty zgodne z linią
partii, że ten zgniły „kompromis” pozwala ocalić dzieci, które inaczej byłyby
mordowane w wyniku zmiany przepisów.
Aby uświadomić sobie całą grozę takiego rozumowania,
wyobraźmy sobie sytuację z rzeczywistości alternatywnej. Oto Europa po
kontrolowanym upadku III Rzeszy. W jednym z państw europejskich (podobnie jak i
w pozostałych) ciągle obowiązują jeszcze pozostałości prawa hitlerowskich
Niemiec. Eksterminacja Żydów istnieje, ale w ograniczonym zakresie. W wyniku
tzw. „kompromisu eksterminacyjnego” Żydów można mordować jedynie w ściśle
określonych przypadkach. Na przykład wówczas, kiedy Żyd stanowi zagrożenie
życia lub zdrowia. Albo wówczas, kiedy Żyd ma wrodzone wady, które uniemożliwią
mu normalne funkcjonowanie.
W kolejnych wyborach do parlamentu tego kraju dostaje się
partia konserwatywna, która jako jedyna stoi na stanowisku, że Żydzi jako
ludzie mają prawo do życia i w związku z tym obowiązujące przepisy należy
zmienić. Partia prawicowa, która po raz drugi wygrała wybory stoi na stanowisku
podobnym, ale twierdzi, że niestety wszelka zmiana prawa doprowadzi do
przesunięcia wahadła i w następnych wyborach ustawodawstwo zostanie zmienione
tak, by dopuścić eksterminację Żydów bez ograniczeń. Dlatego regulacji nie
zmieni i będzie bronić „kompromisu eksterminacyjnego”. Dodam, że w tej
rzeczywistości alternatywnej owa partia prawicowa, która broni sprawiedliwości
i prawa, również nie robi nic, by zmienić mentalność obywateli swego kraju.
Straszy natomiast ekstremizmami.
wtorek, 29 października 2019
Chcesz wpakować się w poważne kłopoty? YouTube ci pomoże
YouTube natknąłem się na reklamę.
Reklamę, której nie jestem w stanie wyłączyć. Jak się zorientowałem, są takie,
które można wyłączyć od razu, i takie, które wymagają wejścia w ustawienia i
zmienienie tych ustawień – niestety nigdy nie mam pojęcia, co mam tak naprawdę
zrobić i tego typu reklamy ciągle się pojawiają.
Nie chodzi jednak o sam fakt niemożności wyłączenia tej
konkretnej reklamy, ale o to, co ona przedstawia. Otóż medium, które słynie z
cenzurowania różnych portali prawicowych i katolickich, znajdując na nich – jak
się wydaje – treści „niebezpieczne”, dopuszcza na swoich stronach reklamy,
które mogą doprowadzić do poważnego niebezpieczeństwa i zagrożenia życia. I to
nie tylko życia cielesnego, ale życia wiecznego – czyli mówiąc bez ogródek po
prostu wiecznego potępienia.
Ktoś może sobie stroić z tego żarty, ale znam z bliskiego
otoczenia dwa autentyczne przypadki opętania, więc nie jest mi do śmiechu. Taką
reklamę może zobaczyć nastolatek, który nieświadomie kupi te niebezpieczne „gadżety”
i napyta sobie i otoczeniu biedy. Zrobiłem printscreen jako ostrzeżenie i
potwierdzenie, że sobie tego nie wymyśliłem. Opętanie duchowe to poważne
zagrożenie! To prawdziwe nieszczęście!
poniedziałek, 28 października 2019
Zmarł Władimir Bukowski
Wczoraj zmarł Władmir Bukowski. Do tej pory pamiętam, jakie
wrażenie wywarła na mnie jego książka I powraca wiatr..., której
podziemne wydanie wciąż mam wśród swoich zbiorów. Jest to w zasadzie reprint
drobną czcionką publikacji wydawnictwa „Polonia”, który wydało w Polsce z kolei
wydawnictwo „Antyk”.
Pamiętam kilka scen z tej książki, m.in. próby zapalenia
papierosa w celi, kiedy Bukowski nie miał zapałek i usiłował dostać się do
żarówki pod sufitem. A także inną – budowanie w myślach zamku z wieloma komnatami.
Myśląc o tym słynnym antykomuniście, który wykorzystał
moment i w roku 1992, po swoim powrocie do Rosji, zeskanował dokumenty Komitetu
Centralnego, które między innymi obnażały kłamstwa Jaruzelskiego na temat stanu
wojennego, wziąłem z półki i zacząłem przeglądać kieszonkowe podziemne wydanie
jego wspomnień. Zauważyłem jeden fragment, który z jakiegoś powodu musiał mnie
wówczas przed wielu laty zafascynować lub zafrapować, bo zaznaczyłem go
ołówkiem:
„Być samemu – to ogromna odpowiedzialność. Człowiek
przyparty do muru uświadamia sobie: „Ja – to lud, ja – to naród, ja – to
partia, ja – to klasa; nie ma niczego innego”. Nie może poświęcić części
siebie, nie może rozdzielić się, rozpaść a jednak żyć nadal. Nie ma już dokąd
się cofać i instynkt samozachowawczy skłania go do skrajności – przedkłada
śmierć fizyczną nad śmierć duchową.
I – zadziwiająca rzecz – broniąc swej jednolitości broni
jednocześnie swego ludu, swej klasy czy partii. Tacy właśnie ludzie wywalczają
prawo do życia dla swojego środowiska, chociaż możliwe, że w ogóle o nim nie
myślą.
– Dlaczego ja? – pyta sam siebie każdy w tłumie. – Sam
niczego nie zdziałam.
I wszyscy przepadają.
– Jeśli nie ja, to kto? – pyta sam siebie człowiek przyparty
do muru. I ratuje wszystkich.
W ten sposób człowiek zaczyna budować swój zamek” (I
powraca wiatr..., tłum. Andrzej Mietkowski).
Może kiedyś znajdę czas, by I powraca wiatr... przeczytać raz
jeszcze, może wówczas przypomnę sobie, dlaczego akurat tylko ten fragment
zaznaczyłem w całej książce.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie...
sobota, 26 października 2019
Nie karmić trolla! Czyli prawicowy Internet w służbie zła
Czasami na różnych portalach pojawia się komunikat od
któregoś z uczestników dyskusji: „Nie karmić trolla!” Chodzi generalnie o to,
by nie odpowiadać na zaczepki kogoś, kto nie respektuje zasad kulturalnej
dyskusji, a ma na celu jedynie jątrzenie i wywoływanie wściekłej reakcji. Nie
odpowiadanie na zaczepki „trolla” ma go zniechęcić do zamieszczania kolejnych
wpisów, bo przecież nie o brak reakcji mu chodzi, ale o rozwścieczenie innych
komentatorów. Jeśli więc nikt nie będzie go dostrzegał, jest szansa, że
przestanie swoje chamskie wpisy zamieszczać.
Do sejmu dostała się pani, która mimo protestów z powodu
swoich chamskich występów pozostała na liście kandydatów KO. Było w zasadzie
wiadomo od samego początku, że nikt tej pani nie usunie, bo zamiarem jest
wprowadzenie do Sejmu Sztukmistrza z Lublina w spódnicy, który będzie
prowokował Prezesa do jakiejś wściekłej reakcji w podobny sposób, w jaki robią
to trolle na różnych forach internetowych. Pani ta zresztą (cały czas się
zastanawiam, czy można ją w ogóle określać „panią”) zdążyła jeszcze przed
wejściem do Sejmu wytrącić z równowagi osoby zasłużone dla polskiej kultury.
Okazuje się, że pani ta (albo czymkolwiek ona jest) święci
triumfy nie tylko wśród elektoratu o niskim poziomie moralnym, ale również na
prawicowych portalach i forach internetowych. Oto np. „prawicowa” telewizja
puszcza w całości jej filmik. Oto ktoś ze zwolenników PiS-u zamieszcza w
całości jej produkt medialny i pyta retorycznie, kto mógł w ogóle na kogoś
takiego zagłosować. Oto „konserwatywny” tygodnik na swoim portalu publikuje w
całości jej „szoł”, a jakby ktoś nie potrafił zrozumieć albo nie chciał
oglądać, co ta pani powiedziała, to jeszcze poniżej otrzymujemy streszczenie
tego nagrania. Pytanie: Po co?
Przecież wiadomo, że im więcej reakcji, tym większy bodziec
dla tej pani do dalszego działania. Z immunitetem będzie mogła sobie poszaleć
nawet jeszcze bardziej. Pojawi się więcej nagrań, a mównica sejmowa pewnie też
stanie się dla niej okazją do kolejnych chamskich wystąpień. A i jeszcze do
tego dojdą rozliczne wywiady, w których będzie mogła zatruwać atmosferę dalej.
Być może ta pani nie zdaje sobie sprawy z tego, że jakiś
wytrącony z równowagi człowiek może jej w końcu rozbić butelkę na głowie albo
walnąć w nią kamieniem. Z pewnością jednak biorą to pod uwagę jej mocodawcy –
ci, którzy dopuścili, by w ogóle zaistniała w polityce. Jeśli poleje się krew,
to dla nich tym lepiej – będzie można obsmarować przeciwnika, bo przecież ta
pani tylko uprawia „satyrę”, a jakiś zwolennik PiS-u okaże się zwykłym
brutalnym bandytą oraz ponurakiem, który nie docenia „sztuki” i „zdrowego
śmiechu”.
Dlatego, by uniknąć jakiegoś nieszczęścia po jednej czy po drugiej stronie, dobrze radzę: Nie
karmcie trolla!
Aha! I nie porównujcie tej pani do Grzegorza Brauna. Ona mu
poziomem wykształcenia, wiedzy i intelektu nawet do pięt nie dorasta.
piątek, 25 października 2019
Tolerancja dla wybranych
Ataki na Emiliana Kamińskiego i Marka Krajewskiego za to, że
przyjęli odznaczenie od prezydenta Dudy najlepiej świadczą o obrońcach
demokracji i Konstytucji. Atakujący tak szanują demokrację, że nie są w stanie
uszanować faktu, iż Duda został wybrany na prezydenta leganie i głosami
wyborców, którzy wybrali go bez przymusu i w wolnych wyborach. Są oni tak
tolerancyjni, że ich tolerancja kończy się wówczas, gdy coś idzie nie po ich
myśli. Nie są w stanie uznać, że nielubiany przez nich prezydent, czy tego chcą, czy nie, reprezentuje Rzeczpospolitą Polską.
Co ciekawe, to taką „tolerancją” wykazują się środowiska nie
tylko internetowych trolli, ale także tzw. „intelektualistów” i środowiska „artystyczne”
oraz „dziennikarskie”. Mieliśmy przykłady szczucia na wybitnych sportowców,
aktorów i pisarzy właśnie przez nie. No cóż, nie ma tolerancji dla wrogów
tolerancji, zwłaszcza tej socjalistycznej.
wtorek, 22 października 2019
poniedziałek, 21 października 2019
środa, 16 października 2019
Co dalej z puszczą? Pies z kulawą nogą...
Emocje wokół wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej już chyba
ucichły kompletnie. O samej puszczy pewnie żaden obrońca środowiska już pewnie
nie pamięta, zajęty innymi tematami i przykuwaniem się do kominów lub robieniem
spektakularnych akcji.
Tymczasem tekst opublikowany jeszcze w marcu 2019 roku
przedstawia całą sytuację w dość dramatycznym świetle. Według informacji z
tamtego okresu 25 procent świerków w Puszczy Białowieskiej była już martwa. Jak
jest dzisiaj? Czy zniszczenia w puszczy postąpiły dalej? Ktoś się tym
interesuje? Ktoś demonstruje, informuje, przejmuje się jeszcze?
Działacze ekologiczni skompromitowali się dokumentnie, gdy
doszło do awarii oczyszczalni ścieków w Warszawie. Tamta awaria pokazała, że
ich cele są ściśle polityczne i powiązane z określonymi środowiskami. Trudno
przecież uznać, że naprawdę zależy im na przyrodzie, skoro milczeli. Przy tym
wszystkim nasuwa się pytanie o źródła finansowania organizacji ekologicznych w
Polsce i to, kto za nimi tak naprawdę stoi.
Tymczasem proponuję sobie przypomnieć wyżej wspomniany tekst
pt. „Sukces ekologów: Puszcza ginie i już się nie odrodzi”.
wtorek, 15 października 2019
Dwa sukcesy Grzegorza Schetyny
Niewątpliwym sukcesem Grzegorza Schetyny jest wejście do
Sejmu komunistów. Najpierw zostali oni wprowadzeni dzięki liderowi PO na
brukselskie salony (ciekawe za co taka nagroda?), a następnie fakt ten bez
wątpienia umożliwił im powrót do Sejmu. Sam powrót tych ludzi do polityki po
czterech latach nieobecności jest policzkiem wymierzonym pokoleniom Polaków
walczących z komuną, tak jak były nim zarówno pozostawanie ich przy władzy, jak
i możliwość kandydowania do Sejmu i Senatu po roku 1989.
Drugim niewątpliwym sukcesem Grzegorza Schetyny jest
wprowadzenie do Sejmu pani, której imienia tutaj nie wymienię, a której
zachowanie zasługuje na określenie jej najgorszymi epitetami. Założenie jest z
pewnością takie, iż pani ta będzie nowym „Sztukmistrzem z Lublina” w spódnicy i
podobnie jak on będzie psuć atmosferę polskiego życia politycznego, paląc koty
i dążąc jednocześnie do sprowokowania Jarosława Kaczyńskiego albo innych
członków jego partii do jakiejś gwałtownej reakcji. Świadczy to niestety jak
najgorzej o liderze PO, bo mógł po prostu ją ze swojej listy usunąć, a więc
ponosi także odpowiedzialność za to, co będzie się działo.
Wybór tej pani do Sejmu również świadczy jak najgorzej o
wyborcach, którzy oddali na nią swój głos. Jakże bowiem trzeba być zaślepionym
w swej nienawiści, by zagłosować na kogoś, kto nie ma elementarnego poczucia
wstydu i godności, nie mówiąc już o szacunku dla drugiego człowieka i majestatu
śmierci?
poniedziałek, 14 października 2019
Worek cebuli i Internet koniecznie potrzebne!
Jeszcze nie podano pełnych wyników wyborów, a już się
pojawili pierwsi męczennicy za demokrację i tolerancję. Oto dwaj bracia –
grubszy i chudszy – z pogardą spoglądają zbliżającej się kaźni prosto w oczy. Ba!
Przeciwstawiają jej kamerę, którą zarejestrują każdy cios i każdy kopniak! Nie cofną
się ani o krok! Przyjmą uderzenie prosto na klatę i nie ustąpią! Przydałby się im
tylko worek cebuli albo dwa, by przetrwać niesprawiedliwe ciosy losu albo PiS-u,
gdy będą gnić w więzieniu.
Maja Ostaszewska natomiast pewnie ostatnie zapasy Internetu
chowa i upycha do zakamarków i skrytek, by choć jeszcze przez chwilę radować
się świeżym powiewem wolności, która za chwilę stanie się towarem
reglamentowanym albo zgoła zupełnie niedostępnym.
Spazmów oczywiście dostała Krystyna Janda. Myli się tylko w
jednym, kiedy mówi, że „druga strona ma tylko siebie, wspomnienia i internet”.
Owszem siebie i wspomnienia – tak. Ale Internet z pewnością nie, bo przecież to
już ostatnie godziny, może minuty. Mówiła o tym już i wieszczyła inna wybitna
aktorka (vide wyżej).
Są i tacy, którzy są twardzi jak stal albo ich
nazwisko: siedzą na barykadzie i rozdają twarde ciosy i opinie. Krzywda ich za
to nie spotka, ale zyskają sławę i podziw (link litościwie pominę).
I tak to wygląda za każdym razem: histeria bab i „twarde,
męskie”, odważne do szaleństwa komentarze pupilków losu.
czwartek, 10 października 2019
Ciągle czekam, aż przyznają literacką nagrodę Nobla
Chyba się nie doczekam.
O tej autorce, która nie rozumie słowa „naród” i która
bredzi o „matczyźnie”, pisałem dwa lata temu tutaj.
Dwie opinie: Mój przyjaciel z dawnych lat, obecnie profesor,
o wytworach pani laureatki: „Próbowałem to czytać, nie przebrnąłem”. Moja
znajoma, wykształcenie wyższe, dumna, że Polska znowu coś znaczy, że o nas
mówią, że coś osiągnęliśmy jako naród, bo kolejna laureatka (ale przecież ona
nie rozumie słowa „naród”!): „Moje koleżanki dały mi jej książki w prezencie.
Nie byłam w stanie przez nie przebrnąć. No, ale to kwestia gustu przecież. Mi
jej styl po prostu nie odpowiada”. Chyba nie tylko jej, jak widać...
środa, 9 października 2019
Czy Pan Jezus był Bogiem? Co naprawdę powiedział papież Franciszek?
Anglojęzyczne media społecznościowe i nie tylko
społecznościowe, zwłaszcza te katolickie, buzują (nie wiem, jak jest w
niemieckojęzycznych, francuskojęzycznych itp., itd.). Eugenio Scalfari z „La
Repubblica” puścił w świat kolejną wiadomość podważającą ortodoksyjność papieżaFranciszka. Tym razem rzekomo ojciec święty miał zanegować Bóstwo Pana Jezusa,
gdy stał się człowiekiem.
Przypomnijmy, że to nie pierwszy taki „news” puszczony w
świat przez Scalfariego. Poprzedni dotyczył rzekomego zakwestionowania piekła
przez papieża Franciszka. A teraz taka w czasie kontrowersji wokół tzw. synodu
amazońskiego i dziwnych obrzędów mu towarzyszących Scalfari wypuszcza w świat
jeszcze i tę rzekomą wypowiedź obecnego biskupa Rzymu. Włos się na głowie jeży.
Pamiętajmy jednak, że cokolwiek by się działo, bramy
piekielne Kościoła nie przemogą. I ostatecznie to do Chrystusa należy
zwycięstwo. Zatem: Nie lękajmy się!
wtorek, 8 października 2019
Dokąd zmierza Kościół katolicki i co mówią o tym Amerykanie?
Albo raczej: ku czemu chcą zmierzać niektórzy hierarchowie
tego Kościoła? Amerykańscy publicyści, zwłaszcza ci, których moglibyśmy
określić mianem „konserwatywnych”, z reguły nie owijają słów w bawełnę i dość
ostro krytykują obecną sytuację w Kościele katolickim. Nie wahają się nawet z
krytyką papieża, zwracając uwagę na to, że Kościół nie należy do papieża i że
jego rolą jest głoszenie prawdy Chrystusa jasno i bez dwuznaczności. I
niewątpliwie to dlatego ojciec świętych wspomniał Amerykanów w jednej ze swoich
wypowiedzi, mówiąc, że uznaje to za zaszczyt, iż go atakują.
Michael Voris należy do tych krytyków obecnej sytuacji w
Kościele, którzy walą prawdę prosto w oczy (albo jak kto woli: mówią, co myślą). Z pewnością warto posłuchać, co ma
do powiedzenia, chociaż w Polsce taka krytyka może się wydawać niektórym aż nazbyt ostra.
Wierni katolicy u nas mają bowiem często opory z wyrażaniem krytycznych opinii
o duchowieństwie. Także dlatego, że jest ono niesprawiedliwie atakowane przez
lewicę.
Tak zwany synod amazoński to kolejny przykład narastających
kontrowersji w Kościele za tego pontyfikatu. Posłuchajmy zatem, co Amerykanie
mają do powiedzenia:
poniedziałek, 7 października 2019
Nie będę głosował na tchórzy!
Choć wspierałem działania Prezesa przez wiele lat i
konsekwentnie oddawałem głos najpierw na PC, a potem na PiS, to tym razem – tak
jak w wyborach samorządowych – nie oddam głosu na PiS. Nie mogę z czystym
sumieniem zagłosować na tchórzy, którzy nie potrafią bronić ludzkiego życia od
chwili poczęcia. Opowiadanie się za utrzymaniem obecnego zgniłego „kompromisu
aborcyjnego”, to głosowanie za segregacją ludzi (na co zwrócił uwagę ksiądz
Isakowicz-Zaleski). Co te biedne dzieci, szlachtowane w ludzkich rzeźniach
tylko z tego powodu, że zdiagnozowano u nich wady genetyczne, zawiniły członkom
PiS-u, że nie chcą ich bronić?
Zabijanie nienarodzonych to nie jest kwestia poboczna. To
nie jest problem drugorzędny. Akceptacja jakiegokolwiek „kompromisu” w tej
kwestii, to godzenie się na negowanie praw Bożych, to banie się bardziej ludzi
niż Boga. Przyjdzie nam za to zapłacić. Wcześniej czy później. Krew niewinnych woła do nieba!
piątek, 4 października 2019
Jedzcie swoje dzieci, czyli kogo wyprowadzą w kajdankach
Pisałem wczoraj o liście 500 naukowców, którzy podważają
panoszącą się propagandę klimatyczną. Wygląda na to, że histeria przejawiająca
się w złowieszczych proroctwach o zbliżającym się rychłym końcu świata i
apokaliptycznej klimatycznej zagładzie (do której zostało już „tylko kilka
miesięcy”) weszła na taki poziom, który eko-szajbusów kwalifikuje nie tylko do
wariatkowa. To już rodzaj satanistycznej sekty, która proponuje spożywanie ciał
zmarłych ludzi, a nawet dzieci. Tak, tak, proszę państwa! To nie żart! „Musimy
zacząć jeść dzieci”! Kto nie ma własnych, może pewnie pożyczyć od sąsiada lub
złapać sobie na ulicy. To nie scenariusz nowego filmu grozy czy
science-fiction. Takie rzeczy ci wariaci już wypowiadają publicznie. Kto nie
wierzy, niech sobie poczyta i obejrzy.
Tymczasem w Polsce szambo wybiło po raz kolejny i tuż przed
wyborami pojawiły się kolejne taśmy. Jest oczywiste, że nie pojawiły się one
akurat teraz przypadkowo. PiS robi, co może, żeby te wybory wygrać. I powiem
szczerze, że specjalnie ich za to nie winię. Z dwojga złego, choć głosować na
nich nie będę, wolę jednak PiS niż PO-KO, czy jak tam się teraz ta formacja
nazywa.
Zaskakującego w „taśmach Neumanna” nie ma w zasadzie nic.
Pogarda tych polityków, nie tylko do wyborców głosujących na konkurentów
(słynne „moherowe berety”), ale także do własnego elektoratu nie jest przecież
niczym nowym. Notabene tę samą pogardę przejawiają przecież wspierający ich
dziennikarze. Współczuję jedynie wyborcom – muszą przecież jakoś to przełknąć,
że politycy, których wspierają, traktują ich jak bezmózgie bydło. Nie wiem, czy
dotyczy to także tej pysznej szlachty zachciankowej (nie, nie ma tu błędu), do
której zalicza się stary i młody Stuhr – w końcu to takie nadworne błazny.
Dobrze też dowiedzieć się z ust samego polityka opozycji
(jeśli taśmy są prawdziwe), co tak naprawdę myśli się w tym gronie o zmarłym
tragicznie Pawle Adamowiczu. Wygląda na to bowiem, że ci sami politycy, którzy
oskarżali PiS o „polityczną nekrofilię” sami ją uprawiają, bo tak wygodnie. I
to uprawiają z prawdziwą perfidią, pozwalając na to, by w katedrze pochowano
człowieka, który miał „mega twarde rzeczy, które mogłyby go wyprowadzić w kajdankach”. Nie wiem tylko, co na to hierarchowie, którzy na tę hucpę, na ten „mega”
skandal pozwolili. W końcu o śp. Lechu Kaczyńskim różnie można by mówić, ale z
pewnością nie to, że prowadził działalność o charakterze kryminalnym.
czwartek, 3 października 2019
„Zmiany klimatyczne” – co przeważy: histeria czy nauka i rozum?
Chyba dawno nie było tak chłodnego września, jak w tym roku.
Tymczasem ciągle słyszę jeszcze ludzi mówiących o „globalnym ociepleniu”,
niektórzy z nich nie zauważyli, że narracja się zmieniła i mówi się teraz
częściej o tzw. „zmianach klimatycznych”. Histeria klimatyczna – której
symbolem jest wystąpienie nastolatki w ONZ – narasta, a wiele rzeczy przyjmuje
się na wiarę, bo podano je w ulubionych mediach, które ogląda się lub czyta po
pracy.
Tymczasem ważnym wydarzeniem jest w ostatnich dniach list
500 naukowców do sekretarza generalnego ONZ, w którym podważają oni szerzoną
przez media propagandę dotyczącą tzw. „zmian klimatycznych”. Obłęd tej narracji
może w rzeczywistości spowodować kryzys większy niż ten, jaki wieszczą prorocy
zagłady w wyniku zaburzeń klimatycznych. Forsowane zmiany przepisów w
poszczególnych państwach uderzają w gospodarkę zarówno krajów zamożnych, jak i
krajów rozwijających się. Upowszechnienie świadomości, że istnieją też głosy
poważnych naukowców, którzy sprzeciwiają się propagandzie „ekologistów”, jaką
raczy się nas w mediach, książkach i filmach, a nawet dokumentach kościelnych,
jest bardzo ważne. Więcej na ten temat można sobie poczytać na stronachPCh24.pl i „Do Rzeczy”.
środa, 2 października 2019
Corner Shop: Katolicki dżentelmen kłoni głowę w pokorze przed Niewiastą
Sam Guzman,
Catholic Gentleman, Ignatius Press 2019.
Poprzednie dwa odcinki:
Etykiety:
Corner Shop,
duchowość,
John Eldredge,
katolicyzm,
Kościół katolicki,
literatura anglojęzyczna,
męskość,
męstwo,
Sam Guzman,
Terezjusz TV,
Voris Michael,
wideoblog
poniedziałek, 30 września 2019
Człowiek legenda
W minioną sobotę smutna wiadomość o śmierci Jana
Kobuszewskiego, dzisiaj o śmierci Kornela Morawieckiego, który był już za życia
legendą. Dla Wrocławian i nie tylko z pewnością założyciel Solidarności Walczącej był
ważną postacią, a jego obecność w Sejmie RP tej kadencji stanowiła sygnał, że po
latach faktycznie dokonała się ważna zmiana (niezależnie od tego, jak by
oceniać jego program polityczny, czy pewne poglądy) i że swoją bezkompromisową
walką z komunizmem zasłużył na zaszczyt bycia posłem Rzeczpospolitej Polskiej.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie.
sobota, 28 września 2019
Odszedł Jan Kobuszewski
To wyjątkowo smutna wiadomość. Odszedł niezwykły aktor i
wyjątkowy też człowiek. W ostatnich czasach niestety jakoś nie potrafiono
wykorzystać w filmie jego talentu, ale może po prostu nie ma już dobrych
komedii. Będzie go bardzo brakować. Niech światłość wiekuista świeci Janowi
Kobuszewskiemu na wieki wieków. Amen.
piątek, 27 września 2019
„Zło dobrem zwyciężaj”, czyli szlachtowanie niewinnych dzieci jest dobrem
Wypowiedź pana premiera dla „Gościa Niedzielnego” w zasadzie
sama się komentuje. Ślepota polskich polityków jest po prostu zatrważająca.
Przeczytajcie sobie sami. Ja w każdym razie głosu na PiS już nie oddam. Martwi
mnie tylko, że Konfederacja nie wystawiła nikogo do Senatu we Wrocławiu.
czwartek, 26 września 2019
Czy Jan Pietrzak sięgnął dna?
Oburzenie wypowiedzią Jana Pietrzaka o pewnej wulgarnej
artystce „ze spalonego teatru”, która kandyduje do Sejmu, jest nieco dziwne.
Poziom dyskusji w mediach publicznych bowiem już dawno sięgnął poziomu menela i
chyba niewiele może tu zaskoczyć, a wypowiedź znanego satyryka niewiele odbiega
od normy.
Być może winą jest szybkość komunikacji. Internet i różne
media społecznościowe sprawiły, że można w ciągu dosłownie kilku sekund
zareagować i zamieścić komentarz, który pójdzie w świat, a nim nadawca
komunikatu się zreflektuje i ściągnie nieprzemyślaną wypowiedź, zostanie ona
już przeczytana i powielona przez dziesiątki, setki, a nawet tysiące osób.
Wulgaryzmy pojawiają się więc na różnych tłiterach i fejsbukach na porządku
dziennym i nie ma tu specjalnej różnicy, czy wpis zamieszcza pan Kazio lub pani
Hania, czy znany i dystyngowany dziennikarz, aktor, polityk lub pisarz. Nagle
okazuje się, że wyrafinowany autor rzuca mięchem, aż uszy więdną. I naprawdę
trudno to usprawiedliwić jakimś „artystycznym” kontekstem.
Czy można tutaj coś zmienić? Pewnie można. Zacząć trzeba od
siebie samego, jeśli samemu się coś pisze lub nadaje. Dużo rolę mogłyby odegrać
też tutaj tzw. „elity opiniotwórcze”, ale przecież niestety to o nich mowa,
więc nie należy się od nich zbyt wiele spodziewać. Chyba że sobie uświadomią,
iż ich przykład idzie w świat i że hodują w ten sposób następne pokolenie,
które będzie jeszcze wulgarniejsze, bo przecież gorszy pieniądz wypiera lepszy.
Czy znaczy to, że usprawiedliwiam zniżanie się Pietrzaka do
poziomu tej pani (choć naprawdę trudno jej dorównać w plugastwie)? Nie. Choć
rozumiem, że satyrykowi puściły nerwy. Jego wypowiedź jednak nie jest ani
żadnym novum, ani nie należy do najwulgarniejszych, jakie można usłyszeć, czy
przeczytać.
środa, 25 września 2019
Co Zoja Ekologistka skrywa za plecami?
Pisałem wczoraj o wykrzywionej twarzy dziecięcej ikony ruchu
ekologistów-zamordystów, którzy próbują nas także chwycić za serce i przymulić
nasze myślenie. Myślenie jest groźne, bo prowadzi do zadawania pytań, a jeśli
padają pytania, to oczekuje się argumentów, a nie płaczu, zaciskania zębów czy
groźnego pokrzykiwania.
Dawid Mysior pomyślał, pomyślał, poszperał i pokazał nam, co
kryje się za plecami Zoji Ekologistki. Bardzo to interesujące. To w to wciąga
się młodzież. To tak brzydko bawią się możni tego świata. Faktycznie jest się
czym martwić. Włos jeży się na głowie. Polecam także sam kanał tego autora.
Warto pooglądać. Proszę autora tylko, by nie zmieniał już imion i nazw, bo trochę jest to mylące i dezorientujące.
wtorek, 24 września 2019
Wykrzywiona twarz Zoji ekologistki, która spadła z hulajnogi
Media obiegły dzisiaj zdjęcia i film wykrzywionej
histerycznie twarzy małej ikony ruchu ekologicznego. A na dodatek dorzucono i
jeszcze to przedstawiające jej „zimny wzrok” wlepiony w prezydenta Trumpa,
który jej nie zauważył. Ta wykrzywiona twarz nastoletniej dziewczynki świadczy
o mizerii i nikczemności całej tej socjotechniki, która wykorzystuje dziecko do
swoich celów. Jej histeryczne deklaracje, strajk w postaci niechodzenia do
szkoły i cała ta szopka z podróżą jachtem przez ocean świadczy jedynie o tym,
za jakich durniów mają nas macherzy od brudnej polityki. Jest też
potwierdzeniem, że we współczesnej kulturze nie używa się argumentów
racjonalnych, ale próbuje chwycić za gardło emocjami.
To wszystko w gruncie rzeczy przypomina te hulajnogi
porozrzucane po mieście – czyli totalną dziecinadę (notabne zastanawiam się,
kto na tym zbija kasę – w Heraklionie widziałem podobne (jeśli nie identyczne)
hulajnogi do tych, jakie można spotkać we Wrocławiu, założę się, że i w innych
miastach krajów europejskich jest podobnie). Epatuje się nas emocjami
dziewczynki, która zamiast jeździć po forach międzynarodowych powinna siedzieć
w szkole i się uczyć. Gorzej, że chodzenie do szkoły przestaje już gwarantować solidne
wykształcenie, jeśli weźmie się pod uwagę, że w niektórych krajach europejskich
można z niej wylecieć za stwierdzenie zwykłej zdroworozsądkowej i naukowej
prawdy.
I tak, jeśli mediów nie obiegają kretyńskie wypowiedzi
jakichś „intelektualnych autorytetów”, to raczy się nas histerią małolaty,
którą hołubi się, jakby była Alfą i Omegą, a jest jedynie dzieckiem
wykorzystywanym przez dorosłych. Kiedyś dano by jej co najwyżej lizaka albo
parę klapsów, dzisiaj zaopatruje się ją w jacht i wysyła na zgromadzenie ONZ, a
poważne stacje przepraszają ją za „haniebne słowa” jakiegoś eksperta. Tak to
wygląda, za takich idiotów nas mają.
poniedziałek, 23 września 2019
Prorocze słowa Agnieszki Holland – ciarki chodzą po plecach
Agnieszka Holland o filmie Mela Gibsona Pasja w roku 2004:
„Film ma złą energię. Nie chodzi o to, że jest kiczem, bo w
końcu kicze powstają ciągle i kiczowatych jest bardzo wiele dzieł sztuki. Niebezpieczeństwo
polega na tym, że Pasja otwiera jakąś otchłań przemocy, nieporozumienia,
gwałtu, odległych – w moim poczuciu – od tego, co jest treścią Ewangelii. A w
kontekście fundamentalizmów, które zaczynają władać światem, może stać się
zaczynem czegoś znaczenie straszniejszego, niż możemy sobie dzisiaj wyobrazić.
Jeśli film będzie miał takie znacznie, jak na to wygląda (w sensie skali
odbioru i identyfikacji z nim bardzo wielu grup chrześcijan), może oznaczać
powrót do najciemniejszych czasów i klęskę dwóch tysięcy lat nauki Chrystusa.
Ja u Gibsona nauki Chrystusa nie zobaczyłam. Zobaczyłam natomiast
bezinteresowne, bezmyślne okrucieństwo. Zobaczyłam Chrystusa nie jako
człowieka, który daje miłość, wiarę i nadzieję, ale jako jakiś potworny,
skrwawiony strzęp. I zobaczyłam straszną nienawiść do Żydów. W moim pojęciu
Pasja my tyle wspólnego z Ewangelią, ile Osama ben Laden z Koranem”.
Jestem ciekaw, ile jeszcze widzów i czytelników pamięta z
tamtych czasów to wzmożenie różnej maści tzw. „autorytetów intelektualnych”,
którzy jeździli po tym wybitnym filmie, jakim bez wątpienia jest Pasja, i po
Melu Gibsonie, jak po łysej kobyle. Słuchając ich słów można było się
spodziewać fali wszelkiego rodzaju przemocy i pogromów. Jak dobrze wiemy, ta
histeria nie była nieuzasadniona, tak się przecież stało, płonęły żydowskie
sklepy i sklepiki, agresja i fundamentalistyczna nietolerancja zalały ulice, a
Agnieszka Holland jest jedną z nielicznych ocalonych. Młodsze pokolenie, które
nie czyta książek, chodzi zapewne w błogiej nieświadomości tego, co się wówczas
wydarzyło.
Proszę też zwrócić uwagę na to, że przytoczony powyżej
fragment wskazuje na autorytet Agnieszki Holland nie tylko w dziedzinie ogólnie
pojmowanego intelektu i sztuki filmowej, ale również w dziedzinie religii, a
zwłaszcza biblioznawstwa i interpretacji Koranu. Powinniśmy hołubić ją jako
dobro narodowe i już za życia otaczać czcią należną wręcz bogom.
Tym bardziej, że Agnieszka Holland znowu wieszczy i znowu
ostrzega. Oto dowiadujemy się, że mówi o „inżynierii społecznej megalomańskiej
władzy”, a dopytywana przez dziennikarkę, co to znaczy stwierdza, jak donosi tygodnik „Do Rzeczy”:
„No jest
to aluzja do tych populistycznych przywódców, którzy uważają,
że władza daje im prawo do tego, żeby projektowali człowieka,
żeby projektowali społeczeństwo, żeby projektowali naturę albo żeby niszczyli
naturę. I takich populistów mamy niestety w tej chwili sporo.
Od Trumpa (prezydent USA – red.) przez Bolsonaro (prezydent Brazylii
– red.) do prezesa Kaczyńskiego. (...) No właśnie boję się,
że będzie niedobrze. (...) mówmy
o głównych ideowych założeniach. Jak pani odbiera fakt, że de facto
proklamują państwo wyznaniowe? Jak pani odbiera fakt, że wyklucza rodziny,
które nie mieszczą się w »kobieta, mężczyzna i dzieci«? Jak pani
odbiera fakt, że połowa obywateli albo więcej znajduje się poza centrum
jego zainteresowania czy że tak wielką część obywateli uważa
za obywateli gorszej kategorii – jak pani to odbiera? Jak pani
odbiera próby tzw. repolonizacji czy – teraz to się inaczej nazywa
– repluralizacji mediów? Jak pani sobie to wyobraża? Do czego
to ma prowadzić?”
Muszę przyznać, że po tych słowach zacząłem ze strachem
ukradkiem spoglądać przez szparę w zasłonie na ulicę, nerwowo reaguję na każdy
dzwonek u drzwi, a kiedy listonosz przynosi mi urzędową korespondencję, nerwowo
trzęsą mi się ręce i pot ciurkiem ścieka mi po plecach. Skoro to wszystko mówi
nasz wybitny autorytet intelektualny (i filmowy), to musi być naprawdę źle!
Czas szykować szczoteczkę do zębów i zapas bielizny albo czym prędzej prosić o
azyl w jakimś cywilizowanym kraju. W końcu „bezmyślne okrucieństwo” już ostrzy
noże.
sobota, 21 września 2019
piątek, 20 września 2019
czwartek, 19 września 2019
Czy ruch LGBT ma podłoże satanistyczne?
Oczywiście wszyscy ci, którzy nie wierzą w diabła, czytając
taki tytuł popukają się w głowę. Trudno jednak nie uciec przed taką myślą,
jeśli patrzy się na to, jak wyglądają demonstracje aktywistów i zwolenników
LGBT: bluźnierstwa, profanacje, szyderstwa.
Obnoszą zatem obrzydliwe bluźniercze wizerunki wagin,
penisów, które przedstawione są w taki sposób, by naśladować monstrancję, w
której znajduje się Najświętszy Sakrament. Odprawiają bluźnierczą „mszę” – co
można wprost porównać do tzw. „czarnej mszy”. Kpią z Matki Boskiej poprzez
dekorowanie Jej wizerunku satanistyczną tęczą (jeden z moich znajomych zdziwił
się, gdy mu uświadomiłem, że tęcza na starych obrazach religijnych nie jest
jednak tą samą tęczą, jaką genderowi rewolucjoniści dekorują święte wizerunki i
powiewają na swoich banerach). Do tego mamy jeszcze ataki na księży i kościoły
oraz szydercze parodiowanie strojów duchownych i zakonnic.
A to wszystko dzieje się przy głoszeniu haseł tolerancji,
miłości, poszanowania cudzych poglądów i stylu życia. Politycy i celebryci,
którzy bronią homoseksualnych rewolucjonistów, wydają się tego wszystkiego nie
dostrzegać. Odcinają się co najwyżej od tych ekscesów dopiero po tym, gdy
podniesie się krzyk oburzenia i widzą, że może im to zaszkodzić w popularności.
Z jednej strony można się oburzać i wręcz należy się
oburzać. Z drugiej strony nie trudno patrzeć na tych biednych ludzi z wyrazem
politowania. Kiedy my, katolicy, idziemy w procesji za Najświętszym
Sakramentem, wierzymy, że w tym cieniutkim, białym opłatku jest sam Bóg,
Stwórca wszechświata, rzeczy widzialnych i niewidzialnych. On karmi nas swoim
Ciałem, by dać nam życie wieczne. Homoseksualni rewolucjoniści (za czyim to
podszeptem?) idą za bluźnierczym wizerunkiem, który jest diabelską parodią
Najświętszego Sakramentu, ale jednocześnie określa, co jest dla nich
najważniejsze. A cóż to takiego? Organy płciowe i nic więcej. Coś, co łączy nas
ze zwierzętami. Cóż za upadek!
Tak więc szydząc z Najświętszego Sakramentu ci biedni ludzie
nie widzą, że szydzą również z samych siebie. To nie jest już zapatrzenie we
własny pępek, to zapatrzenie we własne genitalia albo genitalia, a nawet odbyt
tzw. „partnera seksualnego”.
Chrześcijańskie średniowiecze (które dla ludzi
niewykształconych jest symbolem ciemnoty) stworzyło wspaniałą architekturę,
rzeźbę, malarstwo, muzykę, literaturę, filozofię, teologię, logikę... Nietrudno
dopatrzyć się tutaj związku między wiarą tych ludzi a ich kulturą. Jaką kulturę
można zbudować, jeśli w centrum stawia się organ płciowy? Diabeł obiecał
pierwszym ludziom, że będą jak Bóg. Okazało się to w rzeczywistości totalnym upadkiem.
Teraz tym biedakom obiecuje wyzwolenie. Trudno chyba o bardziej nikczemne i
poniżające zniewolenie.
środa, 18 września 2019
poniedziałek, 16 września 2019
sobota, 7 września 2019
Corner Shop: Dzikie serce Michaela Vorisa i dwunastogwiazdkowy Generał
Michael Voris,
The Weapon. Chaining the Gates of Hell With the Holy Rosary, St. Michael’s
Media Publishing, Ferndale 2016.
Patryk Vega czyli zupa z trupa
Muszę przyznać, że z pewnym rozbawieniem obserwuję reakcje
różnych krytyków, dziennikarzy, a nawet polityków po premierze filmu Patryka
Vegi „Polityka”. Już zajawki tego filmu wyglądały źle, a co dopiero cały film.
Z drugiej strony jest w tym też pewna przykrość, bo kiedyś
byłem fanem „Pitbulla”. Kiedy odkryłem, że istnieje telewizyjny serial,
obejrzałem wszystkie odcinki. W tamtych czasach to była rewelacja. Niestety
kolejne filmy Vegi były coraz gorsze.
„Służby specjalne”, którymi niegdyś się ekscytowano obejrzałem
z pewnym niesmakiem, doceniając wprawdzie niektóre wątki, czy pomysły. Serial
nawet mnie nie kusił. Kolejne kinowe „Pitbulle” i te jakieś tam „Kobiety mafii”
czy jakkolwiek to się nazywało były już coraz gorsze, łącznie z tym, który
zrobił Pasikowski. Tego po prostu nie dawało się oglądać. Pamiętam, jak po
pierwszych minutach jednego z nich miałem ochotę po prostu wyłączyć ekran
(chyba nawet o tym już na swoim blogu pisałem), wytrwałem do końca jedynie
dlatego, że za ten badziew zapłaciłem. „Botoks” widziałem tylko we fragmentach
i to mi wystarczyło. Scena, w której pogotowie przyjechało do kobiety
kopulującej z psem, była szczytem wszystkiego i nie miałem ochoty na więcej.
Zaiste Stanisław Michalkiewicz miał rację określając wizje świata, jakie tego
typu produkcje pokazują, „panświnizmem”.
Można powiedzieć, że w zasadzie spojrzenie na świat, jakie
nam przedstawiają Vega, Pasikowski czy Smarzowski, niewiele się różni. Owszem,
Smarzowski i Pasikowski są w stanie zrobić dobry film (nie wiem, czy jeszcze
jest Vega) i gdyby tylko ich ktoś utemperował i wyrzucił na zbity pysk za
drzwi, dopóki nie przyniosą dobrego scenariusza, to może, może... Tymczasem
recepta na robione przez nich filmy jest prosta jak konstrukcja cepa, co
najwyżej w jakichś porywach jak konstrukcja kałasznikowa. Trzeba po prostu wrzucić
do gara jak najwięcej wulgaryzmów i wymieszać to z ekskrementami. Można
dorzucić parę prezerwatyw i tego nieszczęsnego wilczura złączonego z jakąś
damą. Ewentualnie jakiś szczeniacki wątek miłosny.
Tak, tak – tak nisko swą publiczność oceniają ci panowie. Ja
na szczęście do niej już od dawna nie należę.
czwartek, 5 września 2019
Samobójca prosi o błogosławieństwo (i je otrzymuje!)
Na portalu PCh24.pl ukazał się kolejny odcinek programu
Michaela Vorisa z cyklu „The Vortex”. Warto zobaczyć, bo mówi on o tym, jakiego
dna sięgnął kryzys Kościoła katolickiego w niektórych parafiach w Stanach
Zjednoczonych. To w gruncie rzeczy ostrzeżenie dla nas i dla naszych duchownych.
Ta fala idzie też do nas, choć może tego nie dostrzegamy i wydaje się, że wciąż
jest normalnie. Nie łudźmy się: siły zła działają cały czas.
A tymczasem W „milutkim kościółku” nie ma miejsca na potępienie! Zwłaszcza dla homoseksualistów-samobójców.
środa, 4 września 2019
Hulajnogą w XXII wiek (i na księżyc!)
Porozrzucane po mieście hulajnogi elektryczne są dla mnie
symbolem zdziecinnienia współczesnej Europy. Dorośli ludzie jeżdżą na sprzęcie,
na którym niegdyś jeździły małe dzieci i to dzieci w krótkich spodenkach. Tak,
to prawda – różnica jest taka, że są one elektryczne. Poza tym wielkiej różnicy
nie ma. Skojarzenie z niedojrzałością i nieodpowiedzialnością nasuwa też widok
tych zabawek porzuconych w różnych dziwnych miejscach, dokładnie tak samo jak
pluszowych misiów i zabawkowych koparek w pokoju dziecka – jeśli kiedyś
wybijecie sobie zęby na nieoświetlonej ulicy, założę się, że będzie to skutkiem
potknięcia się o zostawioną hulajnogę.
Nasuwa mi to też skojarzenie z moim dawnym doświadczeniem
pracy w Londynie jako „pizzaman”. Być może już gdzieś tutaj o tym pisałem, ale
powtórzę. Otóż zauważyłem dziwną rzecz: lokalni kierowcy, którzy w większości
byli nastolatkami dorabiającymi sobie do kieszonkowego, zostawiali motory
niedbale rozstawione przed restauracją. Piesi klęli, bo jeśli się zagapili,
potykali się o niedbale zaparkowany skuter. A takie zderzenie mogło być
bolesne. Dochodziło nawet do konfliktów z kierowcami. Tam, w Londynie, był to
dla mnie symbol nieodpowiedzialności tych młodych ludzi, braku empatii i
uwzględnienia faktu, że oprócz nich istnieją też ich bliźni. Jednym słowem –
był to przejaw zwykłego egoizmu.
Wróćmy do hulajnóg – Marcin Jendrzejczak na portalu PCh24.pl twierdzi, że przestrzegający przed nimi „wpisują się (...) (choć niekoniecznie
świadomie) w lewicową narrację”. A to dlatego, że pojawiły się „pomysły
uregulowania (ograniczenia) ruchu hulajnóg”, a nawet zabronienia „wjazdu na
tereny dostępne dla przechodniów”. Otóż w tym przypadku zgadzam się jednak z
lewakami, choć nie zgadzam się z innymi ich poglądami, które autor zresztą w
swoim artykule słusznie punktuje.
Oprócz bałaganu, jaki zaczął panować na ulicach, gdzie
hulajnogi leżą lub stoją w sposób opisany wyżej, widzę wiele sytuacji, które
wcale nie wskazują na „odpowiedzialne” ich używanie przez osoby, które z tego
sprzętu korzystają. Dwójka dzieciaków jedzie chwiejnie na sprzęcie, który na
dodatek pędzi dość szybko i niebezpiecznie blisko aut i pieszych. Jakiś
dojrzały osobnik jedzie niebezpiecznie na hulajnodze po ścieżce rowerowej wśród
wzmożonego ruchu. W Internecie czytam, że oto dziecko trafiło do szpitala, bo
zostało potrącone przez użytkownika hulajnogi itp., itd. Na dodatek mój
wysportowany klient, który jeździ na deskorolce i rowerze, a na dodatek biega
niemal profesjonalnie, twierdzi, że hulajnoga elektryczna jest wyjątkowo niebezpieczna
i kierujący nią powinni jeździć w kaskach.
Wbrew temu, co pisze Marcin Jendrzejczak, wydaje mi się, że
hulajnoga to jeszcze jedna próba wyciągnięcia nas z aut, choć po coraz
częstszej krytyce, z jaką się te dziecinne pojazdy spotykają, lewacy postanowili
problem uregulować po swojemu – wprowadzając ograniczenia i restrykcje, które w
większości akurat w tym przypadku popieram.
Sam problem jest natomiast dużo poważniejszy, niż takie czy
inne zakazy. Pomysły, które wiele miast wdraża, sprawiają, że po mieście jeździ
się coraz gorzej autem. Wszelkie monity i pisma do urzędników miejskich nie
odnoszą z reguły skutków. Wiele ulic ulega zwężeniu, parkowanie w centrum
miasta jest utrudnione – ewidentnie chce się uzależnić mieszkańców od
transportu miejskiego i sprawić, by jeździli do pracy rowerami. Samochód w tej
sytuacji staje się symbolem wolności i uniezależnienia od lokalnych rządów.
Tymczasem zdziecinnienie postępuje. Ale nie ma się co
martwić – rząd lokalny i centralny się nami zaopiekuje. Z pewnością podrzuci
nam kolejne zabawki.
poniedziałek, 2 września 2019
Dług wdzięczności – ciekawy reportaż
Nie mam telewizji już od ponad 20 lat. Jak pisałem w jednym
z poprzednich wpisów, moje zetknięcia z telewizją kablową lub satelitarną
utwierdzają mnie jedynie w przekonaniu, że telewizja nie jest mi do szczęścia
niezbędnie potrzebna. Śledzę natomiast z dużym zainteresowaniem rozwój
telewizji internetowych (także z dużym niepokojem – wziąwszy pod uwagę niedawne
próby ocenzurowania niezależnych stacji przy milczeniu przedstawicieli rządu).
Jest w tych niezależnych produkcjach naprawdę coraz więcej
ciekawych programów i – jeśli korporacyjni cenzorzy nie dopną swego – będzie
pewnie jeszcze większy ich wybór. Pojawiają się nie tylko nowe internetowe
platformy telewizyjne, ale także nowi niezależni prezenterzy, którzy „nadają”
swoje programy niezależnie od linii programowych tej czy innej redakcji.
Jednym z grzechów głównych tych produkcji jest chyba przede
wszystkim to, że wiele z tych materiałów jest dość długich. Gdybym chciał na
przykład obejrzeć wszystkie interesujące pojawiające się filmy, audycje i
wywiady w całości, to musiałbym za każdym razem spędzić niemal cały dzień przed
ekranem komputera, a akurat od tego próbowałem się wyzwolić, kiedy pozbyłem się
dostępu do telewizji. To pewnie też swego rodzaju zachłyśnięcie się
możliwościami, jakie daje Internet i nie dotyczy to jedynie produkcji polskich
– to samo dzieje się na rynku anglojęzycznym, który staram się śledzić w
wydaniu amerykańskim.
Z drugiej strony zaletą tych programów jest to, że
prowadzący pozwala swojemu gościowi się „wygadać”, nie przerywając mu – co jest
cenne zwłaszcza wówczas, gdy rozmówca ma wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia
i robi to w sposób zajmujący. A poza tym programów tych nie trzeba oglądać o
określonej godzinie (chyba że chce się oglądać jakąś audycję na żywo, bo jest
szybką reakcją na aktualny problem) i można je zobaczyć o dogodnej porze, a
nawet oglądać je fragmentami.
Nie zmienia to faktu, że przydałoby się więcej materiałów krótkich
– takich, jak na przykład prezentowany na moim blogu kilka razy „Vortex”
Michaela Vorisa, który z reguły ma nie więcej niż 15 minut, a przeciętnie
pewnie mniej niż 10. Osobiście chętnie na przykład obejrzałbym serię takich
krótkich, „szybkich” recenzji książkowych, które dałyby mi dawkę informacji o
interesujących publikacjach.
Druga rzecz, która w tych niezależnych audycjach się pojawia
i rozwija, oprócz „gadających głów”, to filmy dokumentalne i reportaże. I na
jedną z takich produkcji, którą można znaleźć na portalu „wSensie.tv” i która została
zrealizowana niedawno, chciałbym po tym przydługim wstępie zwrócić uwagę.
Wprawdzie nie wszystko jest tutaj dla mnie jasne, ale sam materiał jest bardzo
ciekawy i warty obejrzenia. Może więc dla odmiany, zamiast oglądać telewizję,
warto wyłączyć odbiornik i włączyć komputer, by zobaczyć reportaż „Rajmund Gąsiorek: Dziś spłacam dług wdzięczności”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)